Relacja Marka Tumiłowskiego z XL obozu Szesnastki koło Cichego w 1969 roku.

Miejsce było super, i pamiętam, że dotarliśmy tam bez większych przygód, jeżeli nie liczyć zwierzęcego trudu wielokilometrowego taszczenia swojego ekwipunku po piaszczystej drodze. Taka karawana wielbłądzików. Ja robiłem już za weterana, miało się bądź co bądź obozowe doświadczenie. Co w praktyce ograniczyło się do przeładowania plecaka, bo zabrałem wszystko czego zabrakło mi w zeszłym roku. Czego tam nie było: i kombinerki, bo kiedyś omal nie umarłem z głodu jak urwał się cycek i kluczykiem nie dało się otworzyć puszki, a stal była kiedyś na konserwach pancerna, i zapas baterii R20, bo trudno dostępne w terenie, i dodatkowy plecak, po co, o tym później.

Tak czy inaczej, na miejscu zaczęliśmy od odpoczynku i napychania sienników. Fajne było jezioro, niewielkie śródleśne oczko. Dziś określilibyśmy je jako „dziewicze". Łapaliśmy tam ryby, jakich oko nie widziało i to jak? Ryby atakowały pusty haczyk, i wkrótce ogołociliśmy pobliski GS (taki supermarket wielkości kiosku z lat 60-tych) z żyłki i haczyków. Sprzęt ograniczaliśmy do minimum, spławik czy kij był zbędny, a wersja lux miała dodatkowo kołowrotek. 

 

Jezioro Robotno

 

Malownicze śródleśne oczko

Pamiętam, jak Witek Perzanowski, któremu dostarczaliśmy żywca, wyciągał takie okonie, na widok których zasłabłby każdy współczesny wędkarz. Może są jeszcze takie miejsca, ale chyba tylko w Kanadzie albo na Syberii.

Któregoś dnia wybraliśmy się całą drużyną na kilkudniową wycieczkę. Już w południe „na dzień dobry" zlał nas deszcz. I to taki, przed którym schowałby się sam Noe. Wtedy po raz pierwszy przemiękła mi skóra. Głodno, chłodno, obozowisko nie tak daleko, ale starszyzna podjęła jeszcze heroiczną próbę pokonania przeciwności losu. Szesnastka, to jednak zobowiązuje. Uradzono: gorący posiłek w jednym z okolicznych ośrodków wypoczynkowych. Łatwiej powiedzieć niż zrealizować. W końcu zamówiono dla wszystkich po talerzu flaków. To taka staropolska potrawa o nieapetycznym wyglądzie i odrażającym zapachu. Mówią, że jak jesteś extremalnie głodny, to wszystko ci smakuje i pamiętasz ten smak do końca życia. Bzdura. Do dziś unikam zupy. Ruszyliśmy w drogę, ale znowu tak lunęło, że nawet starszyzna wymiękła. Wieczorem jakoś dopłynęliśmy do obozu. Pigulara roznosiła aspirynę z ciepłą herbatą jeszcze następnego dnia. Było to coś nowego, bo na poprzednim obozie nie spadła ani kropla.

Dużo zażywaliśmy sportu. Biegi, gry zespołowe i zręcznościowe, ale dominowała siatkówka. Była to chyba nasza koronna konkurencja, i aczkolwiek nie pamiętam jakiś sukcesów, to w siatkę grywało się zawsze i to w dowolnych ilościach. Mieliśmy nawet jednorodne czarne koszule z numerami. Ale prawdziwą namiętnością był rzut nożem i niewiele finek wróciło w całości. Nawet dziś rzucam nożem i siekierą, co jest chyba jakimś atawistycznym nawiązaniem do sprawności ogólnobojowej.

Było w drużynie wielu zawołanych piechurów, którzy wykreowali pęd do drałowania i zdobywania odznak turystyki pieszej. Ktoś dostarczył książeczki OTP i zaczęła się pogoń za wpisami i stempelkami potwierdzającymi przebyte kilometry. W mojej książeczce są odciski: sklepów, sołtysów, stacji PKP, ośrodków wczasowych, apteki a nawet komitetu blokowego /cokolwiek to było/. Wpisy te dokumentują naszą trzydniową wycieczkę do Iławy /14-16 lipiec, trasa 49 km/. 

 

Zauważyłem, że starsi koledzy na alarmy i rajdy pakowali się w super małe, specjalnie do tego celu zabierane dodatkowe plecaki. I była to jakaś lokalna moda, bo miniaturka plecaka ze wszystkimi akcesoriami: jak paski do mocowania zrolowanego koca, troki do kubka czy menażki wyglądała na bajer z wyższej półki. A prawidłowość była taka: im większy facet, tym mniejszy miał plecak. I jest w tym historyczna prawda, że zgrabny niewielki, ograniczony do niezbędnego minimum ekwipunek, świadczy o doświadczeniu harcerza. W ogóle to w tamtych latach przywiązywaliśmy wielką wagę do wyglądu i cywilbanda była tępiona, mimo że o sprzęt harcerski czy wojskowy było zawsze trudno. Ja dobry plecak nabyłem dopiero po kilku latach, a śpiwór był marzeniem wielu. Muszę tu wspomnieć także o modzie mundurowej. Najlepiej świadczył o harcerzu kolor munduru. Im jaśniejszy tym lepiej, tym więcej przeszedł jego właściciel. Ale białawy mundur jest jak galowy w marynarce i trzeba wiele starań żeby utrzymać go w czystości. Drugie: krótkie spodenki. Im krótsze, tym lepsze. Oglądając nasze zdjęcia z lat 60-tych i 70- tych, Marek mówi o nich „stringi". Co tam Marek, dziewczynom się podobały a i w razie konieczności czas dostępu był krótki. Trzecie: czarne buty gumowe (wtedy od wyzwolenia był tylko jeden model) z koniecznie wywiniętymi cholewkami. Dobrze się w nich chodziło po lesie i podchodziło. Zmięta czapka dopełniała regulaminowego stroju, doświadczonego i świadomego swojego miejsca w historii, Szesnastkowicza.

Było też jedno wydarzenie pierwszoplanowe dla historii ludzkości. Lądowanie człowieka na Księżycu. Nie mieliśmy z tym nic wspólnego jako drużyna, ale będę pamiętał, że gremialnie wybraliśmy się do wsi, gdzie na wystawionym w świetlicy telewizorze (ekran jakieś 15 cali) oglądaliśmy lądowanie Apolla. I oglądaliśmy i nie, bo noc mijała a na ekranie ciągle tylko noga od lądownika. W świetlicy aż ciemno od ludzi, za oknem Księżyc w pełni o wyciągnięcie ręki, oczy się kleją, do namiotu kawał drogi, a tu na ekranie nic tylko ten wspornik. Amerykanie twierdzą, że wylądowali 20 lipca, ale ja tego nie widziałem.

Bieg na stopnie jak zwykle całodzienny i nocny, jak zawsze u nas trudny, wymagający wiedzy i wysiłku fizycznego, ale upragniony stopień Ochotnika zdobyłem. Przysięgaliśmy zwyczajowo w nocy, na nasz sztandar, byli instruktorzy i garstka rodziców. Dostałem Krzyż i byłem tak dumny jakby to był Virtuti.

Nie ma zmiłuj się, w przyszłym roku też jadę.

Marek Tumiłowski
wrzesień 2005r.

Statystyka
XL Obóz 16 WDH

Nazwa obozu: Matecznik
Lokalizacja: okolice miejscowości Ciche nad jeziorem Robotno 
Termin:02-28.07.1969 rok 

Komendant: Marek Wronkowski 
Oboźny: Alek Bartnicki
Kwatermistrz: M. Gębiński (KPH)
Magazynier: Janek Pazio
Stan: Kadra+33 harcerzy w 5 zastępach

Zastępy:
Rysie - zast. L.Konieczny
Tury - zast. Ryszard Lichniak
Wilki - zast. Andrzej Marczak
Żbiki - zast. Witold Perzanowski
Bobry - zast. J.Donica/Maciek Korwin

Przeciętny wiek: 12 lat -11, 15 lat - 11
Zdobyto stopnie: 8 ochotnika, 7 tropiciela
Zdobyto sprawności: 44
Przyrzeczenie: 22.07.1969r.
Punktacja zastępów: I - Wilki, II - Rysie, III - Bobry 

 

Okolice obozu...

 

...30 lat później