Zimą 1938/39 r. Drużyna, tak jak całe harcerstwo i całe społeczeństwo, zaczęła bardzo wyraźnie odczuwać groźbę zbliżającej się wojny. Zawiszacy, czynni instruktorzy i starsi harcerze będący już na studiach, zaczęli być mobilizowani do wojska. W marcu, w reakcji na terytorialne żądania Hitlera skierowane wobec Polski, ogłoszona została częściowa mobilizacja rezerwistów i kilka dywizji przegrupowano w pobliże granicy niemieckiej. Później ciągle kogoś wzywano - a to na przeszkolenie, a to na ćwiczenia. Pracy śródrocznej Szesnastki nie mogło to jeszcze zdezorganizować, bo oparta była na zbiórkach zastępów, a zastępowymi byli w większości jeszcze uczniowie. Ale już czuło się specyficzne napięcie.

Jakby tego było mało, w Chorągwi Warszawskiej ZHP wybuchł, a właściwie ujawnił się od dawna trwający, bardzo poważny konflikt na tle ideologicznym, a tak naprawdę politycznym. Iskrą zapalną stało się niesprawiedliwe potraktowanie przez Naczelnika Harcerzy cieszącego się powszechnym uznaniem komendanta chorągwi, który został najpierw zwolniony z funkcji, a następnie 31 marca usunięty z ZHP wraz dwoma harcmistrzami, którzy stanęli bezpośrednio w jego obronie.  W reakcji na to 2 kwietnia ponad stu podharcmistrzów i harcmistrzów warszawskich wystosowało do władz harcerskich list protestacyjny, grożąc opuszczeniem ZHP w razie, gdyby Naczelnik Trylski nie wycofał się ze swoich decyzji. Wśród nich byli prawie wszyscy zawiszaccy instruktorzy m.in.: Zygmunt Wierzbowski, Gustaw Radwański, Włodek Giżycki, Janek Bugajski, Andrzej Zieliński i drużynowy Stefan Jedliński. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Naczelnik nie ugiął się. Wręcz przeciwnie – część sygnatariuszy listu została z ZHP usunięta. Spora grupa w geście protestu sama złożyła swoje stopnie. W ten sposób, na skutek aroganckiej postawy Naczelnika Harcerzy, który w sposób bezwzględny, łamiąc wewnątrzorganizacyjne zasady, realizował sanacyjny plan ograniczania wpływów instruktorów o zapatrywaniach narodowo-katolickich i lewicowych na działalność związku, harcerstwo męskie w Warszawie niemal w przededniu wojny pozbawiło się większej części swojej kadry instruktorskiej. Nie tylko zresztą tych, którzy sympatyzowali z endecką czy lewicową wizją harcerstwa. W geście solidarności i w obronie zwyklej przyzwoitości list poparło też liczne grono instruktorów „prorządowych”.

Opisane tu wypadki nie miały na szczęście większego wpływu na bieżące życie harcerskie w drużynach. Na przykład phm. Stefan Jedliński nadal prowadził Szesnastkę. Drużyna miała swój własny, od dawna skrystalizowany styl działania, swój program i kadrę. To czy drużynowy i pozostali instruktorzy byli formalnie wpisani na listę instruktorów ZHP czy nie, było jej de facto obojętne. Podobnie przedstawiała się sytuacja w innych warszawskich drużynach. Sądzono zresztą, że jest to stan przejściowy, bowiem w dniach 20-21 maja miał się odbyć w Lublinie XVII Walny Zjazd ZHP i liczono, że dojdzie tam do zmiany kierownictwa związku. Zjazd się odbył, ale do żadnych istotnych zmian nie doszło. Wojewoda Grażyński pozostał Przewodniczącym ZHP, a hm. Trylski – Naczelnikiem Harcerzy. Rozłam w ZHP był już tylko kwestią czasu. Tyle, że czasu tego już nie wystarczyło. Zanim do czegokolwiek mogło dojść, rozpoczęły się wakacje i obozy, a potem – wiadomo. Wszystko to miało jednak swoje bardzo poważne konsekwencji i dla harcerstwa i dla Szesnastki, które ujawniły się w niedalekiej, bardzo trudnej przyszłości.

Ale wróćmy do zimy i wczesnej wiosny oraz do wydarzeń w Szesnastce.

19 lutego Szesnastka i 80 WDH pod wodzą Tadka Lubańskiego uzyskały tytuły „czołowych drużyn” w hufcu Śródmieście za rok 1937/38.

2 kwietnia w związku trudną sytuacją ogólną, zagrożenia wojennego i trudnymi do przewidzenia następstwami konfliktu w warszawskim ZHP, oficjalnie w rozkazie drużyny cofnięto wszystkie udzielone wcześniej urlopy, w tym najstarszym, przygotowującym się do matury harcerzom.

W dniach 5-6 kwietnia Drużyna przeszła specjalne przeszkolenie do służb pomocniczych: obrona przeciwgazowa, samarytanka, sygnalizacja tarczami OPL.

Pod koniec maja, a konkretnie od piątku 27-go do niedzieli 29-go, odbywał się w Wesołej Zlot Chorągwi. Drużyna wystąpiła nań w sile 40 harcerzy (bez najstarszych, zdających maturę), z czego 30-tu na rowerach. Biwakowano w małych namiocikach - "alpejkach". Szesnastka uzyskała za swój biwak pierwsze miejsce wśród drużyn bardzo dobrych i czwarte miejsce w pokazach sprawnościowych. W tej samej konkurencji sukces odniosła 80 WDH „Lulu” Labańskiego wyprzedzając Szesnastkę i zajmując trzecie miejsce. Na zlot wydano specjalny numer "Sulimczyka".

(...) Praca w Drużynie w tym okresie wyglądała następująco:

Zbiórki zastępów raz na tydzień w izbie harcerskiej, na sali gimnastycznej lub na mieście (w lecie; gry). Czasami w niedzielę wycieczki lub zebrania towarzyskie. Zbiórki drużyny co dwa tygodnie w sobotę po południu lub w niedzielę po kościele. W ciągu roku było przeprowadzanych kilka gier całą drużyną oraz różne zawody: ping-pongowe, kolarskie, itp. Odbiciem życia Drużyny był "Sulimczyk" - pismo Szesnastki wychodzące dwa razy w miesiącu .(...) Zdzich Szeliski - relacja.

XX obóz letni zorganizowany został w Jeziorach nad jeziorem Białe koło Grodna.

„(…) Komendant – Stefan Jedliński – podporucznik rezerwy, w połowie obozu wezwany do wojska musiał swą funkcję przekazać oboźnemu Michałowi Woynicz – Sianożęckiemu., który na domiar złego tak ciężko rozchorował się po tygodniu, że obóz przejął i zakończył Andrzej Silberberg zwany „Zośką”. Mimo tych zmian 60-osobowy obóz został uznany za jeden z najlepszych w ciągu ostatnich lat. Wzorowa dyscyplina, a przytem i wesoło było, i bardzo dużo gier, wycieczek i biegów, konkursów sportowych, a nawet elektryfikacja i radiofonizacja. Ponadto ćwiczenia obronne: przeciwlotnicze, przeciwgazowe, łącznościowe – co zgodne było z nastrojami panującymi w społeczeństwie. Jeszcze jeden bardzo udany obóz – ostatni akord złotych zawiszackich lat. (…)” K. Koźniewski „Gawęda o Szesnastce”. 

Po latach jeden z uczestników tego obozu, Zdzich Szeliski, podczas wizyty w Polsce w 2004 r. przekazał Drużynie słowa piosenki, którą ułożono na tym obozie, i które dość dobrze oddają jego wesoły, a zarazem pełen niemal wojskowej dyscypliny klimat.

„Komenda od tygodnia
w obozie sroży się.
Menażki leje co dnia,
w niedzielę daje grę,
Co noc inspekcja nóżek,
choć pogrążonych w śnie.
Wyciąga wszystkich z łóżek,
a potem melduj się!

Komenda, komenda,
wszędzie się szwenda.
Narzeka, aż się pieni,
sama się leni.
Kto tylko się nadarzy,
natychmiast ma nagany.
Szczęśliwy ten wybrany,
co umknął jej!”

Komendantem obozu, jak już wiemy, był początkowo Stefan Jedliński, później Michał Woynicz – Sianożecki, a następnie Andrzej Silberberg „Zośka”. Oboźnymi początkowo Michał, potem, „Zośka” a następnie "Sadzio" Janek Kropatsch. Funkcję gospodarza pełnił Jędrek Millak.

W sierpniu na kurs instruktorski nad Wigrami wydelegowano Wojtka Świątkowskiego i Heńka Kropatscha.

1 września 1939 r. Niemcy hitlerowskie napadły na Polskę. Armia polska mimo słabszego uzbrojenia stawiała Niemcom zacięty opór. Los Rzeczypospolitej został przypieczętowany 17 września, kiedy to Związek Sowiecki, realizując postanowienia tajnego paktu z hitlerowskimi Niemcami, zdradziecko uderzył na Polskę. Walka na dwa fronty nie mogła zakończyć się inaczej niż klęską. Tym bardziej, że Polska została de facto opuszczona, można wręcz powiedzieć – zdradzona przez swych sojuszników, Anglię i Francję, które miast ruszyć jej z pomocą, do której były zobowiązane zawartymi paktami, ograniczyły się do dyplomatycznych gestów.  Mimo bohaterskiej postawy wojska polskiego, harcerek i harcerzy oraz większości społeczeństwa polskiego, w niecały miesiąc Polska ponownie utraciła dopiero co – bo zaledwie 20 lat wcześniej - odzyskaną wolność i niepodległość. Niewola najpierw niemiecka i sowiecka, a potem już tylko sowiecka, trwała 50 lat. W tym czasie najlepsza część społeczeństwa polskiego czyniła wytężone i często bohaterskie wysiłki, by odzyskać utracony niepodległy byt państwowy. Możemy być dumni z tego, że dla ogromnej liczby tych najcenniejszych dla Polski obywateli motorem działania i inspiracją było wychowanie odebrane w  harcerstwie. Na różnorakich frontach walki i pracy dla Niepodległości Ojczyzny nie zabrakło harcerzy Szesnastki i samej Drużyny, która podejmując wciąż nowe wyzwania włączała się aktywnie w najcenniejszy nurt życia narodu. I o tym będzie teraz mowa na pięćdziesięciu kolejnych kartach tej kroniki.

1 września wszyscy warszawscy harcerze, którzy byli za młodzi, by zgłosić się do wojska, podjęli służbę w obronie cywilnej w ramach Pogotowia Wojennego Harcerzy. Do ich zadań należało patrolowanie wyznaczonych obiektów użyteczności publicznej, takich jak dworce kolejowe, wystawianie posterunków obserwacyjnych obrony przeciwlotniczej, pomaganie strażakom i pogotowiu ratunkowemu. Szesnastka, przez pierwsze dni września pod komendą Michała Woynicz – Sianożęckiego, pełniła funkcję obserwacyjno–meldunkowe na Stadionie Wojska Polskiego. Część chłopców pod dowództwem Jędrka Millaka została skierowana do Pałacu Mostowskich, gdzie utrzymywano stałą gotowość przeciwpożarową wyręczając straż pożarną, która jak wiemy, wskutek nalotów, a potem ostrzału artyleryjskiego, miała i tak pełne ręce roboty.

6 września przez radio nadano rozkaz płk. Romana Umiastowskiego (nota bene dawnego Zawiszaka) wzywający mężczyzn do opuszczenia Warszawy, by za Wisłą zabezpieczyć rezerwę osób zdolnych do służby wojskowej. Najstarsi harcerze przebywający w Warszawie, którzy spełniali wymagane kryteria, wypełnili ten rozkaz z wielką radością w nadziej, że w ten sposób otrzymują szansę włożenia wojskowego munduru i walki z bronią w ręku. Grupą kwatermistrzowską Chorągwi Warszawskiej, w której skład wchodzili w większości harcerze Szesnastki, dowodził phm. Andrzej Zieliński. Grupa ta poruszała się na rowerach, przez co była o wiele bardziej mobilna od pozostałych. Rzutem pieszym chorągwi dowodził phm. Dymek Giżycki z pomocą Michała Woynicz – Sianożęckiego. Tu też znalazło się kilku harcerzy Szesnastki.

W rezultacie ów nieszczęsny rozkaz okazał się nieporozumieniem. Pokaźna grupa mężczyzn, którzy dotarli prawie pod Lublin, okazała się nikomu do niczego niepotrzebna. Tam otrzymano wiadomość, że Warszawa jednak będzie się bronić. Zwarta dotąd kolumna uległa rozproszeniu. Chłopcy z Szesnastki usiłowali na własną rękę wrócić i przedostać się do Warszawy. Niestety było to już bardzo trudne. Trzeba było poruszać albo drogami pod prąd wielkiej fali uchodźców, albo bezdrożami.  Wkrótce drogi zostały całkiem zamknięte, a Warszawa otoczona przez wojska hitlerowskie. Skończyło się na tym, że chłopcy zmuszeni byli dwa tygodnie przesiedzieć na wsi w Parysowie, gdzie pracując u chłopów unikali zainteresowania żandarmerii niemieckiej. Do stolicy wrócili dopiero 2 października, już po jej kapitulacji.

Młodsi natomiast – ci, którzy nie zostali objęci rozkazem ewakuacyjnym - przez cały czas obrony Warszawy pełnili funkcje w Pogotowiu Wojennym włączeni do tworzonych ad hoc patroli harcerskich przeważnie w okolicach Dworca Głównego PKP. Na szczęście, żaden z chłopców pełniących służbę w obronie cywilnej nie stracił życia.

Takiego szczęścia nie miało jednak wielu starszych harcerzy i Zawiszaków, którym przyszło bronić kraju w szeregach Wojska Polskiego. A żaden ze znanych nam Zawiszaków nie uchylił się od obowiązku wobec Ojczyzny.  O ich ofiarności w walce świadczy lista 14-tu poległych.

W obronie Polski we wrześniu 1939 roku polegli:

podchorążowie:

  • Maciek - Janek Pfeffer (zastępowy),
  • Jurek Świerczewski (zastępowy),
  • Jurek Wojno (zastępowy) - w obronie Warszawy,
  • Władek Bondy (były plutonowy);

oficerowie rezerwy:

  • phm. Piotr Pawlikowski (były drużynowy),
  • phm. Tadek Heugel (były przyboczny),
  • Władysław Popielawski (były plutonowy),
  • Tadeusz Zdziarski (były zastępowy),
  • Stefan Niesiołowski (były zastępowy),
  • Jan Junosza – Szaniawski (były zastępowy)
  • oraz oficer zawodowy mjr. Jan Motz (były zastępowy).

Jesienią i zimą 1939 r. polegli:

  • por. pilot Andrzej Włodarkiewicz (były drużynowy) – poległ śmiercią lotnika we Francji przy oblatywaniu nowozakupionych samolotów,
  • Stanisław Gołębiowski (były plutonowy),

Kilku Zawiszaków dostało się do niemieckiej bądź sowieckiej niewoli. Pierwsi w większości więzieni byli do końca wojny. Ci drudzy zostali w większości zamordowani w Katyniu. Kilku udało się przedrzeć przez Rumunię lub Węgry do odtwarzającego się Wojska Polskiego we Francji. Większość walczących w ten czy inny sposób wróciła do okupowanej Warszawy.

„(…) w październiku 1939 roku znaczna część Zawiszaków znów była w Warszawie. Wróciliśmy do naszego miasta – i ci z oddziałów wojskowych, i ci którzy żołnierzami jeszcze być nie zdążyli, choć się za takich uważali. Wróciliśmy porażeni klęską, lecz zdeterminowani, by walczyć dalej. Mówiliśmy sobie i wszystkim: nie było rozkazu demobilizacyjnego, ciągle jesteśmy żołnierzami! Jedni szykowali się, by przez zieloną granicę uciec do wojska polskiego we Francji, inni wiązali organizacje konspiracyjne. (…)” K. Koźniewski „Gawęda o Szesnastce”.

Ci, którzy znaleźli się w Warszawie nie wyobrażali sobie, że Szesnastka w tych trudnych dla Polski chwilach mogłaby zaprzestać działalności. Spotykali się więc regularnie w wilii państwa Zielińskich, radząc jak odtworzyć Drużynę w warunkach konspiracji nie narażając przy tym młodzieży na niepotrzebne niebezpieczeństwo. W spotkaniach tych uczestniczyli: Zygmunt Wierzbowski, Stefan Jedliński, Andrzej Zieliński, Jan Bugajski, Michal Woynicz – Sianożęcki, Janek Pawłowski, Staszek Potempski, Zygmunt Schellenberg, Witek Konczykowski, Kazik Koźniewski i pan Jan Szeronos przewodniczący KPH.

Decyzje nie były łatwe. Spróbujmy prześledzić tok myślenia i argumenty, jakie pojawiały się w dyskusji.

Przede wszystkim, na początku października nie było jeszcze dokładnie wiadomo jaki charakter będzie miała niemiecka okupacja. Wspomnienie tej ostatniej z lat 1915-1918, która była mało uciążliwa i dawała Polakom, w tym także harcerstwu, szerokie pole do działania, ścierało się z przerażającymi wieściami, jakie przekazywali uchodźcy z terenów zajętych przez hitlerowców we wrześniu. Kto mógł wtedy przewidywać, że Niemcy mają bezwzględny plan eksterminacji ludności polskiej i żydowskiej, i że plan ten będą wcielać w czyn z właściwą sobie konsekwencją i dokładnością, że wystarczy byle pretekst, by żołnierz niemiecki miał prawo zastrzelić kogo chciał na ulicy. W miarę jak dochodziło to do świadomości inicjatorów podziemnej Szesnastki, musiała zmieniać się planowana koncepcja pracy harcerskiej. Z tygodnia na tydzień ograniczano plany i zawężano krąg harcerzy typowanych do werbunku. W grudniu, po głośnej zbrodni w Wawrze, gdzie wykorzystano powszechnie później stosowaną zasadę odpowiedzialności zbiorowej i w akcie zemsty za śmierć dwóch podoficerów zabitych w barze przez zwykłych kryminalistów, rozstrzelano w publicznej egzekucji 107 cywilnych mieszkańców tej miejscowości, było już wiadomo, że pracę konspiracyjną trzeba będzie prowadzić bardzo ostrożnie, by nie narażać bez potrzeby chłopców i ich rodzin na straszliwe konsekwencje.

Modyfikacja wcześniejszych szeroko zakrojonych planów okazała się niezbędna także dlatego, że w tym czasie Niemcy zamknęli wszystkie szkoły średnie i uczelnie odbierając Polakom prawo do porządnej edukacji. Okazało się, że w niemieckich planach Polak, jeśli w ogóle miał prawo do życia, to tylko jako niewykwalifikowany robotnik i to jedynie wtedy, gdy mógł być przydatny dla niemieckiej gospodarki. Wystarczyło, żeby potrafił czytać i pisać.  To po pierwsze pozbawiło Szesnastkę jej naturalnego terenu działania, jakim było gimnazjum i liceum im. Staszica, a po drugie wpłynęło na nieco inne rozłożenie akcentów w planowanym programie działania. Instruktorzy zdali sobie sprawę, że konspiracyjna praca nie może ograniczać się do tego, czym Drużyna zajmowała się przed wojną (plus programu szkoleń wojskowych), ale że trzeba będzie tyle samo jeśli nie więcej uwagi poświęcić edukacji ogólnej, aby chłopcy nie stracili swoich szans edukacyjnych, a Polska miała w przyszłości odpowiedni zasób i mądrych i wykształconych obywateli.

Kolejną niewiadomą była odpowiedź na pytanie – jak długo to potrwa? Przeważał pogląd optymistyczny, płynący z nadziei, że Anglia i Francja wywiążą się ze swoich zobowiązań sojuszniczych i tak szybko jak uda im się do tego przygotować, uderzą na Niemcy. W tym scenariuszu zakładano oczywiście, że alianci łatwo osiągną przewagę nad Hitlerem i że trzeba bardzo szybko sposobić młodzież do sztuki wojennej, bowiem gdy tylko armie niemieckie zostaną związane działaniami na zachodzie, Polska musi wystąpić do walki zbrojnej, by przyspieszyć oczywiste dla wszystkich zwycięstwo. Ci, którzy wierzyli w rychłą klęskę Hitlera byli oczywiście zwolennikami programu nastawionego na szkolenie wojskowe. Ale byli też i pesymiści wskazujący, że sojusz hitlerowskich Niemiec i stalinowskiej Rosji stanowi siłę obecnie nie do pokonania i że trzeba się nastawić na bardzo długi okres pracy w podziemiu. Zwolennicy tego poglądu akcentowali potrzebę prowadzenia pracy długofalowej, rozważnej i nastawianej na osiąganie efektów wychowawczych i edukacyjnych.

Kolejnym problemem była odpowiedź na następne istotne pytanie – z którą konspiracyjną organizacją harcerską się związać? Odpowiedź na nie była o tyle trudna, że jeszcze we wrześniu powstały trzy niezależne od siebie organizacje. Poszczególni uczestnicy spotkań w willi państwa Zielińskich przy Prokuratorskiej 10 mieli już tam swoje kontakty, a co ważniejsze sympatie ideowe i polityczne, i każdemu z nich zależało na wyborze tej, a nie innej organizacji. Trzeba przypomnieć jaki właściwie był to wybór.

Jeszcze 27 września, kiedy Warszawa skapitulowała, ale wojska niemieckie nie zdążyły jeszcze do niej wkroczyć, powstała wojskowa organizacja konspiracyjna pod nazwą Służba Zwycięstwu Polski (później przyjęła nazwę Związek Walki Zbrojnej, a następnie została przemianowana na Armię Krajową), której zadaniem było kontynuowanie walki z okupantami. Tego samego dnia zaprzestano jawnej działalności ZHP, powołując jednocześnie do życia organizację konspiracyjną zwaną później Szarymi Szeregami. Organizacja ta od początku uważała się za jedyną prawną kontynuację przedwojennego ZHP. Powstała w oparciu kadrę Pogotowia Wojennego Harcerzy i reprezentowała sanacyjną i jednocześnie trochę lewicującą wizję harcerstwa.  W tym tajnym harcerstwie przyjęto zasadę, aby siatkę organizacji tworzyć powoli, na nowo, unikając dawnych kontaktów, więzi i znajomości. Zakładano ścisłą współpracę z ZWZ-AK. Założenia programowe od początku akcentowały potrzebę przygotowania chłopców do walki i prowadzenia jej w ramach struktur wojskowych, co potem ujęto w hasło „wychowania poprzez walkę”, którą traktowano jako specyficzną formę harcerskiej służby, odpowiadającą szczególnej sytuacji, w jakiej znajdowała się Polska.

Wśród Zawiszaków najlepsze kontakty z tą organizacją miał „Koza” – Kazik Koźniewski, który od dawna nie krył swych lewicowych sympatii. Był członkiem KIMB-u (krąg instruktorów im. Mieczysława Bema – środowisko instruktorskie propagujące „postępowe” kierunki wychowania harcerskiego) i aktywnie propagował tę wizję harcerstwa nie tylko w Szesnastce, ale też poprzez prasę harcerską w całym ZHP. To było pewnego rodzaju trudnością dla pozostałych instruktorów, wybitnie dalekich od poglądów lewicowych. Kolejną niedogodnością był obowiązujący w tej organizacji wymóg zerwania z kontynuacją przedwojennej działalności Drużyny – tworzenia konspiracji w oparciu o innych chłopców i inny teren działania. Tymczasem dla wszystkich było jasne, że chcą odtwarzać właśnie Szesnastkę tyle, że w konspiracji. Z drugiej strony założenia programowe Szarych Szeregów kusiły swoją adekwatnością do sytuacji. Konspiracja konspiracją, a i tak było z grubsza wiadomo, jeśli nie kto konkretnie – to przynajmniej jaki typ instruktorów tworzy tę organizację, i można było przypuszczać, że będzie to struktura prężna, działająca z harcerskim polotem i rozmachem. Warto też przypomnieć, że przewodniczącym tego zakonspirowanego ZHP został ks. Jan Mauersberger – silnie z Szesnastką związany Honorowy Zawiszak – i trudno przypuszczać, że członkowie zawiszackiej grupy inicjatywnej nie byli w to wtajemniczeni. To przemawiało za tajnym ZHP.

W całkowitej opozycji to Szarych Szeregów pozostawała utworzona 27 października przez instruktorów o orientacji endeckiej konspiracyjna organizacja o nazwie „Harcerstwo Polskie” i kryptonimie ‘”Hufce Polskie”. Żaden z instruktorów o poglądach narodowo–katolickich nie został zaproszony i nie znalazł się w kierownictwie nowo tworzonych konspiracyjnych struktur ZHP.  W tej sytuacji instruktorzy skupieni przed wojną w Kręgu św. Jerzego oraz w półjawnej organizacji instruktorskiej Porozumienie Narodowe „Strażnica” działającej wewnątrz ZHP w celu przejęcia w nim władzy, zdecydowali się powołać własną organizację, o czym już zresztą od dawna marzyli. Hufce Polskie miały wreszcie możliwość nie podlegającej żadnym kompromisom realizacji katolicko–narodowej wizji harcerstwa zasadzającej się na kilku podstawowych założeniach. Warto je tu przytoczyć, gdyż nie są powszechnie znane, a właśnie na podstawie tej wiedzy jesienią 1939 roku Zawiszacy podejmowali swoje decyzje o przynależności organizacyjnej.

Według poglądów endeckich, które miały być bez przeszkód realizowane w HP, harcerstwo powinno być ruchem narodowym mającym na celu dobro Polski, a konkretnie narodu polskiego i wychowanie Polaków na dzielnych obywateli-żołnierzy. Ma być organizacją wyłącznie polską. Jest w nim miejsce jedynie dla chłopców narodowości polskiej. Przedstawiciele mniejszość narodowych, w tym zwłaszcza Żydzi, nie mogą należeć do harcerstwa, gdyż szkodziłoby to wewnętrznej spoistości drużyn i całego ruchu oraz uniemożliwiało realizację programu wychowania nacjonalistycznego.

Harcerstwo powinno opierać swoje zasady moralne na nauce Chrystusa - być organizacją głęboko katolicką ze wszystkimi tego konsekwencjami. Najistotniejszym nurtem wychowania ma być głęboko rozumiana formacja religijna. Do ruchu nie powinni należeć przedstawiciele innych wyznań, gdyż uniemożliwiłoby to realizację programu wychowawczego opartego o zasady katechizmu kościoła katolickiego.

W kwestiach metodycznych uznawano, że harcerstwo ma być elitarne, powinno się do niego przyjmować wyselekcjonowane wcześniej jednostki spełniające założone minimum postawy etycznej i religijnej. Drużyny nie mogą być zbyt liczne, bowiem cały proces wychowania opiera się na indywidualnej relacji drużynowy – harcerz i na bezpośrednim oddziaływaniu instruktora na chłopców we wszystkich przejawach życia harcerskiego.

Konspiracyjna koncepcja pracy Hufców Polskich zakładała brak zaangażowania drużyn w bieżącą walkę z najeźdźcą. Drużyny miały realizować normalny program wychowania harcerskiego tyle, że bez mundurów, niejawnie. Decyzję taką podjęto przewidując, że wojna potrwa dłużej. Chciano w ten sposób ochronić najcenniejsze, co naród posiada czyli swoją fizyczną tkankę – młodzież, która jest przyszłością Polski.  Tylko najstarsi mogli mieć przydziały do zewnętrznych organizacji wojskowych. Samo HP od zaangażowania w walkę chciało stronić.

Ten sposób myślenia o harcerstwie nie miał wielu zwolenników wśród Zawiszaków. Szesnastka zawsze bliższa była sanacyjnej wizji harcerstwa. Była drużyną bardzo liczną, w której drużynowy nie mógł bezpośrednio oddziaływać na wszystkich chłopców. Być może wychowawczy wpływ na nich był mniej pedagogicznie ukierunkowany, ale za to Szesnastka z ogromnym powodzeniem stosowała klasyczny system zastępowy. W dobrze zorganizowanych zastępach następował naturalny i bardzo cenny proces socjalizacji chłopców, czyli zdobywania przez nich wartościowego i bogatego doświadczenia społecznego. Wychowanie w Szesnastce bardziej służyło społeczeństwu, niż zbawieniu dusz poszczególnych harcerzy. Do kwestii religijnych podchodzono z należytą powagą, ale bez dewocyjnej przesady. Szesnastka daleka była też od zauroczenia ideą nacjonalizmu. Do drużyny na równych prawach mogli należeć i należeli Żydzi oraz przedstawiciele innych mniejszości narodowych. Służbę Polsce pojmowano nie jako służbę w interesie narodu polskiego, lecz w interesie Rzeczpospolitej, czyli państwa polskiego, które ówcześnie było organizmem wielonarodowym, wielokulturowym i wieloreligijnym. W ramach tej wizji harcerstwa chodziło bardziej o wychowanie przyszłych obywateli, którzy chcieliby i potrafili budować wspólną Rzeczpospolitą dającą wszystkim jej obywatelom równe szanse i równe prawa, żądając w zamian wypełniania równych obowiązków. Tak więc pod względem ideowym i metodycznym przekonania większości instruktorów Szesnastki nie pasowały do koncepcji Hufców Polskich i harcerstwa endeckiego.

Ale trzeba uczciwie przyznać, że tuż przed wybuchem wojny ze środowiskami endeckimi związało się kilku przedstawicieli najmłodszego pokolenia instruktorskiego z Michałem Woynicz-Sianożęckim na czele. Michał mimo młodego wieku był teraz w gronie Zawiszaków postacią bodaj najważniejszą, bowiem to właśnie jego wytypowano na drużynowego konspiracyjnej Szesnastki. Nie popierał endeckiej ideologii w sposób bezkrytyczny – zwłaszcza drażniły go silnie tam akcentowane wątki nacjonalistyczne. Był jednak związany towarzysko z tym środowiskiem. Już wtedy on i kilku najstarszych harcerzy Szesnastki wstąpiło do Narodowej Organizacji Wojskowej powołanej przez Stronnictwo Narodowe. Trzeba było to brać pod uwagę.

Trzecią konspiracją harcerską działającą już wtedy w Warszawie była organizacja „Wigry” powołana do życia 30 października przez instruktorów, którzy w wyniku ostrego, opisanego wcześniej konfliktu polityczno-personalnego znaleźli się wiosną 1939 roku poza ZHP. Nazwa „Wigry” nie była przypadkowa. Tę grupę stanowili przede wszystkim instruktorzy czynnie zaangażowani w organizację cieszących się ogromną renomą i uznaniem kursów podharcmistrzowskich Chorągwi Warszawskiej lokalizowanych nad jeziorem Wigry.  Byli to autentyczni wodzowie i mistrzowie warszawskiego harcerstwa męskiego, cieszący się wielką sympatią kadry instruktorskiej i niekwestionowanym autorytetem. „Wigry” miały jeszcze inną koncepcję działania.  Planowały skupiać młodzież wyłącznie starszą i szkolić ją przede wszystkim wojskowo. To była po prostu harcerska organizacja wojskowa, mająca za cel wystawić świetnie wyszkolony i uzbrojony batalion wojska na wypadek otwartych działań zbrojnych. W gronie Zawiszaków opcję wigierską reprezentował nie kto inny jak sam „Zyg” - hm. Zygmunt Wierzbowski – legenda i autentyczny wódz wielu pokoleń przedwojennej Szesnastki.

Teraz widać jak trudny dylemat mieli do rozwiązania inicjatorzy konspiracyjnej pracy Szesnastki. W warunkach okupacji wybór organizacji, a tym samym stylu i programu działania był praktycznie nieodwracalny. Przy czym wszyscy uczestnicy tych rozmów byli zgodni co do jednego. Wyciągając wnioski z własnej historii, która w podobnych konspiracyjnych warunkach - lata 1914-1916 - obfitowała w rozłamy organizacyjne, byli zdeterminowani co do tego, aby nie sprowokować rozbicia Szesnastki na różne grupy podporządkowane antagonistycznym ośrodkom decyzyjnym.

Powaga i staranność z jaką usiłowano ukształtować program i charakter rozpoczynanej pracy, była wyrazem ogromnej odpowiedzialności Zawiszaków. Jednak prace koncepcyjne znacznie się przez to przeciągały. Odsuwało to w czasie moment rozpoczęcia działalności. Tymczasem młodzież nie zamierzała czekać na efekt najmądrzejszych nawet ustaleń swoich instruktorów, tym bardziej, że nic o rodzącej się inicjatywie wiedzieć nie mogła i nie wiedziała. Starsi chłopcy wychowani w Szesnastce według wskazań Prawa Harcerskiego nie zamierzali biernie czekać na koniec wojny, Kto tylko posiadał przydatne kontakty łapał je i wykorzystywał pierwszą nadarzającą się okazję, by wstąpić po podziemnego wojska. W ten właśnie sposób spora część dawnych „Turów” - już podchorążych  - znalazła się w Narodowej Organizacji Wojskowej, mimo, że z programem politycznym endecji niewiele ich łączyło. Nieco młodsi, nieprzeszkoleni jeszcze wojskowo, wykorzystując inne kontakty wstąpili do Tajnej Armii Polskiej (TAP), organizacji założonej przez mjr. Jana Włodarkiewicza, dawnego Zawiszaka. Jeszcze inni dostali się – a właściwie należałoby powiedzieć utworzyli – grupę konspiracyjną pod wielce o ich nastrojach mówiącą nazwą „Szturmowa Kompania Ciężkich Karabinów Maszynowych” (SKCKM), która niezwłocznie rozpoczęła szkolenie podchorążackie.  W jej kierownictwie znalazł się inny Zawiszak pchr. Czesław Kulesza ps. „Dzierżko”. Do tych trzech grup trafili prawie wszyscy przyboczni i zastępowi Szesnastki. Wielu starszych chłopców wykorzystując jeszcze inne kontakty wstąpiło do najróżniejszych organizacji konspiracyjnych. Nie trudno to zrozumieć, bo właściwie czego innego można by się było spodziewać po harcerzu?

Kiedy Michał zaczął nawiązywać kontakty z byłymi przybocznymi i zastępowymi dla zorientowania się, który z nich chciałby dalej pracować w konspiracyjnej Drużynie, dowiadywał się, że są już w konspiracji i że zasady bezpieczeństwa panujące w ich organizacjach nie zezwalają na przynależność do innych grup konspiracyjnych.  To wymusiło przyśpieszenie prac nad podjęciem ostatecznych decyzji w sprawie Szesnastki. Wreszcie w ostatnich dniach grudnia decyzja została podjęta. Postanowiono na razie nie zgłaszać akcesu do żadnej z istniejących organizacji, działać samodzielnie, według własnej koncepcji i przyglądać się rozwojowi sytuacji w konspiracyjnym harcerstwie.

Koncepcja działania, jaką wypracowano, zdawała się łączyć w sobie najwartościowsze elementy programów wszystkich trzech organizacji.  Można ją streścić w następujący sposób.

Postanowiono skoncentrować się na działalności wychowawczej i zająć się chłopcami w wieku 11-15 lat najbardziej narażonymi na demoralizujący wpływ wojny.  Drużyna zostanie utworzona w oparciu o kilku wyróżniających harcerzy mających za sobą dwu – trzyletni staż w Szesnastce, ale którzy nie byli jeszcze zastępowymi. Ci zostaną przeszkoleni na zastępowych i założą nowe zastępy werbując do nich młodszych od siebie, związanych bądź nie związanych dotąd z Drużyną. Program pracy będzie koncentrował się wokół tajnego nauczania, szkolenia z technik harcerskich z elementami wojskowymi i różnorodnej służbie społecznej w obszarach cywilnych. Wszyscy starsi harcerze Szesnastki powinni wziąć udział w konspiracji stricte wojskowej.

Realizacja planów związanych z Drużyną nastąpiła w pierwszych dniach 1940 r. Ale jeszcze w ostatnich dniach grudnia udało się odzyskać sztandar i archiwum Szesnastki, które znajdowały się w izbie na strychu szkoły Staszica zajętej przez Niemców na lazaret. Akcję wyniesienia tych cennych dla Drużyny rzeczy ze strzeżonego budynku wykonał na prośbę Michała jeden ze szkolnych woźnych, zatrudnionych tam przez Niemców.

Sztandar przechowywany był przez całą okupację przez Drużynowego w jego mieszkaniu w budynku sąsiadującym ze szkołą przy ul. Noakowskiego.  Używano go wyłącznie do przyjmowania Przyrzeczeń Harcerskich – każdy z konspiracyjnych młodzików składał je wyciągając dwa palce w kierunku naszego sztandaru, który symbolizował Polskę, Wolność i wszystko to, o czym chłopcy wtedy marzyli. Przebogate archiwum Drużyny, na które składały się dokumenty, rozkazy, zdjęcia, kroniki i proporczyki zastępów, przechowywane było najpierw przez „Zyga” Wierzbowskiego, następnie przez pp. Szellenbergów i w końcu przez pp. Konczykowskich na ul. Dantyszka, gdzie ostatecznie spłonęło w czasie powstania.

Marek Gajdziński 

KPH

Działało w niezmienionym składzie. Wiosną koło przekazało kwotę 1000 złotych na Pożyczkę Obrony Przeciwlotniczej.
Warto w tym miejscu podkreślić rolę, jaką w kampanii wrześniowej odegrał ówczesny Przewodniczący KPH, pan inż. Jan Szeronos, który zawodowo był dyrektorem linii oceanicznych Gdynia – Ameryka.

„(…) On to swoimi nieco samodzielnymi rozkazami idącymi na wspak instrukcji rządowych spowodował, że 1 września 1939 r. cała polska flota pasażerska znalazła się poza zasięgiem agresji hitlerowskiej i została uratowana dla wojennej sprawy polskiej i alianckiej.(…)” K. Koźniewski „Gawęda o Szesnastce”.

Zawiszacy

15 lutego przewodniczącym Zarządu Okręgu Warszawskiego ZHP został hm. RP. Piotr Olewiński. Wybór nie był przypadkowy. Chorągiew męska była w ostrym konflikcie z Naczelnictwem i Główną Kwaterą Męską na tle decyzji Naczelnika Harcerzy, który zwolnił karnie komendanta chorągwi. Liczono, że słynny z zażegnywania rozłamów w harcerstwie w latach wielkiej wojny światowej, cieszący się powszechnym autorytetem harcmistrz RP, potrafi rozwiązać narastający konflikt. Nie udało się! Nagromadzone przez lata urazy i napięcie były zbyt wielkie. Wybuch był nieuchronny.

26 marca ćw. Jędrek Szper został mianowany przybocznym 101 WDH im. Lisa Kuli.

15 maja  w hufcu Śródmieście phm. Jan Bugajski był kierownikiem działu wizytacji, ćw. Staszek Bugajski skarbnikiem, a ćw. W. Okupski – kierownikiem WFi PW.

1 września  phm. Kazimierz Koźniewski został mianowany instruktorem służbowym chorągwi w Pogotowiu Wojennym Harcerzy.

Drużynowy Stefan Jedliński w czasie walk dostał się do niemieckiej niewoli, skąd uciekł. Będąc poszukiwanym nie mógł pozostać w Warszawie. Wyjechał więc na Podhale, gdzie pozostawał do końca wojny pełniąc kolejno funkcje oficera sztabu Obwodu Limanowa, inspektoratu podhalańskiego „Niwa” i partyzanckiego 1 pułku strzelców podhalańskich.

płk. dypl Janusz Gaładyk - w kampanii wrześniowej dowódca 1 Brygady Górskiej walczył między innymi pod Węgierską Górką, następnie był komendantem obszaru Wilno SZ. Aresztowany w 1939 r. na granicy sowiecko-litewskiej, internowany przez Litwinów, później więziony przez  Sowietów, dostał się do Armii Polskiej w ZSRR, walczył w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie.

mjr. Jan Włodarkiewicz – w kampanii wrześniowej otrzymał zadanie tworzenia rezerwowych oddziałów kawalerii. Walczył w 41 Dywizji Piechoty Rezerwowej gdzie dowodził kawaleryjskim oddziałem rozpoznawczym. W listopadzie 1939 wspólnie z Witoldem Pileckim założył Tajną Armię Polską, która następnie weszła w skład ZWZ – AK.  Następnie był komendantem „Wachlarza”.

To tylko nieliczne przykładu postawy Zawiszaków. Większość z nich wstąpiła do wojskowych organizacji konspiracyjnych, kilku przedostało się na zachód do formującego się we Francji wojska polskiego.

Stan drużyny na dzień 26.02.1939 r. 

(późniejszych danych brak)

  • Stan liczebny: 70 harcerzy.
  • Drużynowy: phm. Stefan Jedliński (tylko formalnie, gdyż był już zmobilizowany)
  • Przyboczni: h.o. Janek Kropatsch „Sadzio”(phm. od 10 marca) z-ca drużynowego na terenie szkoły Staszica, II z-ca drużynowego h.o. A. Silberberg, M. Woynicz – Sianożecki, h.o. Tadek Łada, h.o. A. Pfeffer, h.o. W. Brzozowski, W. Konczykowski, phm. Jan Bugajski, phm. A. Zieliński
  • I pluton:
    • zastęp „Oldboye”, zastępowy Staszek Bugajski
    • zastęp „Żurawie II”,  zastępowy Tadek Ulankiewicz
    • zastęp „Głuszcce”, zastępowy Zdzich Haman „Fipek”
  • II pluton:
    • zastęp „Żbiki IV”,  zastępowy Jurek Łada
    • zastęp „Żubry IV”,  zastępowy Wiesiek Wielogórski
    • zastęp „Jastrzębie II”,  zastępowy Janusz Haman „Foka”
  • III pluton:
    • zastęp „Tury II”, zastępowy Wojtek Świątkowski
    • zastęp „Orły IV”, zastępowy Tadek Woźniak (zmarł 28 maja), potem Wojtek Świątkowski
  • „Sulimczyk”:
    • Redaktor Naczelny: H. Kropatsch
    • Redaktor Techniczny: T. Pfeil
    • Od 10 czerwca członkowie redakcji: Wacek Gabara, Wacek Złotogórski
    • Administrator: Zdzich Szeliski.

Więcej...