W 1910/1911 roku, gdy z powodu niełatwych warunków do nauki znalazłem się po raz drugi w V klasie, w gronie nowych kolegów, odczułem od razu inną niż dotychczas atmosferę. Może i ja sam wszedłem wówczas w jakiś korzystniejszy okres rozwoju. Wspomnienia życia szkolnego, dotąd zatarte i mętne, od tego roku dopiero nabierają treści i barw. Chciałbym tu przypomnieć z wdzięcznością nazwiska kolegów, którzy wnosili w życie naszej klasy ferment kiełkującej myśli i płomień entuzjazmu i ponieśli go dalej - aż do śmierci.

Zetknąłem się z działalnością konspiracyjną, której patronował Związek Młodzieży Polskiej (Zet), a właściwie jego filia szkół średnich - Pet. Oczywiście nie we wszystko byłem wtajemniczony. Organizacja przybierała różne formy.

Kolega Jurek Wądołkowski (późniejszy oficer I Brygady, zmarł 25.V.1964 w Milanówku) wraz ze swym bratem oraz braćmi Olewińskimi, Pietrkiem i Stachem, Januszem Gaładykiern i Stachem Zdziarskim, zorganizował w 1911 roku tajny skauting, Drużynę im. Zawiszy Czarnego, składającą się później z pięciu zastępów (po dwa w wyższych klasach) i prowadził ją jako drużynowy w latach 1912—1915. Inicjatywa wyszła jednak, jak się zdaje, (autor niedokładnie pamięta początki skautingu w Szkole Realnej. Udokumentowane fakty podane są w Kronice – Rok 1911 – wyj. red.) od działaczy Petu: dwóch Stachów, Paprockiego i Sadkowskiego. Należałem do zastępu Stacha Paprockiego wraz z kolegami Kazimierzem Adamieckim, Władysławem Dreckim (poległ pod Kaniowem 11.V.1918), Czesiem Kuncewiczem (według informacji Wądołkowskiego, por. 6 pp. utonął w Bobryku na Polesiu), Pietrkiem Olewińskim (zmarł 10.IV.1962, hm Rp, współtwórca Związku Harcerstwa Polskiego, żołnierz I Brygady, potem poseł i senator) i Stachem Zdziarskim („Mańką Starym").

Uczyliśmy się sami historii polskiej, zbierając się w alei Róż w mieszkaniu Dreckiego, streszczając przeczytane przez nas ustępy książek. Najwięcej czytał i najczęściej referował Stach Paprocki. Urządzaliśmy też wycieczki i zakonspirowane ćwiczenia skautowe w polu lub w lesie. Cieplejszą porą nieraz wyjeżdżaliśmy za miasto w sobotę po południu, a wracaliśmy w niedzielę. W zimie ćwiczenia bywały krótsze i odbywały się tylko w niedzielę. Pamiętam taką dłuższą wycieczkę do folwarku rodziców Kuncewicza, zwanego „Momencik" (koło Mieni w lasach za Mińskiem Mazowieckim). Tam, w polu, gotowaliśmy strawę przy ognisku i spaliśmy pod namiotem, marznąc i stojąc kolejno na warcie. Słabiej pamiętam wycieczki do folwarku Krubki za Okuniewem, który należał do wuja Zdziarskiego, Stanisława Arkuszewskiego. Obozowaliśmy tam w brzeźniaku nad strugą, a w chłodne noce w stodole. 

ćwiczenia polowe

Ćwiczenia polowe drużyny im Zawiszy Czarnego pod Warszawą, wiosna 1912r. 
Z tyłu pod drzewem drużynowy J. Wądołkowski
fot. W. Błażejewski, Z dziejów Harcerstwa Polskiego 1910 - 1939

Wrażenia z tych wycieczek stanowiły moje pierwsze próby literackie w szkolnym pisemku, które zaczęliśmy wydawać pt. „Młodzież". Głównym redaktorem był Baumiritter. Pisemko wychodziło tylko w jednym egzemplarzu, ręcznie pisanym, ilustrowanym przez Jurka Wądołkowskiego, a może Stacha Sadkowskiego (później członek Zetu, żołnierz 5 pułku Legionów, mgr praw, bankowiec, redaktor „Poradnika Gospodarstwa Wiejskiego" i działacz organizacji „Siew"; w II wojnie czynny na Bliskim Wschodzie i w Egipcie, zmarły w Warszawie 15.III.1963). Pozostał mi opis, zapewne umieszczony w tym pisemku, zimowej wycieczki skautowej do lasu pod Wawrem, nawiązujący do wspomnień leśnych Powstania 1863, wyraźnie pod wpływem Gloria Victis Orzeszkowej.

Poza skautingiem mieliśmy też kółko tajnej organizacji politycznej. Działali tu znów Stach Paprocki, Stach Sadkowski, Piotr Olewiński i Zygmunt Liczbiński (później w służbie dyplomatycznej), u którego na Marszałkowskiej odbywały się nieraz zebrania. Jeszcze w V klasie uczestniczyłem w prawyborach delegatów na zjazd Petu w Krakowie (5.VII.1911) czy też na poprzedzający go zjazd w lasach pod Teresinem. Chodziło o utrzymanie bojkotu szkół rosyjskich, przeciw któremu w czerwcu tego roku wypowiedział się Roman Dmowski. Wybory odbyły się w lesie pod Wawrem, pod pozorem majówki, pod opieką naszego profesora chemii, Herkulana Weigelta. Był to „Galileusz", poprzednio nauczyciel gimnazjalny w Dębicy, później wykładowca w Akademii Handlowej w Krakowie. Głosy na kartkach zbierał do czapki Pietrek Olewiński. Występowaliśmy też w obronie bojkotu, demonstrując przeciw łamistrajkom. Pamiętam, jak wypychaliśmy ich z orszaku pogrzebowego Bolesława Prusa w maju 1912 roku.

W klasie VI działało także szkolne kółko literackie, założone przez nauczyciela Bolesława Rachlewicza. Pochodził z Galicji. Kończył polonistykę we Lwowie, uczył we Lwowie i w Jaśle, a u nas -  niemieckiego. Gdy pierwszy raz wszedł do naszej jeszcze V klasy - ogromny, ciężki mężczyzna z brodą i wąsiskami, uderzyła nas jego galicyjska wymowa: „jezdem Bolesław Rachlewicz". Pozostawił sporo różnych prac literackich, oprócz dowcipów w jednym z warszawskich pism satyrycznych. Polubiliśmy go choćby za to, że interesował się uczniami również poza Szkołą. Na zebrania niedzielne kółka literackiego w naszej klasie przychodził nieraz i nasz polonista, Stanisław Słoński, później profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Czytywaliśmy Wyspiańskiego i innych współczesnych poetów, nie objętych programem szkolnym, i wygłaszaliśmy krótkie referaty.

Gdy chodziliśmy do klasy VII  (1912/1913), wielkie wrażenie na nas sprawiło ukazanie się książki wydanej przez maturzystów dziesięciu szkół polskich, m.in. i naszej Szkoły, pt. „Bez przyłbicy” (Warszawa 1912). Jej treść, a zwłaszcza artykuł Uklejskiego „Nie wierzą”, była powodem długiej dyskusji i krytyki. Wreszcie z inicjatywy Stacha Grabiańskiego postanowiliśmy sami wydać podobną książkę. Tytuł ustalony w wyniku plebiscytu całej klasy brzmiał "Ze szkolnej ławy". Ściślejszy komitet redakcyjny, nazwany krytykami, stanowili: Stach Grabiański, Stach Paprocki, Włodek Budka i zdaje się także Władek Skłodowski. Dla Grabiańskiego, zmarłego młodo (2.VI.1929), założyciela i redaktora „Przeglądu Politycznego" (od l. IX.1924), były to pierwsze kroki w tym zawodzie. Materiał zaczęliśmy przygotowywać już pod koniec 1912. Dostarczane przez kolegów utwory, przeważnie poezje, były surowo krytykowane, bądź odrzucane, bądź zwracane autorom do poprawienia. Zebrania „krytyków" odbywały się najczęściej w mieszkaniu Paprockich na Nowowiejskiej 26. Mam zanotowaną datę jednego z tych zebrań: 8.XII.1912 roku. Oceny były wyrażane nieraz na piśmie, autorzy starali się na nie wpływać. Poczta klasowa podczas lekcji przenosiła sprawnie korespondencję redakcyjną.

Po ustaleniu zawartości książki rozpoczęła się dyskusja nad ilustracjami. O kartę tytułową poprosiliśmy profesora przyrody w naszej Szkole, Mikołaja Wisznickiego, znanego działacza Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Bracia Olewińscy mieszkali u niego na stancji. Winiety i inicjały rysowali Jurek Wądołkowski (jedenaście winiet) i starszy brat Stacha Paprockiego, Adam, maturzysta naszej Szkoły w roku 1910 i delegat na grunwaldzki zjazd Petu, następnie student architektury w Wiedniu, rozstrzelany w Palmirach w 1940 (sześć winiet i jedenaście inicjałów). Przeciw udziałowi tego ostatniego, jako nie należącego do naszego rocznika, Olewiński wysuwał kandydaturę Stacha Sadkowskiego. Finansował druk chyba Konstanty Paprocki, były działacz Macierzy Szkolnej, dyrektor Banku Handlowego, ojciec kolegi Stacha.

Większą trudność stanowiło znalezienie wydawcy pełnoletniego i odpowiedzialnego wobec władzy. Książka już była złożona w drukarni Bilińskiego i Maślankiewicza na Nowogrodzkiej, korekty przeprowadzone, egzaminy maturalne rozpoczęte, a wydawcy ciągle jeszcze nie było. W końcu zdecydowała się złożyć swój podpis matka głównego redaktora i autora, Stacha Grabiańskiego, Maria z Heinrichów Grabiańska. Przed końcem egzaminów maturalnych książka ukazała się w witrynie księgarni St. Sadowskiego, zanim jeszcze doszła do naszych rąk. Nie zapomnę tego widoku i wrażenia, jakie na mnie sprawiła. Rysunek profesora Wisznickiego na okładce nawiązywał do wiersza Władka Skłodowskiego "Dla ideału": przedstawiał chłopca z pękiem róż na rozhukanym koniu, pędzącym w powietrzu i przypominającym nieco piekielnego rumaka z "Szału" Podkowińskiego. Chłopiec w zachwycie, z odchyloną w tył głową, sieje róże za sobą. Winiety były przeważnie dostosowane do treści naszych próbek literackich.

Niestety, nie mogliśmy się w pełni cieszyć naszym dziełem. Cenzura zrozumiała aluzje zawarte w nowelce Grabiańskiego "Zerwane ogniwa". Opis śmierci i pogrzebu młodej nauczycielki nawiązywały aż nadto przejrzyście do zamknięcia Polskiej Macierzy Szkolnej (1908) i obcięcia szarf z wieńca, niesionego na pogrzebie członka Rządu Narodowego 1863, Stanisława Krzemińskiego (początek grudnia 1912). Nakład książki został skonfiskowany, a pani Grabiańskiej groziły represje policyjne i proces. Autor nowelki był wezwany do prokuratora, gdzie mu odczytano rosyjski przekład jego utworu i pytano, czy jest wierny. Oświadczył, że jest z niego zadowolony. Młody wiek obronił Stacha od przesiadki ze szkolnej ławy na ławę oskarżonych. Proces odwlekano wszelkimi sposobami, aż wreszcie wybuch wojny uwolnił panią Grabiańską od perspektywy więzienia. Małą część nakładu udało się jednak uchronić od konfiskaty i pojedyncze egzemplarze rozprzedawaliśmy między znajomymi, żeby pokryć choć część kosztów druku. Mój egzemplarz jest zapewne, po zniszczeniach wojennych, unikatem.

Źródło: Szkoła im. Stanisława Staszica 1906 – 1950, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1988, str. 277-282

Włodzimierz Budka (1894-1977)

Historyk, archiwista, bibliofil. Od listopada 1918 do marca 1919 członek Batalionu Akademickiego w Krakowie. Od 1919 pracownik Archiwum Ziemskiego, a następnie Archiwum Państwowego (AP) w Krakowie. Od października 1928 do kwietnia 1929 uczestnik tzw. Ekspedycji Rzymskiej, której zadaniem było wyszukanie w Archiwum Watykańskim materiałów dotyczących początków stałej nuncjatury w Polsce. Od 1929 archiwista, od kwietnia 1939 pełnił obowiązki kierownika AP. W okresie II wojny światowej władze niemieckie utrzymały go na stanowisku kustosza archiwum. Od stycznia 1945 do lipca 1949 kierownik, a od lipca 1949 do września 1950 dyrektor AP w Krakowie. Od września 1946 członek Związku Zawodowego Pracowników Państwowych RP. Od czerwca 1948 jeden z 3 delegatów do Rady Polskiego Słownika Biograficznego. Pomimo przeniesienia na wcześniejszą emeryturę (w październiku 1950) do kwietnia 1964 kustosz i kierownik Oddziału AP na Wawelu.

Podczas II wojny światowej ukrył najcenniejsze akta ze zbiorów AP przed okupantem w opactwie Benedyktynów w Tyńcu, u oo. Kamedułów na Bielanach oraz w kopalni soli w Wieliczce. Po wojnie doprowadził do ich ponownego przejęcia przez kierowaną przez siebie placówkę.

Porządkował i opracowywał m.in. tzw. Teki Schneidera, archiwa Chodkiewiczów, Potockich, Sanguszków, Tarnowskich. Współpracował z Polskim Słownikiem Biograficzym, w którym zamieścił kilkadziesiąt biogramów. W latach 1946-1947 członek komisji opracowującej godło Polski. Główne zainteresowania Budki skupiały się przede wszystkim na dziejach papiernictwa w Polsce. Przedmiotem jego badań były także sfragistyka, numizmatyka, chronologia i źródłoznawstwo. Przyczynił się do zabezpieczenia i konserwacji archiwaliów staropolskich. Jego dorobek naukowy obejmuje ponad 150 prac, m.in. Zaginiony rękopis historii Długosza (1925), Stan badań papiernictwa w Polsce od XV-XVIII w. (1936), Herby Prus Królewskich i Prus Książęcych jako znaki wodne (1937), Pieczęcie grodu krakowskiego XVI-XVIII w. (1938), Pieczęć i herb miasta Jasła (1964).

nota biograficzna źródło: http://portalwiedzy.onet.pl/84502,,,,budka_wlodzimierz,haslo.html