Kolejny, 65-ty rok działania Szesnastki rozpoczął się od pierwszego po wielu latach zimowiska. Zorganizowano je w Nowym Mieście Lubawskim. Komendę stanowili: pwd. Ewa Hałodowicz - komendantka, Ewa Wronkowska (żona Marka) - zastępczyni i Marek Traczyk (instruktor zuchowy sprowadzony z hufca) jako oboźny. Uczestniczyło 7 harcerzy i 10 harcerek w trzech zastępach:

  • Zastęp męski Bałwaniątek - zastępowy Krzysztof Przygoda
  • Zastęp żeński Pingwiny - zastępowa Joanna Wojtala
  • Zastęp mieszany Yeti - zastępowa Anna Kuczyńska

W punktacji między zastępami zwyciężył zastęp Bałwaniątek Krzysia Przygody.

Program i charakter zimowiska nie miał nic wspólnego z zimowiskami organizowanymi dawnej w Zakopanem. Nie było jazdy na nartach. Zajęcia dostosowane były do bardzo młodego wieku uczestników. Warto zauważyć, że na zimowisku, poza Ewą Hołodowicz, w ogóle nie było kadry drużyn ani starszych harcerek i harcerzy. Spowodowane to było warunkami obiektywnymi. Komunistyczne władze oświatowe wpadły bowiem na "genialny" pomysł rozdzielenia terminów ferii zimowych w szkołach podstawowych i średnich. Jaki był prawdziwy cel tej reformy, możemy się tylko domyślać analizując jej efekty. Głównym zaś efektem było to, że rodziny posiadające dzieci w różnym wieku nie mogły spędzić zimowej przerwy razem. Straciło na tym również harcerstwo poprzez brak możliwości organizacji normalnych zimowisk drużyn. Chłopcy, którzy ukończyli szkołę podstawową i zostawali w swoich młodszoharcerskich drużynach, czy to w specjalnych zastępach starszych czy na funkcjach zastępowych, przybocznych i drużynowych, byli teraz na czas ferii od swoich drużyn izolowani. Jeżeli chcieli jechać na zimowisko, pozostawało tylko wzięcie udziału wyjazdach organizowanych przez hufcowe i chorągwiane referaty HSPS, bądź w kursach instruktorskich. W obydwu przypadkach oznaczało to wystawienie się na planowe działanie władz ZHP zmierzające do upolitycznienia organizacji w myśl założeń przyświecających nowemu socjalistycznemu programowi. Tak więc powrót Szesnastki do tradycji organizowania własnych zimowisk nie przypadł na czas sprzyjający tym zamierzeniom.

W trakcie ferii szkół średnich kadra drużyn i starsi harcerze zostali wysłani na zimowisko instruktorskie hufca do Biłgoraju. Tam przez dwa tygodnie usiłowano różnymi sposobami rozpalić w nich gorące uczucia do HSPS-u, czyli Harcerskiej Służby Polsce Socjalistycznej. Nie można w tym miejscu obejść się bez dygresji i wyjaśnienia czym była ta "socjalistyczna służba".

Otóż komuniści, którzy w tym właśnie czasie robili wszystko by upodobnić Polskę do "niedościgłych radzieckich wzorców" organizacji życia społecznego (a nawet prywatnego) nie ograniczali się wyłącznie do czczych, wiernopoddańczych deklaracji zawartych w poprawkach do konstytucji PRL-u. Po 1974 roku zabrano się za realną przebudowę wszystkich aspektów życia. Dotyczyło to także i tak już bardzo "czerwonego" Związku Harcerstwa Polskiego. Utworzono federację socjalistycznych organizacji młodzieżowych wzorowaną na zasadach radzieckiego komsomołu. Pierwszym szczeblem wiekowym tej federacji był właśnie ZHP. Życiowa droga każdego polskiego dziecka miała wyglądać następująco. Najpierw zuchy i drużyna harcerska w szkole podstawowej, później w szkole średniej obowiązkowa przynależność do struktur HSPS, której celem było nauczyć młodzież, w jaki sposób myślą, słowem i czynem wyrażać poparcie dla programu partii. Następnie zabawa w politykę w ramach ZSMP (Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej) lub SZSP (Socjalistyczny Związek Studentów Polskich), w zależności od tego czy młody człowiek po szkole trafił do pracy, czy na studia. Zwieńczeniem tej drogi miała być legitymacja PZPR.

Aby przystosować harcerstwo do nowych zadań, przeprowadzono gruntowną reformę ZHP. Na razie 'odpuszczono' jeszcze zuchom i młodszym harcerzom. Uznano, że szkoła podstawowa to jeszcze za wcześnie na urabianie świadomości klasowej metodami bezpośrednimi. Natomiast tzw. starsze harcerstwo, do którego zaliczano wszystkich uczniów szkół średnich, dostało się już w tryby komunistycznych reform. Po pierwsze uznano, że nie ma sensu silić się na atrakcyjność zajęć, by w ten sposób przyciągać chętnych do drużyn. Po co tyle zachodu, kiedy można po prostu wprowadzić przymus przynależności do HSPS. Tak też się stało. W każdej szkole średniej starano się utworzyć Szczep HSPS, na czele którego stawiano wyznaczonego nauczyciela. Najczęściej był nim osobiście dyrektor szkoły. Każda klasa była jednocześnie drużyną HSPS, na której czele stanął nauczyciel będący jej wychowawcą. Kadra pedagogiczna była dodatkowo wynagradzana z tytułu pełnienia funkcji harcerskich, co dawało komunistom tę korzyść, że mogli oczekiwać pełnej lojalności i dyspozycyjności ze strony źle opłacanych nauczycieli. W ten sposób stan organizacyjny ZHP zwiększył się w krótkim czasie do ok. 3 milionów członków, co reklamowano jako wielki sukces Związku. Żeby jednak nie urzekła tej młodzieży niebezpieczna poetyka dawnego, tradycyjnego harcerstwa, co mogłoby wywołać skutki wręcz przeciwne do zamierzonych, w ogóle nie przygotowywano nauczycieli do pełnienia ich funkcji, a nawet zakazywano stosowania typowo harcerskich form zajęć. Wprowadzono też nowe umundurowanie drużyn HSPS, które w niczym nie przypominało tradycyjnego munduru harcerskiego. Piaskowa koszula, czerwona krajka wiązana jak krawat i czerwony beret kojarzyły się bardziej z dawnym uniformem stalinowskiego ZMP i przypominały stroje organizacyjne komunistycznych organizacji młodzieżowych działających w państwach obozu socjalistycznego.

Zimowisko, na które wysłano kadrę drużyn Szesnastki, okazało przedsięwzięciem mającym na celu zaznajomienie jego uczestników z programem HSPS. Do tego swoistego "stręczenia" używano wielu różnych, czasem bardzo oryginalnych metod. Jedną z nich było zaopatrzenie pobliskiego sklepu w specjalne tanie wino tzw. 'alpagę' noszące "swojską" nazwę "HARCERSKIE", którego etykieta opatrzona była gustowną stylizowaną lilijką. Spożywanie tego napoju miało przyczynić się do pogłębienia więzi pomiędzy uczestnikami zimowiska, zwłaszcza więzi damsko-męskich, które ze swojej natury, przeżywane gwałtownie, musiały prowadzić do akceptacji płaszczyzny organizacyjnej, która te przeżycia umożliwiała. Trzeba jednak z dumą podkreślić, że harcerki i harcerze Szesnastki do końca zachowali się godnie i nie ulegli planowej demoralizacji. Pomimo wielu, często brutalnych nacisków nie zgodzili się także na włożenie mundurów HSPS i manifestacyjnie odmawiali czynnego uczestnictwa w poniżających zajęciach i prelekcjach na tematy polityczne. Postawa ta legła u podstaw dwóch zjawisk, które na wiele kolejnych lat zdeterminowały stan stosunków pomiędzy Szesnastką, a resztą Hufca Ochota. Po pierwsze, w Szesnastce zdano sobie w pełni sprawę z tego, czym jest ówczesne harcerstwo i jaką obrzydliwą rolę pełni wobec młodzieży. Młoda kadra, która do tej pory w ogóle nie znała harcerstwa poza tym, które miała okazję przeżywać w Drużynie, zorientowała się, że Szesnastka jest piękną enklawą, której zasad funkcjonowania i charakteru trzeba za wszelką cenę bronić przed zgubnymi wpływami zewnętrznymi. Stąd trwająca wiele lat tendencja izolacjonistyczna i bojkotowanie hufca. Z drugiej strony, władze hufca, ale nie tylko, bo także kadra większości drużyn z Ochoty, która takich obiekcji wobec HSPS-u nie miała i nie rozumiała postawy Zawiszaków, ugruntowała przeświadczenie o jakiejś nadzwyczaj wrednej wyniosłości harcerzy Szesnastki wobec innych. Przeświadczenie to było umiejętnie podsycane przez władze harcerskie, a Szesnastka przez lata pełniła rolę dyżurnej "czarnej owcy" w hufcu.

Tymczasem po powrocie z zimowisk czekała na harcerzy Szesnastki jeszcze jedna "niespodzianka". Ni z tego ni z owego, bez żadnej zapowiedzi i bez jakichkolwiek konsultacji, dowiedzieli się z choinkowego rozkazu, że mają już oficjalnie mianowanego, nowego drużynowego. Został nim pwd. Zbyszek Kot, mąż szczepowej. Powiedzmy sobie szczerze: nie było tak źle. Można było oczekiwać ze strony Zośki decyzji znacznie gorszej, na przykład sprowadzenia z hufca jakiegoś karierowicza zauroczonego ideologią HSPS-u. Tymczasem Zbyszek, choć kompletnie nie czuł harcerstwa ani specyficznego stylu Szesnastki, choć miał do swojej przyszłej pracy przygotowanie wyłącznie teoretyczne, to w gruncie rzeczy był człowiekiem inteligentnym i co ważniejsze - poczciwym. Przypomnijmy, że pojawił się w Szczepie w 1974 roku jako narzeczony Zośki i od razu na obozie w Lutówku złożył zobowiązanie instruktorskie z pominięciem jakiegokolwiek stopnia i bez złożenia Przyrzeczenia Harcerskiego. Był też formalnie przybocznym(ą) w Drużynie BCO u swojej dziewczyny. Było to przez lata przedmiotem drwin i złośliwych docinków, jako że tego typu zwyczaje i szybkie "kariery" były w dawnej Szesnastce nie do pomyślenia.

Mianowanie drużynowego nastąpiło w momencie, gdy zakończył się właśnie kurs zastępowych i można było odtworzyć system zastępowy. Tak też się stało. Powołano następujące zastępy:

  • Jerzyki - zastępowy Jerzy Wójtowicz - stan 6-ciu harcerzy
  • Orlęta - zastępowy Krzysztof Przygoda, a później Sylwester Lewandowski - stan 7-miu harcerzy
  • Jowitna - zastępowy Jacek Augustyniak - stan 7-miu harcerzy
  • Gołębiarze - zastępowy Jerzy Lemański - stan 7-miu harcerzy
  • W dwa miesiące później powstał jeszcze zastęp Jastrzębi - zastępowy Wojciech Szymański (stan 4-ech harcerzy).

Przybocznymi byli nadal odkr. Lesław Kuczyński i odkr. Marek Gajdziński. 

W tym czasie odbyła się tajna narada w mieszkaniu Tadka Gackiego. Zastanawiano się co robić w tej nowej dla Drużyny sytuacji. Przyjęto taktykę gry na przeczekanie. Ustalono, że przyboczni mają zachowywać się lojalnie wobec narzuconego z zewnątrz drużynowego, nie drażnić Zośki bez potrzeby i czekać na bardziej pomyślny rozwój sytuacji, starając się jednocześnie w jak największym stopniu wpływać na utrzymanie i odbudowę dawnego etosu Szesnastki.

Trzeba sprawiedliwie przyznać, że Zbyszek specjalnie nie utrudniał przybocznym tego zadania. Nie był też wrogo nastawiony do tradycji Szesnastki i autentycznie chciał ją poznać. Zabrał się do swoich nowych obowiązków z dużym zapałem, ale że był człowiekiem inteligentnym i dość wobec siebie krytycznym, wyręczał się gdzie mógł przybocznymi. Dzięki temu ich wpływ na kształt Drużyny wcale nie uległ drastycznemu ograniczeniu.

Jednocześnie dało się zauważyć, że atmosfera w Szczepie uległa znacznej poprawie. Napięte dotąd stosunki między drużynami nabierały powoli zupełnie innego, w pewnym sensie nawet przyjaznego charakteru. Miało na to wpływ aż kilka czynników. Warto je wymienić, gdyż pozwoli to lepiej zrozumieć zjawiska i procesy, które miały zachodzić w Szesnastce w najbliższej przyszłości.

Po pierwsze, Zośka uzyskawszy funkcję Komendantki Szczepu zrezygnowała z wojowniczej postawy, która do niczego nie była jej już potrzebna.

Po drugie, kadra szczepu zorientowała się, że ZHP dryfuje w absurdalnym kierunku. Mimo, że dotychczas ich związki z hufcem były silniejsze od związków z Szesnastką, to teraz dostrzegli w Szesnastce pewnego rodzaju azyl, który pozwalał im uciec od całkiem już kretyńskich pomysłów władz związku. Zaczęto więc w pewnym zakresie doceniać odrębność i własną drogę Szesnastki.
Po trzecie, drużynową BCO została Ewa Hołodowicz, dziewczyna inteligentna, bardzo uczciwa i serdeczna. Jej bezkonfliktowy styl bycia w krótkim czasie udzielił się pozostałym dziewczętom, a brak agresji wobec chłopców, złagodził również i ich postawy. Ponadto Ewa w coraz większym stopniu uniezależniała się od Zośki i zyskiwała coraz większy wpływ na sprawy dotyczące całego Szczepu.

Po czwarte, do akcji wkroczyła sama natura. W 1973 roku, gdy tworzył się silny antagonizm pomiędzy drużynami, przeciętny wiek harcerek i harcerzy wynosił 11-13 lat. Jest to wiek, w którym występuje naturalny antagonizm płci. Dziewczynki wolą bawić się i współdziałać z dziewczynkami, a chłopcy z chłopcami. Koedukacja jest w tym wieku nie tylko niecelowa, ale wręcz nieatrakcyjna, zarówno dla dziewcząt jak i dla chłopców. Nieliczenie się z tym musiało prowadzić do problemów, które wzmacniały i tak już konfliktową sytuację spowodowaną apodyktyczną i wrogą postawą Zośki wobec tradycji Szesnastki uosabianej przez męską kadrę Drużyny "Grunwald". W 1976 roku sytuacja była już diametralnie inna. Aktorami tego przedstawienia byli ci sami harcerze i te same harcerki tyle tylko, że ich przeciętny wiek wynosił teraz 14-16 lat. Musiało to oznaczać wzrost wzajemnego zainteresowania. Tworzyły się pierwsze sympatie i pierwsze "pary". Atmosfera w Szczepie uległa znacznemu "ociepleniu".

1976 r. Wiosna. Spotkanie drużyn na biwaku. Od lewej Ania Kuczyńska, Marek Gajdziński i Lesław Kuczyński. Atmosfera w Szczepie znacznie się "ociepliła".

W maju Rada Szczepu wzięła udział w obchodach Jubileuszu 60-ciolecia Szczepu 22 WDH. Dla wszystkich było to bardzo ważne przeżycie. "Dwudziesta Druga" znana była w Szesnastce od dawna, ale tylko, jeśli można się tak wyrazić, "z widzenia". Spotykano się wyłącznie na obowiązkowych pochodach pierwszomajowych, na które "spędzane" były drużyny z całej Warszawy. W fatalnie umundurowanym "spędzie" trudno było odróżnić drużynę od drużyny. Na tym tle bardzo korzystnie wypadały drużyny dobrze umundurowane. Takich było tylko kilka w Warszawie, między innymi Szesnastka i Dwudziesta Druga. To już wystarczyło do okazywania zainteresowania. Ale w przypadku tych drużyn zainteresowanie graniczyło wręcz z fascynacją. Były to bowiem jedyne w Warszawie drużyny harcerskie, które zamiast chust nosiły krajki łowickie, w dodatku bardzo do siebie podobne. Udział Szesnastki w święcie 22 WDH przekonał harcerzy z obu drużyn, że podobieństwa nie kończą się na krajkach i porządnym umundurowaniu. Okazało się, że pomimo wielu przeciwieństw losu, obie drużyny kultywują dawne zwyczaje i tradycje harcerskie. Widać to było po podobnym, tradycyjnym stylu obozownictwa i pionierki obozowej, nacisku na wyszkolenie techniczne, ambicji utrzymania wysokiego poziomu wymagań na stopnie i wielu innych aspektach pracy. Harcerzom Szesnastki spotkanie to dodało otuchy wynikającej z odkrycia, że nie są samotną wyspą w bezmiarze oceanu tandety i draństwa. Niezwykle krzepiąca okazała się świadomość, że gdzieś na drugim końcu Warszawy istnieje drużyna harcerska tak bardzo do nas podobna i borykająca się z podobnymi trudnościami związanymi z zachowaniem własnej tożsamości. 

 

1976 r. Maj. W harcówce Szczepu 22WDH. Zofia Jasińska, Marek Gajdziński i Lesław Kuczyński słuchają opowieści oprowadzającej ich harcerki z Dwudziestej Drugiej.

W lipcu odbył się pierwszy po wielu latach obóz wędrowny. Uczestniczyło w nim, poza komendą, 7-u najstarszych harcerzy (zastępowi i przyboczni) oraz 6 harcerek i dwie osoby kadry zuchowej. Komendę stanowili pwd. Ewa Hołodowicz - komendantka, wędr. Ryszard Kukuła - oboźny i org. Włodek Sikora "Karakan" (instruktor zuchowy wypożyczony z hufca) jako kwatermistrz. Trasa obozu przebiegała przez Góry Sowie i Stołowe. Nocowano w zarezerwowanych wcześniej schroniskach PTSM. Trudy wspólnej wędrówki znacznie zbliżyły uczestników obozu i jeszcze bardziej przyczyniły się do poprawy atmosfery w Szczepie.

Lipiec 1976 r. Harcerze 16WDH "Grunwald" na obozie wędrownym w Sudetach.
Od lewej stoją: Lesław Kuczyński, Wojtek Szymański, Jurek Wójtowicz, Tadek Witkowski, Marek Gajdziński, Jacek Augustyniak, Marek Wyszyński.

Lipiec 1976 r. Harcerki z BCO na obozie wędrownym w Sudetach.
Od lewej idą Beata Smoleńska, Joanna Wojtala, Ewa Łękawska, Hanna Moczkowska.

W czasie jednego z trudniejszych etapów Marek Gajdziński "Szwejk" ułożył słowa do piosenki znanej później pod tytułem "Szwejkowa Ballada". Piosenka ta została po raz pierwszy wykonana publicznie miesiąc później na obozie w Karwieńskich Błotach i przez kilkadziesiąt lat należała do piosenek najchętniej śpiewanych w Drużynie i Szczepie. 

Kolejny XLVII obóz stały Szesnastki odbył się w sierpniu i został zlokalizowany w Karwieńskich Błotach. Przypomnijmy, że jest to jedyne miejsce na świecie, do którego Szesnastka co jakiś czas wracała ze swoimi namiotami. Był to już czwarty obóz zorganizowany na wydmach obok tej nadmorskiej osady rybackiej. Komendantką obozu była phm. Zofia Jasińska-Kot, jej zastępcą pwd. Ewa Hołodowicz, oboźnym - org. Włodzimierz Sikora , a kwatermistrzem pwd. Zbyszek Kot. W skład komendy wchodzili też w charakterze instruktorów wędr. Ryszard Kukuła i b.s. Leszek Kossakowski. Na obozie był też hm. Marek Wronkowski w identycznej, jak rok wcześniej, roli.
W obozie, poza komendą, uczestniczyło 18 harcerzy w 3-ech zastępach:

  • Wachta Króla Dawida - zastępowy odkr. Lesław Kuczyński
  • Świta Posejdona - zastępowy odkr. Marek Gajdziński
  • Wilki Morskie - zastępowy trop. Tadeusz Witkowski

i 21 harcerek w 4-ech zastępach:

  • Marsjanki - zastępowa Małgorzata Biesiadowicz
  • Czarownice - zastępowa Ewa Łękawska
  • Delawerowie - zastępowa Anna Kuczyńska
  • Haneczki - zastępowa Hannna Moczkowska

Lipiec 1976 r. Nieoficjalny zastęp "Wichry" czyli trzej zastępowi z obozu w Karwieńskich Błotach.
Od lewej: Tadek Witkowski, Lesław Kuczyński i Marek Gajdziński

Punktacja między zastępami była w tym roku naprawdę bardzo emocjonująca, gdyż po raz pierwszy w historii żeński zastęp Delawerowie miał realne szanse na zajęcie pierwszego miejsca. Do ostatniego dnia trwała emocjonująca rozgrywka między nim, a zastępem Świta Posejdona. Ostatecznie zwyciężyła jednak Świta Posejdona Marka Gajdzińskiego, nie dopuszczając do przełamania tradycyjnie wiodącej pozycji zastępów męskich w tej konkurencji.

Charakter obozu nie różnił się zbytnio od poprzedniego. Podobnie jak rok wcześniej nie pozwolono na urządzenie Chatek. Nadal zakazana była kara menażki. Biegi harcerskie i próby na sprawności także były parodią tego, co dawniej obowiązywało w Szesnastce. Znów podstawową formą sprawdzania umiejętności były pisemne testy. Komendantka obsesyjnie kładła nacisk na zdobywanie tzw. "sprawności zespołowych", czyli nowych tworów metodycznych mających na celu gloryfikację kolektywizmu oraz stworzenie przeciwwagi dla tradycyjnych sprawności indywidualnych i stopni wzmacniających tak szkodliwe dla komunistów postawy indywidualistyczne. Jeszcze bardziej niż w roku poprzednim dawał się odczuwać "urzędniczy" charakter komendy. Znów okazywało się, że instruktorzy mają prawo do "jubli" po ciszy nocnej. Tendencję tą wzmacniał dodatkowy bardzo "imprezowy" kompan nocnych biesiad, czyli "Karakan", instruktor zuchowy sprowadzony z hufca, którego po cichu szykowano na funkcję drużynowego Grunwaldu. Nocne życie kadry budziło sprzeciw już nie tylko najstarszych harcerzy. Również niektóre zastępowe i starsze harcerki zaczęły dostrzegać w takim zachowaniu pierwiastki "belferskiego" stosunku do pełnionych funkcji. W ten sposób rodziły się podstawy solidarnego buntu przeciwko nieharcerskim praktykom członków komendy, co dodatkowo zbliżało chłopców i dziewczęta. Obóz odwiedził legendarny Zawiszak, były drużynowy Szesnastki dh. Tadek Sułowski "Suła", bardzo lubiany przez harcerzy za swój prostolinijny, żołnierski stosunek do rzeczywistości. Suła usiłował zwracać uwagę komendy obozu na te zjawiska, które szczególnie stały w sprzeczności z tradycją Szesnastki. Niestety - bezskutecznie. Mimo tych wszystkich złych okoliczności obóz w Karwieńskich Błotach miał jednak jakąś inną niż poprzednie atmosferę. Funkcje zastępowych pełnili harcerze i harcerki z długim stażem i doświadczeniem. Ich wyrobienie pozwalało stworzyć w zastępach specyficzną harcerską atmosferę, jakże różną od tej, którą świadomie czy nie świadomie wytwarzała kadra Szczepu. Można śmiało powiedzieć, że życie obozu toczyło się w zastępach, które z powodu dużego wyrobienia zastępowych cieszyły się znacznie większą niż w latach wcześniejszych samodzielnością (między innymi, rajd pieszy został przeprowadzony zastępami, które wyszły na czterodniowe wędrówki pod dowództwem zastępowych). Na obozie harcerze zdobyli 8 stopni ochotnika, 1 tropiciela, 3 odkrywcy i 1 przodownika, a harcerki - 7 ochotniczki, 5 tropicielki, 1 odkrywczyni i 1 przodowniczki.

Sierpień 1976 r. Wycieczka do Rozewia. Spotkanie na plaży dwóch rywalizujących ze sobą zastępów Delawerów i Świty Posejdona.

Po obozie Komendantka Szczepu podjęła zaskakującą decyzję i zwolniła z funkcji przybocznego Lesława Kuczyńskiego. Było to echo scysji, do jakich dochodziło na obozie. Lesław, człowiek porywczy, niejednokrotnie nie potrafił utrzymać języka za zębami i otwarcie krytykował szczególnie bezsensowne i niesprawiedliwe decyzje komendy. Zwolnienie z funkcji było nie tyle zemstą Zośki, co ułatwieniem życia drużynowemu, czyli jej mężowi, który szczególnie nie potrafił znaleźć z Lesławem wspólnego języka. Oficjalna "banicja", na jaką skazano Lesława, trwała dopóki Zośka była komendantką Szczepu. Jednak Lesław nigdy, nawet na chwilę, nie rozstał się z Drużyną. Pełniąc najprzeróżniejsze funkcje w Szczepie, cały czas uczestniczył w życiu Drużyny i choć nieoficjalnie - miał na nią ogromny wpływ. Na jego miejsce Zośka mianowała nowego przybocznego. Został nim Leszek Kossakowski, fajny chłopak, tyle tylko, że zupełnie nie wiadomo skąd i po co, w wieku ponad osiemnastu lat, pojawił się w Szczepie. Nie mając wcześniej żadnych doświadczeń harcerskich czuł się kompletnie zagubiony, ale postanowił zdobyć stopień harcerski i złożył Przyrzeczenie. Zośka mianując Leszka na miejsce zwolnionego Lesława postawiła go w bardzo niezręcznej sytuacji. Przez długi czas był, tak samo jak Zbyszek Kot, traktowany jako "obcy agent" i wręcz bojkotowany. Dopiero po kilku miesiącach okazało się, że był to "równy facet", który za późno odkrył harcerstwo i chciał je autentycznie przeżyć. 

Począwszy od jesieni tego roku w Szesnastce rozpoczęło się intensywne życie polowe. Na początku września odbył się poobozowy biwak Szczepu na polanie Łubiec w Puszczy Kampinoskiej.

Wrzesień 1976 r. Biwak Szczepu. Zastęp Świta Posejdona odbiera nagrodę za zwycięstwo w punktacji na obozie.

Wrzesień 1976 r. Drużyna żeńska na biwaku Szczepu.

Następnie aż 5 patroli wzięło udział w XXIII rajdzie Świetlików w Górach Świętokrzyskich. W nocnym marszu azymutowym na dystansie ok. 30 km zdobyto wiele cennych nagród i pierwsze miejsce na jednej z tras.

W październiku Rada Drużyny żeńskiej "BCO" zdobyła pierwsze miejsce i puchar przechodni w Rajdzie Rad Drużyn Hufca, co było niewątpliwie zasługą atmosfery jaką w tej drużynie wytworzyła nowa drużynowa, Ewa Hołodowicz i dużej sprawności organizacyjnej będącej spuścizną po poprzedniej drużynowej.

Również w październiku wznowiono wydawanie Sulimczyka, jako pisma Szczepu. Reaktywowana redakcja pod kierownictwem Ryśka Kukuły zaplanowała, że tradycyjne pisemko Szesnastki będzie miesięcznikiem i rzeczywiście przez kilka miesięcy słowa dotrzymywała. Do końca roku ukazały się bowiem trzy numery pisma.

W połowie października rozpoczęła się duża akcja zarobkowa Szczepu pod kryptonimem "Znicz". Polegała ona na sprzedaży zniczy nagrobkowych przed Świętem Zmarłych. Przez dwa tygodnie, każdego popołudnia, w kilku ruchliwych miejscach Ochoty stawały harcerskie stoiska, na których harcerki i harcerze sprzedawali "deficytowy" towar "wyrwany" wcześniej od producenta. Podobnie było pod cmentarzami w dniach 1 i 2 listopada. Dwutygodniowy ogromny wysiłek przyniósł oszałamiająco duże zyski, które postanowiono wydać w większości na... nowy sztandar Szczepu.

Akcja "Znicz" była w całości zaplanowana, zorganizowana od strony formalnej i handlowej, a także kontrolowana i rozliczana przez reaktywowane Koło Przyjaciół Harcerzy. Na jego czele stanął niezwykle operatywny ojciec Lesława i Ani Kuczyńskich, płk.Tadeusz Kuczyński. Kasą KPH opiekowała się mama Marka Gajdzińskiego, Hanna Gajdzińska-Drozd. To dzięki ich szlachetnej i bezinteresownej pracy, którą kontynuowali przez kilka kolejnych lat, Szczep uzyskał solidne materialne podstawy bytu.

Aktywna praca w KPH rodziców Lesława Kuczyńskiego i Marka Gajdzińskiego stanowiła dla nich skuteczny parasol ochronny. Szczególnie Lesław, który często popadał w konflikty z Zośką i Zbyszkiem Kotami, miał prawo oczekiwać zemsty z ich strony. Gdyby nie autorytet wyższego oficera LWP i wielkie korzyści, jakie Szczep odnosił z pracy jego ojca w KPH, Lesław szybko podzieliłby los swoich poprzedników i zostałby przez Zośkę usunięty z Szesnastki. Nie mógł, co prawda, pełnić funkcji przybocznego w Drużynie, ale ze Szczepu nie "wyleciał". Tworzono dla niego różne dziwne funkcje w Radzie Szczepu, po których "pętał" się przez dwa lata "banicji". Ale dzięki temu mógł być stale blisko Drużyny i razem z Markiem, w tajemnicy przed narzuconym drużynowym, odbudowywać ducha dawnej Szesnastki.

7 listopada została zorganizowana uroczystość 65-cio lecia Szesnastki. Na obchody jubileuszu przybyli licznie starzy Zawiszacy, rodzice i reprezentacje zaproszonych drużyn. Uroczystość miała formę podobną do Choinki, a więc składała się z apelu, krótkiego programu przygotowanego przez Drużynę Grunwald i tradycyjnego spotkania pokoleń Zawiszackich przy herbatce. Na tą okazję została wydana okolicznościowa plakietka, którą noszono na prawym rękawie munduru.

11 listopada odbyła się nieoficjalna wycieczka kadry Drużyny Grunwald. Nieoficjalna, gdyż wyjechano bez wiedzy drużynowego po to, by pooddychać "świeżym powietrzem" i omówić z zastępowymi pewne sprawy związane funkcjonowaniem Drużyny pod obcym panowaniem. Wycieczka zakończyła się wypadkiem Lesława Kuczyńskiego, który poważnie skręcił nogę i to w samym środku Puszczy Kampinoskiej. Trzeba go było nieść na noszach przez wiele kilometrów. Jednak zdarzenie to uprzytomniło wszystkim obecnym jak silne i cenne są więzi przyjaźni, które ich łączą.

W grudniu Zbyszek Kot usiłował przeprowadzić w Drużynie jakieś elementy chorągwianej kampanii politycznej pod nazwą Turniej Wiedzy Obywatelskiej. Jednak akcja ta spotkała się z demonstracyjną obstrukcją zastępowych i po krótkiej awanturze incydent uznano za niebyły.

Marek Gajdziński

Stan Drużyny w dniu 31.12.1976 r.

  • Komendantka Szczepu - phm. Zofia Jasińska-Kot
  • 16WDH-y  "Grunwald"
    • Drużynowy - pwd. Zbigniew Kot
    • I Przyboczny - przod. Marek Gajdziński
    • II Przyboczny - b.s. Leszek Kossakowski
    • Stan ogółem - 25 harcerzy w czterech zastępach.
      • Dziki - zastępowy odkr. Jacek Augustyniak
      • Jastrzębie - zastępowy odkr. Wojtek Szymański
      • Orły - zastępowy och. Wojtek Pasieka
      • Tarkus - zastępowy och. Maciek Rurarz
  • 16WDZ "Zielone Pantery"
    • Drużynowy - odkr. Jurek Wójtowicz
    • Stan 17 zuchów.

Więcej...