Instruktor, Marzec - Lipiec 2003, Numer 69 (100) Rok X (XIII)
ISSN 1234-1290
W jubileuszowym setnym numerze Instruktora znalazły się dwa materiały Zawiszaków. Pierwszy to obszerny artykuł Lecha Najbauera o harcerskich seniorach czyli emarytach lub jak się mówi w Szesnastce weteranach - 30-40 letnich mężczyznach, którzy po latach wracają do harcerstwa. Artykuł oparty jest na doświadczeniach 16WDH, do której wróciło aż 5 byłych instruktorów. W numerze jest też odpowiedź Marka Gajdzińskiego na list "Kohuba" zawierający kilka wątpliwości na temat tez wygłoszonych przez Szwejka w wywiadzie zamieszczonym w poprzednim numerze.
Artykuł Lecha Najbauera przytaczamy w całości:
UWAGA! SENIOR W HARCERSTWIE!
Senior, a sprawa harcerska, chciałoby się powiedzieć. Któż to taki i do czego służy? Z pewnością nie jest to budulec, z którego można formować struktury organizacji, ale jednocześnie jego brak odczuwa się nieraz nazbyt boleśnie. Zwłaszcza wówczas, gdy inne elementy konstrukcyjne zawodzą jeden po drugim, senior może okazać się ostatnim, przepraszam za porównanie, śledziem, który przytrzymuje targany wiatrem namiot.
Babcia rządzi!
Gdyby organizację porównać do rodziny, senior, jak wskazuje semantyka, ulokowałby się tam, gdzie zwykle znajdują się babcie. Nie chodzi bynajmniej o to, że ma stać przy garach, gotując smakołyki dla gromady wnucząt i przy okazji dla ich zalatanych rodziców, a wieczorem dyskretnie udawać się na nieszpory, żeby nie zawadzać młodym. Nie – „babcia" jest tu synonimem ostatniego odwodu, kogoś, na kogo zawsze można liczyć i kto przyjdzie z pomocą wówczas, gdy inne drogi ratunku zawiodą (obdarzeni dziatwą wiedzą, co mam na myśli...).
Ale o babcię trzeba dbać. Przede wszystkim nie wolno traktować jej jak intruza wówczas, gdy zamierza włączyć się aktywnie w życie rodziny. Nie należy dawać do zrozumienia, że jej czas minął, a teraz my, młodzi, dzierżymy ster spraw życia codziennego w swych niepomarszczonych rękach i nikt nam tu nie będzie mówił co i jak należy robić. Nie wypada po prostu przypominać sobie o babci w momencie, gdy mamy nóż na gardle, zgodnie ze staropolską dewizą „Jak trwoga to do Boga".
No, to tyle wykładu z dobrych manier na gruncie podstawowej komórki społecznej.
W życiu harcerskim analogie do opisanych wyżej sytuacji są aż nadto czytelne. W celu wyzyskania seniora i osiągnięcia pewnych efektów powinniśmy stosować wspomniane reguły, przełożone oczywiście na nieco inną sytuację. Uprzednio trzeba zadać sobie dwa podstawowe, jak sądzę, pytania: kim jest senior? i do czego może się przydać?
Senior składa się z ...
Zacznijmy od sprawy definicji. Za seniora zwykło się uznawać osobę co najmniej na emeryturze, która z braku zajęć zawodowych chętnie zaangażuje się w działalność „społeczną", byle tylko być przydatnym, służyć doświadczeniem, dzielić się spostrzeżeniami i przemyśleniami z bogatego życia. Tak jest u ludzi w miarę normalnych. Ale u harcerzy niekoniecznie... Bo seniorem harcerskim może okazać się człowiek trzydziesto- czy czterdziestoletni. Albowiem nie wiek decyduje o wejściu do zaszczytnego grona seniorów harcerstwa, lecz z jednej strony po prostu chęć bycia seniorem, a z drugiej fakt zaprzestania służby i krótsza lub dłuższa przerwa w pracy wychowawczej (ten drugi element nie zawsze jest konieczny, bo można być seniorem pozostając w czynnej służbie nawet i kilkadziesiąt lat). Jest to logiczny „przekręt", aby bycie seniorem uzależniać od własnych chęci (w normalnym życiu nie jest tak łatwo), ale wydaje mi się, że stanowi to jedną z podstawowych cech tej „formacji". Ktoś kto nie czuje już związku z harcerstwem, komu obce są zarówno szczytne ideały, jak i przyziemne rytuały – nie może mówić o sobie: „Jam jest senior harcerstwa!" Wolno mu, co najwyżej, uważać się za kogoś, kto kiedyś otarł się o ruch skautowy, ale nie wyniósł z tego spotkania na tyle wielkich korzyści, aby utożsamiać się z nim również po latach rozłąki.
Senior w akcji
Poczucie „seniorstwa" ujawnia się wraz z chęcią bycia użytecznym. Jest to zarówno użyteczność pojmowana subiektywnie (czyli „Czego to ja nie mogę, panie dzieju!"), jak i obiektywnie. W tym miejscu dochodzimy do odpowiedzi na drugie pytanie, stwierdzając, że senior ma wiele praktycznych zastosowań w życiu codziennym i od święta.
Przede wszystkim, można wykorzystać jego doświadczenia wychowawcze. Sam fakt życia o kilkanaście lub kilkadziesiąt lat dłużej wart jest uwzględnienia w naszych kalkulacjach, choć nie zawsze siwy włos świadczy o wystarczającej dawce rozumu pod nim. Ale senior to również prawdziwe zagłębie wiedzy o tradycjach i zwyczajach. Pomijam już tak oczywiste kwestie, jak wspomnienia dawnych obozów, zlotów czy innych tego typu imprez. Jednak w drużynach, które liczą sobie kilkanaście czy kilkadziesiąt lat odkrycie dlaczego chusta ma taką a nie inną barwę, albo skąd wzięła się tradycja specyficznego wyszywania na naramienniku numeru drużyny – może okazać się odkryciem na miarę odkopania Pompejów. A jeszcze gdyby taki senior pochwalił się swoim mundurem z lat 60-tych czy 70-tych, albo przedpotopowym sprzętem turystycznym, albo kroniką drużyny lub fotografiami z dawnych lat, to już jest temat na kilka wspólnych zbiórek, kominków, a nawet przyczynek do zorganizowania mini-wystawy, na którą zaprosi się rodziców harcerzy, nauczycieli i dyrektorów szkół, władze okręgu, prasę, radio, telewizję, przedstawicieli businessu, lobbystów, wpływowych parlamentarzystów, artystów scen polskich, korpus dyplomatyczny oraz naczelne organu administracji państwowej.
Ambasador
A właśnie, a propos korpusu, przy okazji odkrywamy kolejne praktyczne zastosowanie seniora: funkcje reprezentacyjne. Młodzi drużynowi wiedzą, jak trudno rozmawia się z nauczycielami czy dyrektorami szkół, urzędnikami gminnymi i innymi Bardzo Ważnymi Osobami, od których często zależy istnienie danego środowiska. Tymczasem taki senior ma pewien naturalny i niezaprzeczalny atut (no, może nie dla wszystkich jest to atut) – wiek. Z doświadczeń w laboratorium i na żywej tkance społecznej wynika niezbicie, że oficjele inaczej rozmawiają z dwudziestoparoletnim drużynowym, a inaczej z czterdziesto- czy pięćdziesięcioletnim seniorem. Seniora nie wypada zbyć jakimś frazesikiem, nie można mu wprost powiedzieć, że się nie ma dla niego czasu, bo on reprezentuje tę część społeczności, która ma coś dobrego i mądrego do powiedzenia w sprawie najistotniejszej - wychowania.
Często zdarza się, że senior jest w tym samym wieku, co nasz oficjel, że ma te same problemy, tak samo duże (małe) dzieci i taki sam stosunek do pewnych spraw. Ułatwia to znakomicie nawiązanie wspólnego języka z osobami na ważnych stanowiskach, a jednocześnie daje rękojmię tego, iż złożone obietnice będą dotrzymane, bo ma się do czynienia z poważnymi ludźmi, a nie z nieodpowiedzialnymi smarkaczami latającymi po lesie w krótkich spodenkach i robiącymi zbyt dużo hałasu i bałaganu (na taką opinię sami sobie zapracowaliśmy, druhowie).
Hufiec czy chorągiew?
Wspieranie środowiska, polegające na pełnieniu funkcji ambasadora, pomocy materialnej i logistycznej w organizacji akcji poborowych, obozów, zimowisk i biwaków, czy wreszcie współpracy na gruncie metodycznym i ideowym może zostać rozszerzone w zasadzie na całość organizacji. Jestem za tym, aby seniorzy w pierwszej kolejności wspierali swoje macierzyste drużyny i szczepy (niekoniecznie obejmując w nich od razu funkcje instruktorskie), ale jeśli tych nie staje – nie widzę przeszkód we współpracy z hufcami czy chorągwiami. Tutaj pole do popisu jest nawet jeszcze większe, bo i zasiadanie w kapitułach stopni i komisjach instruktorskich, i pełnienie funkcji administracyjnych w zarządach okręgów, i nawet pomoc w działaniach poszczególnych referatów czy ruchów ideowo-wychowawczych.
A może drużyna?
Może się wszelako zdarzyć, że ideowe, organizacyjne i logistyczne wsparcie nie wystarczy. Zadbanego, wypielęgnowanego i odpowiednio odżywionego seniora trzeba będzie, niestety, poświęcić w boju, w pierwszej linii. Rzecz jasna, nie stanie się tak bez jego wyraźnej zgody i bez zobowiązania do podporządkowania się pewnym regułom (Prawo Harcerskie). Jednak decyzja okazuje się zazwyczaj niezwykle trudna. Może bowiem zaistnieć konieczność objęcia przez seniora konkretnej funkcji instruktorskiej, np. szczepowego, drużynowego czy hufcowego.
Medycyna i historia znają takie przypadki. Zdarzają się one zazwyczaj w środowiskach o ugruntowanej tradycji i ścisłych więzach łączących pokolenia wychowanków tej samej drużyny czy szczepu. Jeśli bowiem przyjmiemy trafne, jak sądzę, założenie, że o jakości Związku decyduje jakość jego drużyn, to na sprawę ich istnienia (wariant minimum) i rozwoju (wariant optimum) należy spojrzeć ze szczególną uwagą i troską. Rozpadające się drużyny i szczepy, w których brak instruktorów, to jedna z głównych bolączek ZHR. Opatrunkiem na tę ranę mogą być właśnie seniorzy. Nie zastąpią oni prawdziwego leczenia, ale przynajmniej zatamują odpływ krwi. Ich zadanie będzie polegało być może bardziej na podtrzymywaniu podstawowych czynności życiowych, niż na zaawansowanej terapii, ale efektem takich zabiegów powinno być wykształcenie spośród młodych tego, który zastąpi ich na zaszczytnej funkcji drużynowego czy szczepowego za rok lub dwa.
Powinności organizacji
Jak widać senior jest organizmem wielofunkcyjnym, wszechstronnym i uniwersalnym, a liczba jego zastosowań sięga nieskończoności. To wszystko nie oznacza jednakże, iż powinniśmy oddawać seniorom całą władzę i z jednej strony wprzęgać ich w zwykłe, codzienne harcerskie życie (prowadzenie drużyn uważam mimo wszystko za ekstremum), a z drugiej traktować jako tych, którzy nareszcie pozbawią nas wszystkich trosk i uczynią nasze instruktorskie życie sielanką znaną z brazylijskich seriali. Tak jak o babcię, o seniora trzeba bowiem dbać, i jeśli mamy zamiar skorzystać z jego pomocy, to przede wszystkim musimy go do niej zachęcić.
Paradoksalnie, pozyskiwanie seniorów (w pewnych środowiskach zwane subtelnie „recyclingiem", a w innych nieco dosadniej „reanimacją") rozpoczyna się jeszcze zanim przejdą oni w stan spoczynku. Gdy instruktor odchodzi z czynnej służby, to jedną nogą tkwi w niej jeszcze (głównie przez sentyment), a drugą jest już daleko. Ten moment trzeba umieć odpowiednio wykorzystać. Motywy odejścia mogą być różne (praca, dom, wyjazd, czasem nawet znudzenie i nudności), ale licząc się z możliwością skorzystania z seniora w przyszłości powinniśmy zrobić wszystko, aby to odejście zapamiętał jako miłe i niekoniecznie ostateczne rozstanie. Bądźmy szczerzy, jeśli kogoś wyrzucamy z hukiem ze Związku z byle powodu, to nie możemy potem liczyć na jego przychylność. Jeśli ma na tyle dużo klasy, że to zrozumie – wybaczy i może nas wesprze. Ale w wielu przypadkach po prostu po ludzku obrazi się. Klasa rozstań świadczy w pierwszej kolejności o klasie organizacji, jako podmiotu z gruntu silniejszego w tej konfrontacji. Jeśli sami wystawiamy sobie świadectwo z niskimi stopniami, to potem nie dziwmy się, że nas nie chcą przyjąć na prestiżowe studia. I tu właśnie widziałbym jedną z podstawowych przeszkód w aktywizacji seniorów.
My za lat kilka
Nie będę tu poświęcał więcej miejsca na praktyczne porady związane z pozyskiwaniem i wykorzystywaniem seniorów w czynnej służbie. W zależności od tego, w jakiej formie senior ma włączyć się w życie harcerskie, należy dobrać odpowiednie narzędzia, chociażby przemyśleć sprawę stopni przyznawanych seniorom, którzy wrócili do służby. Ale są to doprawdy kwestie indywidualnej natury i nie można zaproponować jednej uniwersalnej receptury. Chcę jednak podkreślić, iż uważam, że dla seniorów w harcerstwie jest bardzo dużo miejsca. Ich doświadczenie, postawa, autorytet, wiedza i umiejętności mogą być niezwykle przydatne. Ale żeby skorzystać z tego wszystkiego, trzeba umieć przekonać ich do siebie, dbać o nich, nie pozbywać się w atmosferze odtrącenia, a po wystąpieniu z czynnej służby nie stosować środowiskowego ostracyzmu. Przeciwnie – należy zapraszać ich na obozy, zloty, kominki, dyskusje programowe, rady drużyn, szczepów i hufców, rozmawiać o problemach harcerstwa, włączać ich do wspólnoty myśli braterskiej i podsuwać tematy do rozważań o ideach wychowawczych.
Sądzę, że jako instruktorzy Związku nie powinniśmy zaniedbać żadnej okazji, aby pozyskać przychylność i czynną pomoc seniorów harcerstwa. Korzyści będą obopólne. Seniorzy poczują się docenieni i będą dumni ze swoich wychowanków, a my skorzystamy z ich wsparcia, nawet jeśli ograniczyłoby się ono do gawędy na kominku drużyny. Ale to my musimy wystąpić z inicjatywą, to na nas ciąży obowiązek podania ręki, bo to my za kilka lub kilkanaście lat zostanie poproszeni o taką pomoc. Jak chcielibyśmy się wówczas czuć? Co chcielibyśmy usłyszeć? Jakie wspomnienia przywołać? I czy mogliby liczyć na nas ci, których dziś nazywamy biszkoptami?
phm. Lech Najbauer HR
Autor (ur. 1969) jest przybocznym 16 Warszawskiej Drużyny Harcerzy im. Zawiszy Czarnego. Wraz z grupą byłych instruktorów powrócił do czynnej służby instruktorskiej i od 2001 roku wspiera program naprawy i rozbudowy Drużyny. Były drużynowy 16 WDH w latach 1989-91. Obecnie instruktor Harcerskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (Komendant Okręgu Mazowieckiego HOPR). Prawnik.