okładkaInstruktor - pismo instruktorów ZHR, Styczeń - Luty 2003, Numer 68 (99) Rok X (XIII)
ISSN 1234-1290

W piśmie instruktorów ZHR znalazł się wywiad z Markiem Gajdzińskim przeprowadzony przez dh. phm Agnieszkę Dworczyk pt.

Przygoda i przyjaźń

Rozmowa z hm. Markiem Gajdzińskim (zwanym Szwejkiem) członkiem KIHAM-u, vice-naczelnikiem Ruchu Harcerskiego w latach 1987-1988, wieloletnim instruktorem warszawskiej „szesnastki", mężem i ojcem, który postanowił wrócić do ZHR.....

Instruktor: Czy to wszystko się zgadza?

Marek: Zgadza się. Szwejkiem jestem nawet dla 12-letnich chłopaków, którzy właśnie stawiają pierwsze kroki na harcerskiej drodze w 16 WDH.....

Choć mógłbyś być ich ojcem......

No właśnie: mógłbym, ale tutaj jestem ich przyjacielem i nie ma powodu, aby zwracali się do mnie inaczej. Nie znoszę maniery mówienia do drużynowego per "druhu". Moja 13- letnia córka musi w ten sposób tytułować swoją dwa lata starszą zastępową (!) Gdzie tu jest miejsce na przyjaźń?

A kiedyś było miejsce?

Kiedyś przygoda i przyjaźń były dwoma podstawowymi postulatami harcerstwa.

A teraz nie? Czy naprawdę drużyny, do których należą Twoje dzieci tak bardzo różnią się od drużyn sprzed kilkunastu lat?

Z zewnątrz nie, ale kiedy słucham, co dzieje się na zbiórkach zastępów, to ręce opadają. Poza tym brakuje też tego drugiego czynnika: przygody. Dzieci po prostu się nudzą.

Twoje dzieci się nudzą?

Tak, szczególnie syn. Co prawda mam swoją teorię na temat dzieci instruktorów. Myślę, że tworzona w ich domach aura cudownych wspomnień z harcerstwa utrudnia im zachwycenie się tą samą przygodą, ponieważ rzeczywistość najczęściej odbiega od wyidealizowanego obrazu, który znają z opowiadań. Tak, czy inaczej, nieatrakcyjność w połączeniu ze wspomnianymi już zjawiskami, które ja nazywam brakiem przyjaźni, a inni „tradycją", tzn. np. obowiązkiem mycia menażek i czyszczenia butów starszym, moim zdaniem świadczy o tym, że kadra harcerska jest zagubiona.

Wróciłeś, bo nie mogłeś patrzeć, jak zagubieni harcerze marnują Ci dzieci?!

Poniekąd tak. Kiedy zobaczyłem, co dzieje się w drużynach, do których należą moje dzieci, a które kiedyś dobrze znałem, zacząłem rozmawiać ze starymi instruktorami w nadziei, że zechcą przekazać swoją wiedzę i doświadczenie młodym drużynowym. Tego nie da się jednak robić nie decydując się jednocześnie na powrót do czynnej służby. To był więc pierwszy impuls. Nie dość silny jednak, abym zdecydował się wrócić do służby. Bezpośrednim bodźcem do powrotu była sytuacja, w jakiej znalazła się 16 WDH. Gdybym odmówił pomocy, drużyna przestałaby istnieć. Tymczasem „szesnastka" jest najstarszą drużyną w Polsce. Jest drużyną-instytucją, która zawsze była w pewnym stopniu niezależna. W czasie okupacji nie wstąpiła do Szarych Szeregów, ale obok Hufców Polskich stanowiła trzecią organizację podziemnego harcerstwa. W 1987 roku starszo-harcerska 16 WDH „Sulima" została wyrzucona z ZHP za zorganizowanie Białej Służby. Kiedy więc powstawał ZHR (ja byłem wtedy vice-naczelnikiem Ruchu Harcerskiego), „Sulima" w sposób naturalny wstąpiła do Związku, od początku stanowiąc jego trzon organizacyjny. Wtedy nastąpiło jednak rozbicie szczepu, ponieważ pod wpływem seniorów 16 WDH „Grunwald" (drużyna młodszo-harcerska) pozostała w ZHP. Tak było do roku 1991, kiedy „Grunwald" przeniósł się do ZHR, aby znowu w roku 1993 powrócić do ZHP. Drużyna powoli się rozpadała, aż w końcu zabrakło nawet kandydata na drużynowego. Wtedy właśnie zwrócono się do nas- starych instruktorów o pomoc. Warunkiem jaki postawiliśmy, była odbudowa drużyny w ramach ZHR.

A trzeci powód powrotu do harcerstwa?

Trzecim powodem było to, że akurat w tamtym momencie przeżyłem zawód związany z moją działalnością polityczną. Mając potrzebę służby publicznej, drugi już raz próbowałem sił w polityce, ale znowu jak refren powrócił tekst piosenki Kaczmarskiego „polityka to w krysztale pomyje" – czyli albo trzeba się zeszmacić, albo odejść. Po raz pierwszy sparzyłem się w 1989 roku, kiedy jako przedstawiciel ZHR miałem zostać dyrektorem departamentu w Ministerstwie Edukacji. Działałem przez jakiś czas z ramienia ZHR w Radzie Młodzieży, ale szybko zrezygnowałem. Teraz doznałem kolejnego rozczarowania, a ponieważ na służbie harcerskiej się znam, więc wróciłem.

Wróciłeś z planem ratowania Szesnastki. Masz pomysł jeszcze na coś poza tym?

Rzeczywiście, na początku stworzyliśmy 7-letni plan odbudowania potęgi naszej drużyny. Teraz widzę, że pole do działania jest dużo większe.

Kogo masz na myśli mówiąc „my"?

Myślę o grupie instruktorów, których udało mi się namówić na powrót do czynnej służby. Takie zadanie wyznaczył mi zresztą Konrad Obrębski, który jako ówczesny komendant Chorągwi Mazowieckiej przyjmował mnie do ZHR. W tej chwili niektórzy z nich oficjalnie wracają do Organizacji, inni decydują się działać w KPH lub jako członkowie współdziałający. Są też tacy, którzy chcą po prostu pomagać.

Pomagać przy czym? Powstały już jakieś inicjatywy?

Tak. W tej chwili realizujemy dwa projekty. Jednym jest HOPR – Harcerskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. To propozycja skierowana głównie do wędrowników, mająca być odpowiedzią na nasze harcerskie: „nieść chętną pomoc bliźnim". Chcemy zorganizować w całej Polsce patrole starszoharcerskie, które po odpowiednim przeszkoleniu będą w stanie brać udział w akcjach ratowniczych policji, straży czy pogotowia. Chodzi tu przede wszystkim o pierwszą pomoc, ale także umiejętność reagowania w czasie powodzi, poszukiwaniach policyjnych itp.

Jak wyglądałaby w praktyce działalność patroli?

Każdy wędrownik będzie przeszkolony w zakresie udzielania pierwszej pomocy. Jednodniowe kursy wystarczą w zupełności, aby zapoznać się z teorią. Po za tym, kilka razy w roku będą organizowane ćwiczenia oraz zawody dla patroli. Będziemy w stałym kontakcie z odpowiednimi służbami, które będą informowały nas o konkretnych działaniach i potrzebach.
Dodam też, że szkolenia będą prowadzone przez byłe instruktorki i instruktorów: lekarzy, pielęgniarki, pracowników pogotowia.

Jaka jest druga inicjatywa?

Nazwaliśmy ją inkubatorem przedsiębiorczości. Chodzi o to, żeby pomóc młodym instruktorom wyrównać szanse na rynku pracy. Jako osoby czynnie angażujące się w służbę harcerską, nie mają oni możliwości przygotować się do życia zawodowego w takim stopniu, jak ich rówieśnicy. Tracą stypendia, wyjazdy wakacyjne, staże i szkolenia. Grupa starszych instruktorów, którzy mają za sobą spore doświadczenie zawodowe, opracowała program, który pozwoli nadrobić „stracony" czas.
Po pierwsze chcą oni uczyć efektywnego szukania pracy. W tej części programu dużą rolę odegrają psychologowie pod kierunkiem Agnieszki Kalbarczyk- byłej drużynowej 16, która zawodowo zajmuje się tego typu doradztwem.

Drugi etap, to stworzenie infrastruktury i logistyki do założenia własnej firmy.

Kiedy ten program zacznie być realizowany?

Myślę, że niedługo. W tej chwili Tomek Maracewicz „Marabut" jest na etapie pozyskiwania środków. Cały program był ostatnio referowany na Naczelnictwie.

Dlaczego potrzeba było powrotu starych instruktorów, żeby mogły ruszyć tego rodzaju inicjatywy?

Moim zdaniem wynika to z sytuacji ZHR. Wokół ZHP istnieje szeroki wianuszek byłych instruktorów w różnym wieku, którzy stanowią ogromny kapitał Związku. Wystarczy, że każdy z nich poświęci jedną godzinę w miesiącu i już Organizacja zyskuje tysiące rąk do pomocy w realizowaniu pomysłów, o jakich my nie możemy nawet pomarzyć. Ideą zgromadzenia przy ZHR starych instruktorów było właśnie stworzenie tego typu zaplecza. Zaplecza dysponującego nie tylko pomysłami i umiejętnościami harcerskimi, ale także doświadczeniem zawodowym i rodzicielskim. Wielkie znaczenie ma fakt, że oglądam dzisiaj harcerstwo z pozycji instruktora będącego w stanie zaproponować rozwiązania metodyczne, a jednocześnie z pozycji ojca, który może reprezentować punkt widzenia rodziców powierzających harcerstwu swoje dzieci. Ze zderzenia tych dwóch doświadczeń wynikają wnioski, do których 18-letni drużynowy nigdy nie dojdzie. Dlatego uważam, że należy zrobić wszystko, aby wokół ZHR powstało grono byłych instruktorów, którzy mogą i chcą służyć pomocą. Wydaje mi się, że przykładem mogą być właśnie te dwa programy, o których mówiłem, a które w sposób naturalny powstały z inicjatywy osób pozostających nieco na uboczu czynnej służby instruktorskiej.

Zgadzam się z Tobą, że grono starszych instruktorów jest potrzebne. Nie dyskwalifikujesz jednak młodych drużynowych z powodu ich braku doświadczenia życiowego?

Absolutnie nie! Drużynowymi muszą być ludzie młodzi. Ale ponieważ nieustannie ich brakuje, nie należy dodatkowo obciążać ich działaniami logistycznymi, czy finansowo- gospodarczymi. Tę stronę organizacyjną mogą wziąć na siebie właśnie starsi instruktorzy, którzy chcą działać w harcerstwie, ale nie powinni już prowadzić drużyn, albo wręcz członkowie współdziałający.

Czy oprócz postulatu odciążania drużynowych masz jakiś pomysł na ten nieustanny ich brak, o którym wspomniałeś?

Pewnym rozwiązaniem mogłoby być na pewno dostosowanie programu harcerskiego do rzeczywistości. Nie rezygnowałbym oczywiście ze skansenu, jakim jest terenoznawstwo, samarytanka, puszczaństwo itd., które są fantastyczną przygodą szczególnie dla młodszych harcerzy, ale uważam, że program pracy wędrowników powinien być jak najbardziej osadzony w realiach życia. Dlaczego znajomość języków obcych nie miałaby być taką samą techniką harcerską wpisaną w wymagania prób, jak terenoznawstwo? Wplecenie tradycyjnego programu harcerskiego w wymogi rzeczywistości jest właśnie zadaniem HOPR- u. W czasie prowadzenia akcji poszukiwawczej niezbędna jest bowiem znajomość np. terenoznawstwa i łączności, które wreszcie przestają być sztuką dla sztuki, ale nabierają wymiaru konkretnej, pożytecznej umiejętności.

Uważasz, że archaiczność programu to nasz największy problem?

Nie. Ja mam do zarzucenia głównie to, że program harcerski jest nieatrakcyjny. Dla mnie harcerstwo ma być przede wszystkim przygodą. Dopiero poprzez tę przygodę realizują się wszystkie inne cele. Młodzi chłopcy wstępują do harcerstwa z dwóch powodów: chcą przeżyć przygodę i znaleźć przyjaciół. Jeśli ich potrzeby nie zostaną zaspokojone, będą odchodzić z harcerstwa i żaden cel wychowawczy nie zostanie osiągnięty. W przypadku drużyny młodszoharcerskiej zapewnienie przygody nie stanowi żadnego problemu, bo przygodą jest wszystko: puszczaństwo, obóz, survival. Nie wyobrażam sobie harcerstwa bez wycieczek do lasu co najmniej dwa razy w miesiącu.

Wierzysz w to, że puszczaństwo może konkurować z komputerem?

Jestem o tym przekonany. Co więcej: będzie atrakcyjniejsze niż komputer, przed którym i tak spędza się pozostałe dni tygodnia. Mieliśmy ostatnio dobry dowód zainteresowania harcerstwem. Ponieważ straszono nas wszechobecnymi problemami z naborem, postanowiliśmy wejść jednocześnie do trzech szkół, w nadziei zebrania odpowiedniej ilości chłopców do odradzającej się 16 WDH. W efekcie zwerbowaliśmy 77 osób. Okazało się, że proponując ciekawą wycieczkę i dając obietnicę kontynuacji tak rozpoczętej przygody oraz wkraczania w coraz głębsze poziomy wtajemniczenia, można łatwo wygrać z komputerem. Do tego doszła jeszcze duża akcja informacyjna wśród rodziców i porozumienie ze szkołami, które nam sprzyjają, a z którymi zaczęliśmy współpracować na poziomie tworzenia programów wychowawczych. To wszystko.

Rozmawiając z Tobą odnoszę wrażenie, że wystarzy instruktorzy posiadacie coś, czego nam dzisiaj brakuje: fantazję. Wam chciało się wymyślać przygody dla chłopaków, my znużeni pogrążamy się w smutnych myślach o porażce.

Zgadza się. I wiem, z czego to wynika, choć moja teoria jest niepoprawna politycznie. Powodem jest stawianie idei ponad konkretne działania. Po 11 latach wracam do harcerstwa, którego poziom ideowy jest nieporównanie wyższy, od tego, który pamiętam z dawnych czasów. Widzę innej klasy ludzi. Niestety jednak ich poziom ideowy nie przekłada się na to, co dzieje się w drużynach. Wygórowane cele szkodzą atrakcyjności. Najpiękniejsze ideały są nic nie warte, jeśli brakuje chętnych, aby je poznawać i realizować. Przez całe lata obserwowałem w internecie, że jedynymi propozycjami ZHR jest szeroko rozbudowana formacja religijna. Jest to ogromnie ważny element wychowania harcerskiego, ale nie może być główną jego propozycją. Grupa ludzi, która szuka formacji religijnej nie trafi do ZHR, ale do kościelnych organizacji i wspólnot. Dlatego powinniśmy zrobić wszystko, aby zrównoważyć program harcerski. Czyli prowadzić wychowanie religijne oparte na przygodzie.

Powiedziałeś o współtworzeniu szkolnego programu wychowawczego...

Dziwi Cię to? Tego rodzaju współpraca między instruktorami a nauczycielami powinna być na porządku dziennym. Dzieje się inaczej ponieważ osiemnastoletni drużynowy nie jest partnerem ani dla szkoły, ani dla rodziców. Ja jako wychowawca harcerski, a jednocześnie ojciec wzbudzam dużo większe zaufanie, a co za tym idzie dysponuję większą siłą przekonywania niż nastolatek. Stając przed setką rodziców, którzy nie mają nic wspólnego z harcerstwem nie opowiadam naiwnie o ideałach, ale podaję argumenty ważne dla moich słuchaczy: to, że harcerstwo gwarantuje najtańszą formę wypoczynku, że dzieci spędzają czas pod opieką osób znanych rodzicom, oraz, ze będąc członkami grupy harcerskiej, ich pociechy nie będą szukać innego ( czytaj: niebezpiecznego) środowiska. Jeśli trójstronna współpraca odbywa się prawidłowo, korzystają z niej wszyscy, a my harcerze nareszcie możemy kształtować program szkolny czerpiąc wzorce i pomysły z najbliższych nam ideałów.

Oby to było możliwe jak najczęściej. Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i życzę powodzenia!

Dziękuję.