Wakacje za nami. Wspaniałe wakacje! Super obóz! Bardzo udana służba Szesnastki w czasie III Narodowego Zlotu Harcerzy i obchodów 60 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Wspaniały obóz wędrowny. Na rozgrzewkę w nowym roku harcerskim ZZ odbył spływ kajakowy Pilicą, a cała Drużyna (no, może nie cała) wzięła udział w uroczystościach przy pomniku Barykady na Grójeckiej. Ale prawdziwa akcja rozpoczęła się 18 września 2004.

O 7:30 pod pomnikiem Narutowicza zebrało się 26 harcerzy i trzech instruktorów Szesnastki, aby wziąć udział w tegorocznym zlocie Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy, zwanym Zlotem Św. Jerzego (w sumie było nas na zlocie 32, bo trzy osoby dołączyły już na miejscu). Jak co roku, rywalizacja zlotowa miał wyłonić "Drużynę Włóczni" (najlepsza drużyna na Mazowszu w roku harcerskim) oraz "Drużynę Szabli" (najlepsza drużyna na zlocie). Mieliśmy wielkie ambicje i snuliśmy plany zwycięstwa. Czy słusznie? Czuliśmy się niezwykle zwarci, pełni siły i werwy, rozśpiewani, rozchodzeni, gotowi do sięgnięcia po laur. Już na dwóch poprzednich radach Drużyny omawialiśmy strategię przygotowań i walki na zlocie. Wreszcie przyszedł dzień, w którym stanęliśmy w szranki z najlepszymi drużynami Mazowsza.

O 9:00 załadowaliśmy się do pociągu na stacji Warszawa-Ochota. Był wśród nas zastęp rowerzystów ("Szopy" - zapamiętajcie tę nazwę!), gdyż pewne konkurencje na zlocie miały odbyć się na rowerach. Około 10:30, po przejściu ze stacji w Zalesiu Górnym do biwakowiska na Zimnych Dołach (nasze stałe miejsce wycieczek poborowych), zameldowaliśmy się w sekretariacie zlotu. Wzbudziliśmy, jak zwykle, pewną sensację, wmaszerowując na plac w nogę, ze śpiewem na ustach i laskami skautowymi na ramionach.

Wskazano nam miejsce naszego podobozu, obok którego rozbiła się także 123 WDH z naszego hufca (1002 WDH, także z "Klucza", biwakował nieco dalej). O 11:00 rozpoczęła się odprawa drużynowych. W czasie, który Burak poświęcił na zgłębienie zasad rywalizacji, rozbiliśmy namioty w okręgu i zainstalowaliśmy się w nich. Krąg tworzyło 10 namiotów i było to chyba największe gniazdo zlotowe. Po kilku minutach nadbiegł Burak i zarządził odprawę zastępowych. Podzieliliśmy harcerzy na 6 zastępów. Każdy zastęp miał wziąć udział w co najmniej dwóch z trzech konkurencji: rajd rowerowy, wyścigi kajaków oraz Harcerski Bieg Terenowy (w skrócie "HaBeTa"). Po kilku minutach każdy zastęp pobiegł swoją trasą (punkty były zaznaczone na mapkach wręczonych harcerzom) i rozpoczęła się rywalizacja.

W tym czasie kadra kończyła modelowanie obozowiska 16 WDH. Harcerskim sposobem zdobyto flagę (pożyczyliśmy od instruktora mieszkającego nieopodal w Zalesiu) oraz inne niezbędne wyposażenie. Potem instruktorzy zwizytowali punkty, na których odbywały się zawody zastępów, m.in. byliśmy świadkami wspaniałego występu "Szopów" w wyścigu kajakowym. Kajaki pływały po zalewie w Zalesiu na oznaczonej bojami trasie na czas. Podobnie czasowy charakter miał rajd rowerowy, ale były w nim także elementy sprawności w jeździe po przeszkodach terenowych. Rywalizacja zastępów skończyła się około 14:00.

Po powrocie do obozu wciągnęliśmy uroczyście flagę na maszt i wzięliśmy się ochoczo do budowy bramy. Chłopcy przytargali jakieś rosochate gałęzie, ale żadna z nich nie nadawała się do samonośnego budownictwa bramowego. Wyciągnięto więc z lasu spróchniałą belkę, która kiedyś była zapewne elementem jakiegoś urządzenia biwakowiska na Zimnych Dołach (sterczały z niej gwoździe). Belkę przywiązaliśmy do dwóch drzew w pozycji wychylonej do przodu i z drugiej strony wsparliśmy ją gałęziami. Gałęzie te z kolei przepletliśmy mniejszymi patykami i ułożyliśmy na nich poszycie z liści. Tworzyły budkę strażniczą po prawej stronie bramy. Sznurek, którym przywiązana była belka zamaskowaliśmy choiną, a na niej powiesiliśmy wykonaną z giętkich patyków "szesnastkę". Całość stanowiła połączenie nowoczesności z leśną tradycją. Byliśmy jedynym podobozem z tak imponującym wejściem.

Niebawem powiadomiono nas o obiedzie. Obok zlotowego sztabu wydawano zupę pomidorową "na kurczaku", ugotowaną przez harcerki z Zalesia. Była bardzo dobra, a ponieważ stawiliśmy się po nią jako jedni z ostatnich, dostaliśmy z dna - samo gęste!

Po obiedzie i krótkiej ciszy zwołano kolejną odprawę drużynowych, w trakcie której przedstawiono założenia rywalizacji harcerzy podzielonych według stopni harcerskich. Szesnastka wystawiła jeden patrol ćwików, dwa patrole wywiadowców oraz cztery patrole młodzików. Chłopcy rywalizowali na różnych poziomach trudności (zależnie od stopnia) i na różnych trasach. Gra miała formę biegu na orientację z różnymi przeszkodami; jedną z nich był konkurs historyczny. Nie obyło się bez pomyłek i różnych drobnych wpadek, ale po kilku godzinach wszyscy wrócili raczej zadowoleni.

Wkrótce, po kolacji i przygotowaniu legowisk w namiotach, zwołano całość zlotu na ognisko. Trwało ono niezbyt długo (około godziny), lecz dla Szesnastki było szczególnie ważne. Po pierwsze, jako jedyna ekipa posiadaliśmy gitarę i to my byliśmy zapiewajłami dla około 260 harcerzy, uczestników zlotu. Po drugie, gawędę wygłosił druh "Victor", Zygmunt Głuszek, uczestnik Powstania Warszawskiego, komendant Harcerskiej Poczty Polowej, który wspomniał o naszych bohaterach - Jacku i Placku. To oni przedzierali się właśnie do tych lasów w sierpniu 1944 roku z walczącej Warszawy, za co zostali odznaczeni Krzyżami Walecznych. "Victor" wymienił naszą Drużynę w obecności wszystkich uczestników zlotu, co było dla nas bardzo wzruszające. Podziękowaliśmy mu śpiewając "Pałacyk Michla" i "Pierwszego sierpnia", piosenki znane i przećwiczone na obozie.

Po ognisku zarządzono ciszę nocną, ale wkrótce ZZty zostały poderwane do nocnej gry - rajdu na orientację. Burak ze swoimi "Rycerzami Zawiszy" dzielnie stawiał czoła zimnu (około 5 stopni), ciemnościom i nieprzygotowaniu punktowych (mylili wschód z zachodem, ale to betka). Jak zwykle, trochę się pogubiliśmy, ale ostatecznie wszyscy około 3:00 wrócili do obozu, i to tylko po to, żeby nowym zwyczajem (wprowadzonym na ostatnim spływie kajakowym) odśpiewać "Bluesa o czwartej nad ranem" i kilka innych lirycznych piosenek. Po parunastu minutach wreszcie zmęczyli się na tyle, że pozwolili spać sobie i innym.

Warta jak zwykle lekko przyspała, bo zamiast o 7:00 obudziliśmy się sami o 7:40, szczękając z zimna zębami. Prędko pobiegliśmy nad zalew, aby się umyć, a potem zafasowaliśmy wrzątek w kuchni i zjedliśmy śniadanie. O 9:00 wzięliśmy udział w polowej Mszy Św. odprawionej przez harcerskiego kapelana przy pomniku leśników poległych i zamordowanych w czasie II wojny światowej. W czasie Mszy proporcowi 16 WDH stali za ołtarzem, jako asysta, trzech harcerzy służyło do Mszy, a jeden z instruktorów odczytał drugie czytanie.

Po Mszy rozpoczął się turniej piłkarski między drużynami. Szesnastka startowała w grupie A i miała do pokonania pięć drużyn. Mecze odbywały się na dwóch boiskach równocześnie, grano po pięciu zawodników (ze zmianami).

Pierwszy mecz z 7 UDH wygraliśmy 1:0. Kolejny (z 249 WDH "Grota") zakończył się remisem 1:1, a następny (z 2 MDH) znów zwycięstwem Szesnastki (3:0). Najbardziej obawialiśmy się meczu z 265 WDH "Skrzydła", ale i ten zespół udało się pokonać 1:0. Myśleliśmy, że droga do półfinału jest dla nas otwarta, jednak po podliczeniu punktów okazało się, że mamy tyle samo meczów wygranych i zremisowanych, co 249 WDH, jednak oni mieli lepszy stosunek bramek (8:1, a my jedynie 6:1). Żałowaliśmy bardzo i posmutnieliśmy, zwłaszcza Daniel Karkowski, król strzelców, któremu jednak w pierwszym meczu piłka parę razy "zeszła". Doping Szesnastki (do tej pory bardzo słyszalny) ustał i w ciszy zaczęliśmy pakować plecaki i zwijać namioty. Po dalszych dwóch godzinach, kiedy skończył się turniej (wygrała 44 WDH "Stanica"), ściągnęliśmy flagę i w parę minut zlikwidowaliśmy bramę. Potem jeszcze posprzątaliśmy dokładnie cały teren i ruszyliśmy z plecakami na miejsce, z którego wkrótce mieliśmy odmaszerować do domu. Nosy spuszczone na kwintę, smutek i żal, że nie udało się wygrać turnieju, ba, nawet nie wyszliśmy z grupy...

Ale to, co stało się w ciągu następnego kwadransa, zmieniło diametralnie nastrój w naszej ekipie. Rozpoczął się uroczysty apel kończący zlot. Ogłoszono wyniki punktacji w różnych konkurencjach. Na początek okazało się, że mamy najlepszych wywiadowców w chorągwi oraz, że nasi harcerze byli najlepsi w turnieju historycznym. Potem było jeszcze ciekawiej: zastęp "Szopy" zdobył pierwsze miejsce w konkurencji kajakowej, trzecie w kolarskiej i na dokładkę (mimo, że nie musiał brać w tym udziału) - drugie w biegu terenowym. Nic więc dziwnego, że "Szopy" zdobyły miano "Najlepszego Zastępu Mazowsza" czyli "Zastępu Orlego" (109 punktów) i w nagrodę otrzymały wielką mosiężną tablicę z godłem - orłem w koronie. Zastępowy "Szopów", Kuba Kurek, nie mógł udźwignąć i tablicy, i książek, jakie otrzymał zastęp za zdobycie wysokich miejsc w konkurencjach zlotowych. Gorzej poszło nam w grze nocnej i oczywiście w turnieju piłkarskim (że też musieli na o tym przypominać), ale to, co nastąpiło na koniec apelu, było po prostu NIESAMOWITE!

Odczytujący tabelę punktacji w rywalizacji o szablę, trofeum w rywalizacji zlotowej, harcmistrz Tomasz Maracewicz podawał wyniki od najsłabszego do najlepszego. Wymieniał drużyny, wśród których nie było jednak Szesnastki. Wreszcie ogłosił, że teraz odczyta trzy pierwsze miejsca. Zaczął od trzeciego. Uff - to nie my, czyli mamy drugie miejsce. Co najmniej! Tymczasem i drugie miejsce nie było nasze! Czyżby nas zdyskwalifikowano? A może ze względu na to, że komendantem Chorągwi Mazowieckiej jest instruktor 16 WDH - nie wzięto nas w ogóle pod uwagę? Nie! Zajęliśmy pierwsze miejsce! Zostaliśmy wyczytani jako ostatnia drużyna! Zdobyliśmy 292 punkty, wyprzedzając tylko o 2 punkty 44 WDH "Stanica". Byliśmy więc pierwsi w turnieju Zlotu Św. Jerzego 2004!!! Mając świadomość mocnej konkurencji, nie wiązaliśmy specjalnych nadziei z ta rywalizacją. A tu taka niespodzianka: mamy szablę! Jednak okazało się, że szabla nie powędruje na Ochotę. Aby nie doszło do żadnych podejrzeń czy posądzeń o kumoterstwo, Szwejk, mocą swojej komendanckiej decyzji, nie przyznał Szesnastce miana "Drużyny Szabli" - ten tytuł przypadł drugiej w punktacji zlotowej 44 WDH "Stanica" i jej drużynowy, Lech Krzemiński, odebrał trofeum - kawaleryjską szablę. Stało się tak dlatego, że... Ale nie uprzedzajmy wypadków.

Byliśmy trochę źli na Szwejka. Nie usłyszeliśmy żadnego wyjaśnienia, a tylko tyle, że dowiemy się tego później. Ale o co chodziło? Czyżbyśmy jednak zostali zdyskwalifikowani? A może przeważył wynik turnieju piłkarskiego? Jednak nie, chodziło o coś zupełnie innego. Otóż, jak się wkrótce wyjaśniło... SZESNASTKA ZOSTAŁA "DRUŻYNĄ WŁÓCZNI"!!! Zdobyliśmy 94 punkty i tytuł najlepszej drużyny harcerzy na Mazowszu! Nasze zaskoczenie nie miało granic, gdy po podaniu punktacji okazało się, że znów jesteśmy pierwsi! A więc wygraliśmy i na zlocie, i w czasie harcerskiego roku! Niesamowite! Opłaciła się praca z Drużyną, prowadzenie ZZtu, wyczerpujący obóz, trud i zmęczenie chłopców. Jeszcze w zeszłym roku zajęliśmy piąte miejsce, a dziś - pierwsze! Co za radość, co za duma!

Burak wystąpił z szeregu, żeby odebrać włócznię. Krzyknęliśmy "Szesnastka-klaw boys!", a kiedy stanął przed szeregiem, podniósł włócznię i przyklęknął - byliśmy niesamowicie dumni i szczęśliwi. Zaraz też obliczono, że nasza Drużyna już po raz czwarty zdobyła włócznię (ja sam pamiętam pierwszy raz - w 1987 roku w Rawce). Potwierdziliśmy więc, że nie zardzewieliśmy, że się trzymamy i jesteśmy mocni! Burak szesnaście razy poszybował w górę!

Objuczeni nagrodami, ze śpiewem na ustach i w karnym szeregu, ruszyliśmy do pociągu. Po godzinie rozstaliśmy się na placu Narutowicza, obiecując sobie solennie twardą walkę za tydzień we Wrocławiu i Trzebnicy - na Turnieju Drużyn Puszczańskich o miano "Drużyny Rzeczypospolitej".

Lech Najbauer