11 listopada to Święto Niepodległości, więc Szesnastka oczywiście bierze w nim aktywny udział.
We wczesnych godzinach porannych zarządzona została zbiórka pod pomnikiem Narutowicza. Przyszło na nią jedynie 15 osób. Kiedy przyjechał Burak i nieco zezłoszczony popatrzył na niską frekwencje, złapaliśmy za telefony i wydzwanialiśmy do nieobecnych. Albo biegaliśmy do ich domów, żeby wyciągnąć np. chorego na migdałki Levego z łóżka, albo zbudzić śpiącego Krzyśka, albo też wyciągnąć Daniela (i kilka z innych osób też). Po tej akcji było już nas nieco więcej, ale wciąż dość mało. Ponieważ mieliśmy jeszcze sporo czasu, Burak poprowadził musztrę.
Mieliśmy się stawić o 11:20 pod Grobem Nieznanego Żołnierza, a później iść na Mszę. Po krótkiej naradzie doszliśmy do wniosku, że najszybciej będzie pojechać tramwajem linii 32. Wsiedliśmy więc i ruszyliśmy. Jechaliśmy spokojnie kilka przystanków, aż tu nagle wielkie olśnienie - przecież my nie mamy jechać na Starówkę! Musieliśmy wysiąść na Placu Bankowym i przejść kawałek dosyć szybkim tempem, bo czas nas gonił.
Kiedy doszliśmy na Plac Piłsudskiego szukaliśmy miejsca zbiórki. Właśnie wmaszerowywała kompania reprezentacyjna WP, a my już się uszykowaliśmy i byliśmy pewni, że wejdziemy zaraz za nią i będziemy w centrum wydarzeń. Lecz w tym momencie zadzwonił Szwejk (w końcu komendant Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy) i powiadomił nas, że mamy przejść na drugą stronę placu i połączyć się z resztą harcerzy. Z pokorą więc udaliśmy się we wskazanym kierunku.
Na zbiórce Chorągwi (na której stanowiliśmy dość pokaźną grupę) został odczytany rozkaz i odbyła się krótka odprawa drużynowych. Szesnastka dostała specjalne zadanie - zajęcie głównej nawy w kościele św. Anny, tzn. zarezerwowanie jej dla harcerzy do czasu skończenia się uroczystości.
Msza była bardzo uroczysta, ze sztandarami. Trwała około 1,5 godziny. Po Mszy nastąpiło tradycyjne pożegnanie w kręgu i odjechaliśmy do domów.
Jeszcze tego samego dnia Marka Marczaka czekało przyznanie stopnia HO.
Paweł Huras