W roku 2002 Zlot Św. Jerzego nie przyciągnął tłumów. Z Szesnastki uczestniczyło w nim raptem kilka osób i ogólny wydźwięk zlotu nie był zachęcający. Ale w tym roku było inaczej. Przed Zlotem osiągnęliśmy stan wysokiej mobilizacji, dzięki której byliśmy chyba najliczniejszą reprezentacją drużyn mazowieckich. I być może stąd to piąte miejsce w ogólnej klasyfikacji.

Zlot rozpoczął się w piątek wieczorem. Na miejsce Drużyna dojechała autokarem ( w towarzystwie pięciu druhów ze 194 WDH „Puchacze") około godz. 21:30. Szybko rozbito pięć namiotów czteroosobowych i dwa trzyosobowe i zainstalowano się w nich w kolejności numeracji plutonów. W piątkowy wieczór kadrę stanowili drużynowy Lesław Kuczyński i przyboczny Marek Gajdziński. Obok Szesnastki przycupnęły delegacje 131, 194, 214 i 215 WDH, które, tak jak nasza Drużyna, wchodzą w skład hufca „Klucz".

Piątek zakończył się ogniskiem instruktorskim i odprawą przed dniem kolejnym. Większość harcerzy 16 WDH po raz pierwszy nocowała w namiotach, więc nie wiedzieli, jak należy się zachować, co spowodowało, że już około 4:00 prawie wszyscy byli na nogach. Około 8:00 do Szesnastki przybyli jeszcze dwaj instruktorzy: Andrzej Karwan i piszący te słowa. Niestety – było już po śniadaniu..

W tym samym czasie rozpoczęła się wielka gra terenowa dla zastępów, w której wzięły udział trzy plutony Szesnastki. Fabuła nawiązywała do obrony Lwowa przed Ukraińcami w 1919 roku. Pierwsza część gry polegała na odnalezieniu w terenie zaznaczonych na mapkach punktów i wykonaniu zadań, jakie przygotowali przeszkodowi. Teren wokół obszaru zlotowego opisano na mapie z wykorzystaniem nazw ulic, placów i obiektów Lwowa. Była więc ulica Wały Hetmański, była „Kawiarnia Szkocka", była Szkoła Panien, Łyczaków, opera, ulice Stryjeńska, Kopernika, Teatralna, Płatewna i inne. W punktach czekały na harcerzy zadania o różnym stopniu trudności i z różnych dziedzin. Np. w szkole w Lucieniu, gdzie znajdowała się „Drukarnia", należało sformułować odezwy i zorganizować zbiórki, wczuwając się w atmosferę przygotowań do obrony Lwowa przed Ukraińcami. Z kolei w „Kawiarni Szkockiej", w której spotykali się lwowscy matematycy, harcerze mieli do rozwiązania zadania logiczne, przyczepione do drzew na obszarze ograniczonym trzema leśnymi przecinkami, imitującymi lwowskie ulice (na drzewach wisiały również tablice z nazwami ulic). Przeszkodę w Kawiarni Szkockiej obsługiwali instruktorzy Szesnastki. Zadania były nagradzane punktami, oznaczającymi liczbę ochotników zwerbowanych do harcerstwa.

Dokładnie w południe gra została niespodziewanie przerwana. Na "ulicach Lwowa" pojawiły się obwieszczenia wzywające Polaków do obrony miasta przed Ukraińcami. Patrole otrzymały nowe rozkazy stawienia się w wyznaczonych punktach zbornych.

Druga część gry zastępów polegała na zorganizowaniu obrony w kilku miejscach wirtualnego miasta. Na leśnych polankach i przecinkach ustawiły się więc roty obrońców, których atakowali Ukraińcy (jako żywo przypominający instruktorów obsadzających przeszkody w poprzedniej części gry, tyle, że przystrojonych żółtymi kokardami). Bronią były kulki papieru oklejonego taśmami: białymi dla Polaków i brązowymi dla Ukraińców. Każdy trafiony Polak musiał wydać swój dowód osobisty, a Ukrainiec – zielony paszport. Gra zakończyła się bitwą o lwowski rynek, którą oczywiście Ukraińcy przegrali. Zwycięzcy wywiesili polska flagę i odśpiewali Rotę. A po zwycięstwie, dla uczczenia tego sukcesu – Polacy zaczęli się sami bombardować papierowymi kulami. Na zakończenie, cała amunicja został pozbierana i złożona w centralnym punkcie rynku, a obrońcy w dobrej komitywie z atakującymi udali się do obozu. 

 

II Pluton na grze.

 

W południe Lwów zaatakowali Ukraińcy oznaczeni żółtymi wstążkami. 

 

Zacięta walka o Rynek.

 

Walczono posługując się papierowymi kulami. 

 

Radość zwycięstwa - Rynek zdobyty.

 

Po wywieszeniu biało czerwonej flagi odśpiewano Rotę.

 

Dwójkowa kolumna Chorągwi w drodze do obozu.

 

Szesnastka w drodze powrotnej.

Gra była nawet dość ciekawa, nieźle przygotowana i rozegrana, ale w drugiej części punkty wyznaczone do obrony był zbyt odległe od siebie, więc nie wszyscy Polacy mieli w końcu szczęście zetrzeć się z Ukraińcami. Niektórzy z harcerzy 16 WDH tradycyjnie już postanowili przejść suchą noga wszystkie wodne przeszkody terenowe w okolicy, co, jak wiadomo, udaje się tylko wówczas, gdy prowadzi Mojżesz, a nie Krzysiek Pasternak.

Dzięki pomocy ze strony Zawiszaka Jacka Kajaka i jego żony (a zarazem rodziców jednego z naszych harcerzy), na bohaterskich obrońców Lwowa wywodzących się z 16 WDH czekała w obozie już prawie gotowa zupa pomidorowa z ryżem. Drugie danie składało się z pieczonej kiełbasy i chleba. Wszyscy najedli się do syta (łącznie z pozostałymi harcerzami z naszego hufca), więc część kiełbas mogliśmy odstąpić wędrownikom z 22 WDH, którzy nieopodal budowali przeprawę przez rzeczkę.

Po obiedzie odbyły się ćwiczenia z musztry, które miały przygotować nas do jutrzejszego apelu i defilady w Płocku. Najpierw ćwiczyliśmy drużyną, potem hufcem, a na końcu odbyły się manewry całej chorągwi. Ponieważ nasz hufiec był najliczniejszy (dzięki Szesnastce), więc zadanie nie było łatwe. Najgorzej wychodziło formowanie czwórek, ale po około dwóch godzinach ćwiczeń osiągnęliśmy wreszcie zadowalający poziom wyszkolenia. 

 

Musztra Chorągwi.

 

Hufiec Klucz na musztrze.

Kiedy zakończyły się zajęcia z musztry, zorganizowaliśmy hufcowy mecz piłkarski. Dwie drużyny, po 11 zawodników każda, rozegrały mecz, którego wynik (1:0) świadczył albo o waleczności obu teamów, albo o tym, że zawodników było zbyt wielu, a w takim tłumie żadna akcja nie mogła się prawidłowo rozwinąć. W każdej z drużyn dominowali harcerze z 16 WDH, więc ogólnie można powiedzieć, że ten mecz wygraliśmy.

Mecz wyczerpał nas kondycyjnie, więc wkrótce po nim i po dokonaniu obowiązkowych oczyszczeń, zasiedliśmy do kolacji. Prowizoryczna kuchnia, na którą składały się butle z gazem i palniki oraz trzy kotły, obsługiwana była przez Państwa Kajaków w asyście Andrzeja Karwana. Dzięki temu na kolację nie trzeba było długo czekać. Mieliśmy w ogóle mało czasu, bo o 21:00 miała nas odwiedzić inspekcja z komendy zlotu (nie odwiedziła), a o 21:30 musieliśmy stawić się na zlotowym ognisku.

Było ono dość nietypowe. Przede wszystkim, ze względu na sporą liczbę obecnych harcerzy (ponad trzystu), siedzieliśmy w bardzo dużym kręgu w poczwórnych szeregach. Poza tym, wbrew obawom, ognisko okazało się bardzo ciekawe. Prowadzący je instruktor przeplatał opowieści o początkach scoutingu zaśpiewami, okrzykami, piosenkami, grami i ogólnie zabawa była wspaniała. Cośmy sobie pośpiewali – to nasze!

Gdy tylko rozeszliśmy się do obozów plutonowi i zastępowi zostali wywołani przez komendę zlotu i zaproszeni do udziału w grze nocnej. Aby dojść do określonego punktu należało najpierw odszyfrować wskazówki zawarte w zagadce logicznej. Nie był to łatwe, a w dodatku w zagadce ukrył się pewien błąd, ale nasi harcerze jakoś sobie z tym poradzili i około 1:00 – 2:00 w nocy poszli wreszcie spać.

O 6:00 zbudzono instruktorów. Podharcmistrzowie i harcmistrzowie wzięli udział w mini-biegu zorganizowanym przez przewodników. Sprawdzano znajomość technik harcerskich, ogólną sprawność fizyczną i wiedzę z dziejów harcerstwa. Trzecie miejsce w ogólnej klasyfikacji zajął instruktor 16 WDH, ustępując tylko dwóm członkom komendy chorągwi.

Pod koniec biegu instruktorskiego ogłoszono pobudkę w gniazdach zlotowych. Plutonowi 16 WDH udali się w teren w celu obsadzenia punktów na zajęciach sportowych, a harcerze przygotowywali się do zawodów. O odpowiedniej porze stawiliśmy się liczną ekipą na boisku w Lucieniu, gdzie odbywały się zawody. Grano w piłkę nożną, biegano sztafetowo, rzucano lotkami do celu, uprawiano zapasy i ogólnie wkładano wiele wysiłku w uprawianie tzw. sportowego stylu życia. Igrzyska skończyły się około 10:30, a potem był pokaz walki wręcz w wykonaniu jakichś karateków, czy czegoś takiego. Już o 11:45 rozpoczął się odwrót z obozu zlotowego. Spakowaliśmy się zatem, zwinęliśmy namioty i posprzątali teren. Obejrzeliśmy również ruiny mostu im. „Czynu społecznego 22 WDH", który nie wytrzymał procesu budowlanego i załamał się. 

 

W drodze do autokarów.

 

Szesnastka podczas apelu w Płocku.

Wkrótce wsiedliśmy do autokarów, które zawiozły nas do Płocka. Po pomnikiem Broniewskiego odbył się uroczysty apel. W rozkazie komendanta chorągwi i całego zlotu Szesnastce przyznano piąte miejsce w klasyfikacji drużyn zlotowych. Na apelu obecny był prezydent Płocka oraz... karetka pogotowia, która wzięła następnie udział w pokazowej akcji ratunkowej HOPRu, przygotowanej przez ratowników z hufca „Wawer", we współpracy z ratownikami z hufca „Klucz" (w tym, oczywiście, z Szesnastki). Pokaz polegał na zainscenizowaniu wypadku samochodowego (uderzenie „maluchem" w ścianę z kartonów), w którym poszkodowani zostali kierowca czerwonego „malucha", Jakub S., pasażer Paweł H. oraz przechodzień NN. Czterech ratowników w przepisowych kamizelkach podjęło czynności ratownicze, w tym jeden ograniczył się do wezwania pogotowia, które przyczajone za winklem czekało na sygnał. Gdy do poszkodowanych na niby podbiegli sanitariusze na prawdę – po tłumie harcerzy przebiegł pomruk aprobaty, a udana akcja (wsadzenie jednego z poszkodowanych do karetki) nagrodzono brawami. Przebieg akcji był wyjaśniany i komentowany przez megafon. 

 

Mały Fiat wpada na kartonową ścianę.

 

Paweł Huras w roli ofiary.

 

Po paru minutach pokazowej akcji ratowniczej przyjeżdża karetka pogotowia.

 

I zabiera rannych.

 Z placu apelowego przemaszerowaliśmy zwartą kolumną do pobliskiej katedry, gdzie odbyła się uroczysta Msza Św. dla harcerzy i harcerek (odbywających swój Zlot Św. Kingi w okolicach Płocka). Msza była już ostatnim elementem Zlotu Św. Jerzego (harcerki miały jeszcze swój apel pożegnalny). Po nabożeństwie i zrobieniu kilku pamiątkowych zdjęć z wiślanej skarpy, wsiedliśmy do autobusów i samochodów i odjechaliśmy do Warszawy. Zlot zakończyliśmy pod szkołą nr 23.

 

Przemarsz Chorągwi ulicami Płocka.

 

Szesnastka podczas przemarszu.

 

Kolumna Chorągwi wchodzi do katedry.

 

Szesnastka na schodach kościoła.

 

Msza Święta w katedrze płockiej w towarzystwie chorągwi żeńskiej.

 

Szesnastka w kościele.

 

Zbiórka po mszy.

 

Na wiślanej skarpie.

Nie osiągnęliśmy spektakularnych sukcesów w zlotowej rywalizacji. Ale większość z naszych harcerzy była po raz pierwszy w życiu na tego typu imprezie. Mamy nadzieję, że spodobało im się harcerskie życie, spanie w namiotach, jedzenie z menażek, gry terenowe i zawody sportowe. Byli zmęczeni (większość z nich spała w drodze powrotnej), ale chyba zadowoleni. Tak trzymać! Za tydzień czeka nas kolejny zlot – Unii Najstarszych Drużyn Harcerskich Rzeczypospolitej. A za rok musimy pokazać się z jeszcze lepszej strony, a być może będziemy mieli szczęście i zdobędziemy któreś z dwóch zlotowych trofeów: włócznię lub szablę.

Lech Najbauer
zdjęcia: Marek Gajdziński, Lech Najbauer