Grudzień 2004 Burak rzuca zaproszenie na sylwestra do swojej chaty nad Pilicą. Zaproszony został cały ZZ i nie tylko, każdy mógł przybyć z osobą towarzyszącą. Na wspaniałą imprezkę przybyli: oczywiście Burak z rodzinką, Patrycja, Asia, Blanka, Hania, Daniel, Dexter, Krzysiek, Marcin, Marek, Piotrek, Artur, Alek, Levy i ja tzn. niejaki Pawcio.

Wszystko zaczęło się 31 w małych grupkach dojeżdżaliśmy (PKS z dw. Zachodniego do Mogielnicy a z stamtąd jakże wskazany bo świątecznym obżarstwie ok. 7 kilometrowy spacerek na miejsce). Kiedy przybyła moja grupka zastaliśmy już na miejscu oprócz BuPy i jego rodziny Asie, Blankę i Patrycje. Od razu wzięliśmy się za przygotowywanie się do zabawy. Dziewczyny ładnie ozdobiły chatę, my porąbaliśmy (tzn. dwóch rąbie reszta dopinguje) wielkie pniak z których powstały szczapy drewna do palenia w kominku. Po rąbaniu przenieśliśmy je do chaty (żeby sobie przyspieszyć ten proces Marek z Piterem bo długim wysiłku intelektualnym wymyślili drabino-nosze z zagęszczonymi szczebelkami, w końcu dwóch HO) , woda została wyciągnięta ze studni. Akurat gdy wszyscy kończyli prace przybyła ostania grupa (ale farciarze).

Troszkę podjedliśmy, Krzysio rozstawił swoją zarąbistą wieżę, obejrzeliśmy kilka starych filmów. Artek nasz największy piroman robił testy “fajerwerkowe”. Ściemniło się trzeba zacząć żegnać ten jakże udany roczek pod wieloma względami. Wieża Krzyśka wylądowała na ganku. W tym czasie zapłonęło ognisko przy którym wszyscy się zgromadzili. DJ Serfin zapuścił ostrą “Muzę” (złota myśl: “nie ważne co leci, ważne by leciało”) i zaczęło się szaleństwo taneczne z krótkim przerywnikiem na granie w filmy raz ktoś odchodził raz ktoś dochodził do naszego roztańczonego kręgu.

Do północy było jeszcze sporo czasu, więc zaczęły się śpiewanki Burak i Krzysiek grali na gitarach Piotrek na harmonii, śpiewaliśmy wszystkie ładne piosenki począwszy od romantycznych (“Z nim będziesz szczęśliwsza” “Aniołek” “Napisz do mnie szybko” “Zbieg okoliczności łagodzących” oraz piosenka idealnie pasująca do miejsca w którym byliśmy czyli “U Studni” i wiele innych) do naprawdę różnych (“Goryl”, “Dzielna Margot” itp.). Nie którzy poszli oglądać filmy, inni grali jaka to melodia podziękowania dla Pitera naszego wirtuoza harmonii:) i prowadzącego zdecydowanie najlepszym graczem został Marek choć inni blisko wygranej.

I tak jakoś upłynął czas do ok. 23:30. Przygotowanie szampana “Picolo” fajerwerków ale i dalej szalone tańce na zewnątrz.

Północ działkę oświetliły wulkany odpalone przez Lenarta i Artka poleciała jakaś rakieta, Krzysio Piotrek i inni (trudno było sie przyglądać kto jeszcze bo tyle się działo) otworzyli szampana. W blasku rakiet wszyscy składali sobie życzenia ("...albo noworoczne o północy gdy składane, drżącym głosem nie kłamane" ). Najbliższe pół godziny minęło na odpalaniu rakiet, rzymskich ogni innego arsenału najfajniejszy były takie małe “pipki” po których odpaleniu wszyscy się “kitrali” bo niezbadana była trajektoria lotu tego czegoś.
Jeśli ktoś w tym momencie myślał że to koniec atrakcji sylwestrowych to był w wielkim błędzie Burak wyciągnął kajak i najodważniejszy sie nim popływali( tymi najodważniejszymi byli Burak, Ala, Blanka, Patrycja i Dexter oraz jedna osoba ale jej imię pominę przez skromność;) ). Zmarznięci kajakarze wrócili przed kominek. Na parkiecie (tzn. na ganku) grał zespół w składzie Levy, Marek, Piotrek tłum szalał (patrzcie nagranie Video). I znowu wszyscy ruszyli do zabawy tanecznej, leciały same hity np. “jedzie rolnik drogą polną koło chaty w słup .......”. Ale zmęczenie dawało się we znaki.

Niektórzy poszli spać ale większość zmęczona usiadła przed kominkiem i rozmawiała. Grono się zawężało niektórzy się myli inni poszli spać. Ale kilku “uzdolnionych” ludzi zostało i zaczęło przeglądać zdjęcia w aparacie. I znaleźli jedno takie brzydkie i postanowili je wykasować ale że było już późno, rozumy były nietrzeźwe (ze zmęczenia i późnej godziny oczywiście), trochę techniki i człowiek się gubi ( nie to że usprawiedliwiam jakoś te osoby ale rozumiem je :P), jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności wszystkie zdjęcia zniknęły z aparatu nie wiem jak to sie stało, ale znikły.

Sen, każdy się kładzie nawet już bez bajki na dobranoc no chyba że w drugim pokoju jakaś leciała.
Dzień następny śpimy do oporu. Ale ile można spać, wyśpimy się po śmierci. Dlatego po podjęciu naprawdę ciężkiej decyzji wywlekliśmy się z ciepłych śpiworków. Ubraliśmy, umyliśmy się w piekielnie zimnej Pilicy. Pora na śniadanko, wszyscy jeszcze trochę przymroczeni (nie pomyślcie że SKACOWANI ) po wczorajszej zabawie jemy czasami ktoś coś powie, klimatyczna muzyka leci z wierzy (SDM i nie tylko). Blanka z Patrycją poszły do kościoła. Po ich powrocie udaliśmy się na spacer wzięliśmy ze sobą kajak i samolot który niby miał latać, najlepiej rzucał Artur zwłaszcza jak chciał się rozpędzić ale mu nie wyszło bo sie nóżki poplątały i poleciaaaał, ale po jakimś czasie udało sie go rzucić tak że poleciał. Szliśmy wzdłuż rzeki pod prąd osady kajakarskie (dzisiaj na zmianę popłynęli wszyscy) zmieniały się co jakiś czas w kajaku i tak sobie płynęliśmy i szliśmy.

Po powrocie do chaty jedni poszli narąbać drewna inni siedzieli w chatce i poniektórzy z nich suszyli buty po nieudanym wyjściu z kajaka. Nieustanymi krokami zbliżała się pora obiadowa. Artek, Marek i Lenart skoczyli z Alą (żoną Buraka) do sklepu, kupili picie i “pysze” zapiekanki. W tym czasie duet kucharski (Burak, Asia) zrobili ekstra naleśniki w różnych smakach z różnymi posypkami. W tym czasie ekipa zaopatrzeniowa wróciła ze sklepu. Kilka osób wzięło się do pieczenia kiełbasek dla wszystkich do tego BuPa zrobił lekko przypieczona cebulkę. I tak mięło drugie danie.

Na sjeście niektórzy poszli na górę oglądać filmy, natomiast inni zaczęli gra ć w intelektualne gry. Zaczęło się od “Scrabli” potem “Bingo” w których nikt nie oszukiwał. Aż wreszcie “Euro Biznes” (coś w rodzaju “Monopolu”). Po raptem 2 godzinach gry połowa graczy “splajtowała” i na placu boju pozostali Ala, Marek, Artek i Kubek (no i oczywiście ja jako bankier). Przerwa w grze na obrzędowo część wyjazdu przyjęcie do ZZ “Krąg rycerzy Zawiszy Czarnego”.

Było już ciemno, wszyscy wzięli swoje czarne płaszcze i miecze i ruszaliśmy zostawiając po drodze świeczki dla Marcina (nowy zastępowy), które ruszył w trasę 5 min po nas. W pewnym momencie w krzakach został Daniel, który miał przetestować odwagę nowego rycerza. My doszliśmy nad rzekę i ustawiliśmy się w kręgu, postawiliśmy też święcę . Po jakimś czasie doszedł Giebisz zaraz za nim Daniel. Zaczęliśmy obrzęd przyjęcia do ZZ...................

Po powrocie do chaty, grupa hazardzistów ciągnęła swoją grę w “Monopol”. Na górze w telewizji leciał super film “Pocałunek Wampira” ;-). A wszystkie też rzeczy odbywały się przy klimatycznej muzyce granej przez naszych dwóch wirtuozów. Gra w “Monopol” przerodziła się w osty hazard w “remi brydża”, przegrywane było wszystko samochody, nerki a nawet prawo własności chatki. Potem wszyscy udali się na spoczynek. Jeszcze tylko Marek toczył batalię o poduszkę z nie byle jakim przeciwnikiem.

Rano budzi nas cykliczny budzik Marka (podobno ustawiony od poniedziałku do piątku na 7 rano, pomijam fakt że była niedziela). Pakowanie śniadanko, troszkę sprzątania, pożegnanie i pierwsza grupa (ja, Levy, Alek, Artur, Marek, Lenart) spada do domu, reszta jeszcze się bawiła, ale może to już kto inny opowie.

Paweł Huras