1 sierpnia 2006 roku

Telefon od przewodniczącej zarządu Okręgu Mazowieckiego ZHR nie wróżył dobrych wieści.  Pytanie było krótkie: „Czy Szesnastka weźmie udział w uroczystościach na Kopcu Powstania Warszawskiego 1 sierpnia?”.  Już wcześniej byliśmy przygotowani na takie postawienie sprawy.  Odpowiedź brzmiała oczywiście: „Tak”.  A potem jeszcze mail z dodatkowym pytaniem: „Czy ułożymy ognisko?”.  Wiadomo, że rozpalenie ogniska na kopcu to symboliczne wydarzenie.  Ogień będzie płonął przez 63 dni, podsycany i pilnowany przez Straż Miejską.  Oto wyzwanie dla najlepszych!  Ale kontrolnie spytaliśmy jakie będzie drewno, kiedy mamy ułożyć, w jakiej formie.  Wreszcie uzgodniliśmy szczegóły, ale dla pewności przewodnicząca zadała nam jeszcze pytanie kontrolne: „Czy ognisko mam już z głowy?”.  Z głowy, a jakże!

O 10:00 rano, 1 sierpnia, wdrapaliśmy się z Kubą Kurkiem, naszym nadwornym „hajcungmanem”, na kopiec.  Lało jak z cebra.  Po kilku minutach byliśmy zupełnie przemoczeni.  Na szczęście nie było bardzo zimno.  Aby nam się czas nie dłużył (i było z czego budować ognisko) rozładowaliśmy ciężarówkę, która przywiozła drewno.  Były to pocięte w równe kawałki brzozowe konary i pnie – typowe drewno kominkowe.  Nie bardzo można z takiego materiału zbudować porządny i reprezentacyjny stos.  Na szczęście dowieziono także trochę dłuższych gałęzi wyciętych u podnóża kopca.  Stos ukryliśmy wśród drzew i zabezpieczyliśmy kilkoma warstwami folii malarskiej.

Byliśmy przygotowani na złe warunki pogodowe.  Już dwa dni wcześniej przywieźliśmy z lasu cały wór suchych sosnowych gałęzi, chrustu i igieł.  Wszystko to idealnie nadawało się na rozpałkę.  Ale musieliśmy uważać, aby ten materiał łatwopalny przestał być takim w wyniku zamoczenia.  Zanim więc w strugach deszczu przystąpiliśmy do układania stosu, wzięliśmy jedną z płacht folii i nad betonową platformą stanowiącą podstawę ogniska zbudowaliśmy pokaźny daszek.  Potem Kuba mozolnie i precyzyjnie ułożył stosik podpałki, zwiększając kaliber gałęzi tak, że wkrótce cały zapas suchego drewna gotów był do użycia zgodnie ze swoim przeznaczeniem.  Ale stosik miał zaledwie pół metra wysokości – to za mało na taką uroczystość.  Zaczęliśmy więc okładać go kawałkami brzozowych pniaków, tworząc zwężającą się ku górze konstrukcję typu „mur z cegły”.  Z jednej strony „mur” obniżał się tworząc wejście do ogniska.  Całość owinęliśmy jeszcze dodatkowo warstwą folii i po dwóch godzinach pracy opuściliśmy szczyt kopca.

Spotkaliśmy się na nim ponownie przed 19:00.  Nie padało i folie zostały zdjęte, ale ognisko nie wyglądało wcale na duże.  Postanowiliśmy nieco je podwyższyć.  W ukrytym w lesie drewnie wyszukaliśmy kilka dłuższych gałęzi i wetknęliśmy je w stos, a potem obłożyliśmy brzeziną.  Teraz ognisko wyglądało naprawdę dobrze.

U podnóża kopca zaczęli gromadzić się harcerze i harcerki ZHR.  Pojawiła się komendant chorągwi, komendant placu i przewodnicząca okręgu.  I nas było sporo, znacznie więcej, niż w zeszłym roku, bo aż 25 (w tym dwóch instruktorów i trzech ratowników HOPR).  Zaraz też rozparcelowano naszą załogę: dwóch poszło do wieńca, dwóch do sztandaru, a HOPR na swoje postrunki.

Około 20:30 weszliśmy w kolumnie ZHR na szczyt kopca.  Ustawiono nas w podkowę na tyłach kotwicy wieńczącej kopiec, tuż przy naszym ognisku.  O 21:00, tuż po wprowadzeniu sztandarów, rozpoczęły się uroczystości.  Przemawiali prezydent Warszawy, przewodniczący Związku Żołnierzy AK, przedstawiciel władz dzielnicy Mokotów, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.  Aktor czytał fragment powstańczego wiersza.  Uroczyście wciągnięto na maszt flagę państwową i odegrano hymn.  Oddział reprezentacyjny Straży Miejskiej wyprężył się, jak na defiladzie, kiedy odsłonięto pamiątkową tablicę umieszczoną na cokole monumentu, poświęconą płk. Eugeniuszowi Ajewskiemu, ps. „Kotwa”, pomysłodawcy i współtwórcy tego pomnika (zmarł w maju tego roku).  A potem nastąpił ważny dla nas moment – komendant Straży Miejskiej odpalił pochodnię od kaganka, w którym przyniesiono płomień z Grobu Nieznanego Żołnierza i zbliżył się do naszego stosu.  Czy się uda?  Czy rozpali od razu?  Wsunął pochodnię do wnętrza stosu i po kilkunastu sekundach płomień pięknie wystrzelił ponad konstrukcję – suche wnętrze zajęło się niemal natychmiast.

Uroczystość miała się ku końcowi.  Ściemniło się, więc harcerze stanęli z płonącymi pochodniami wzdłuż schodów, którymi liczni uczestnicy uroczystości wracali na ulicę Bartycką.  Wcześniej jeszcze pozapalali znicze przy krzyżach, symbolizujących poległych powstańców.  W zmierzchu droga w dół wyglądała bardzo pięknie: oświetlona zniczami i pochodniami trzymanymi przez harcerzy.

Wkrótce komendant placu nakazał zbiórkę na szczycie kopca.  Stanęliśmy w ogromnym kręgu wokół ogniska, wewnątrz mając harcerskie sztandary (w tym – sztandar Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy z asystą z harcerzy Szesnastki).  Zabrzmiało „Bratnie słowo”.  Potem jeszcze kilka pamiątkowych zdjęć i można było zejść z posterunku.  Uroczystość, wzruszająca i podniosła, została zakończona.

Lech Najbauer