Jabłonki, 17-24 stycznia 2009r.

Proporzec 16WDH "Grunwald"

Dzień I

Wyjechaliśmy spod szkoły nr 23 przy ulicy M. Reja, o godzinie, której zapewne każdy z nas by jeszcze spał, do odległych, bieszczadzkich Jabłonek.

Po dotarciu na miejsce(ok. godziny 16.00) dostaliśmy nieco czasu na rozpakowanie się i zapoznanie z ośrodkiem. Dalej(już po naszym pierwszym zimowiskowym obiedzie) odbyliśmy przeszkolenie bojowe, w zakresie okopywania się pod ostrzałem, czy maskowania w zimowym terenie. Po wstępnym przygotowaniu podzieliliśmy się na dwa oddziały, gdzie każda z ekip dostała za zbudować jak największą ilość śniegowych wież. Po upływie kilku minut mieliśmy za pomocą śnieżek zniszczyć wieże drużyny przeciwnej. Krótko ? walka była zacięta. Do końca dnia pozostał już tylko czas potrzebny na kolację, kominek, chwilę na umycie? aż zabrzmiał gwizdek i okrzyk Kajtka ?Cisza Nocna!?.

Wyw. Jakub Burakowski, wyw. Krzysztof Matejak, szer. Aleksander Andreas

Dzień II

Pobudka, rozgrzewka, pośpiesznie ?wsunięte? śniadanie i stawiliśmy się na pierwszym zimowiskowym apelu całości. Niebawem wyszliśmy na Mszę św. do pobliskiego kościoła. Po niej wróciliśmy do ośrodka i padło hasło: ?zwiad terenowy?, czyli seria zadań do zrobienia i trzy godziny czasu na ich wykonanie. Dowiedzieliśmy się przy tym paru ciekawych rzeczy o okolicy(np. ilość mieszkańców, kto to był gen. Świerczewski).

 

Po obiedzie(bardzo smacznym) udaliśmy się na grę. Lata 20-te XX wieku. Dowiedzieliśmy się od łącznika, że mamy za zadanie: rozminować teren pod mostem na trasie konwoju. Idąc tam przechodziliśmy przez inny most, i jak zauważyliśmy po rozminowaniu drugiego to ten pierwszy był celem prawdziwego ataku. Trzech ruskich z pochodniami próbowało go podpalić, ale my przy pomocy śnieżek nie pozwoliliśmy im na to.

Po powrocie odbyła się kolacja i kolejny kominek, na którym każdy zastęp opowiedział o wynikach swoich zwiadów terenowych. Tak zakończył się dzień drugi.

Wyw. Jakub Burakowski, wyw. Krzysztof Matejak, szer. Aleksander (żubry)

Dzień III

Dzień rozpoczął się jak każdy inny, pobudką sprowadzającą na ziemię z błogiego snu. Odbyła się rozgrzewka oraz apel, tym razem samego Grunwaldu. Następnie wspólnie ze szczepowym zjedliśmy śniadanie i czekaliśmy na dalsze wskazówki. Musieliśmy być gotowi, gdyż czekały nas zajęcia w kręgach.

Krąg szeregowych:

Tego dnia mieliśmy zostać wyszkolenia na żołnierzy. Po krótkim kursie samarytanki udaliśmy się na dwór. Na początku musieliśmy przejść przez ?pajączka?, a następnie biec i zaliczać przeszkody. Slalom między drzewami, czołganie się, obieganie patyków, jak najszybszy sprint do mety. Podzieliliśmy się na dwa zespoły i budowaliśmy twierdze ze śniegu, które potem wzajemnie atakowaliśmy. Ostatnim zadaniem było utoczyć jak największą kulę ze śniegu. Wyczerpani udaliśmy się do ośrodka.

 

Krąg młodzików:

Po apelu porannym, w którym ogłoszono zajęcia w kręgach i po tym jak wywiadowcy udali się na wycieczkę rozpoczęła się nasza przygoda. Janek, Dyzma i Kajtek przeprowadzili zajęcia z samarytanki. Gdy opuścili nas również szeregowi Dyzma przekazał nam parę informacji o ZHR. Gdy skończyliśmy, wyszliśmy do lasu, aby zagrać w ?walkę o ogień?. Podzieliliśmy się na dwa zespoły, których zadaniem było ochronienie własnego ogniska przed zagaszeniem, a jednocześnie ugasić ogień przeciwnika. Po zaciętej walce ogłoszono remis. Udaliśmy się jeszcze do sklepu, a następnie do kwatery.

Krąg wywiadowców:

Wyszliśmy z kwatery jako pierwsi. Było nas sześciu, wraz z dowódcą Ślepym, który polecił nam podążać za nim. Niedługo kazano nam czekać na pierwsze zadanie, bowiem zauważyliśmy starszego pana odśnieżającego kościół. Chwyciliśmy prędko za łopaty i pomogliśmy mu. Następnie skupiliśmy się na właściwym celu ? odnalezieniu ruin cerkwi, do których, pomimo długich poszukiwań, nie dotarliśmy. Udało nam się za to odkopać spod śniegu stary cmentarz i ulepić oryginalnego ?bałwana?.

 

Po zajęciach w kręgach wszyscy wróciliśmy do kwater i z niecierpliwością czekaliśmy na obiad. Nie był to jednak koniec dnia, po ciszy poobiedniej zagraliśmy w ?Football Syberyjski?. Gra przebiegała płynnie i spokojnie. Po powrocie mieliśmy zdecydować czy chcemy pójść na spotkanie z profesjonalnym fotografem czy udać się do pokojów. Spotkanie było wbrew oczekiwaniom bardzo interesujące. Tuż przed kolacją spotkaliśmy się jeszcze wspólnie na śpiewankach. Na koniec dnia odbył się kominek, a po nim cisza nocna.

Szer. Michał Bojarski, mł. Kuba Mieleszkiewicz, wyw. Piotr Niemas

Dzień IV

Dzisiejszego dnia miały odbyć się wyprawy w góry kręgami.

Krąg szeregowych:

Szeregowi dostali dzisiaj za zadanie zdobyć Waltera. Wszyscy wyszliśmy na ulice a następnie na polną drogę prowadzącą w góry. Po pewnym czasie odłączyli się od nas wywiadowcy, pozostali zrobili sobie krótki postój. Niedługo potem zeszliśmy na zaśnieżoną ścieżkę prowadzącą na szczyt. Dość sprawnie przebrnęliśmy przez zaspy i wylądowaliśmy na wzgórzu. Spotkaliśmy tam wywiadowców, a paru z nich postanowiło się do nas przyłączyć z powodu gorszego samopoczucia. Następnie zjedliśmy swoje zapasy i młodzicy oraz wywiadowcy pomaszerowali dalej. My zagraliśmy w dwa proporce po zwycięstwie drużyny Łukasza Michalaka ruszyliśmy w drogę powrotną. Po drodze zorientowaliśmy się, że nie zdobyliśmy jednak Waltera tylko inną górę, lecz zadowolenie z wyprawy wróciliśmy do kwatery.

Krąg młodzików:

Po śniadaniu wyszliśmy na wycieczkę w góry. Najpierw wspinaliśmy się na Waltera(836m n.p.m.). Szliśmy zielonym szlakiem, który prowadził stromą drogą pod górę. Na szczycie odpoczęliśmy i zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie. Następnie ruszyliśmy dalej zielonym szlakiem, aż do niebieskiego, którym doszliśmy na Berdo(890m n.p.m.). Po kolejnym odpoczynku udaliśmy się wzdłuż niebieskiego szlaku, który wił się bardzo krętą i trudną trasą, Powoli pokonywaliśmy wszelkie napotkane trudy i brnęliśmy w głębokim śniegu na górskich wzgórzach. Wchodząc na kolejne szczyty m. in. Kropione(760m n.p.m.) czy fajka(630 m n.p.m.). I tak powoli coraz niżej, aż doszliśmy do pomnika, który znajdował się po drodze. Była to statua ku czci poległych WOP-istów. W między czasie widzieliśmy grupę młodych sarenek biegających swobodnie po lesie. W tym momencie została na już tylko droga do ośrodka wzdłuż szosy. Przyszliśmy bardzo zmęczeni, jednak zadowoleni z dokonanego czynu. Cieszyliśmy się, że wytrwaliśmy i daliśmy radę przejść tak trudną trasę.

Krąg wywiadowców:

Wywiadowcy tego dnia mięli pod dowództwem Ślepego zdobyć najwyższy szczyt w okolicy, Łopiennik(1069m n.pm.). Wyruszyliśmy z Jabłonek i razem ze wszystkimi udaliśmy się szlakiem zielonym na Waltera. Po drodze bacznie obserwując stwierdziliśmy, że nigdzie szlaku ni widać, ale co to dla nas! Ponieważ akurat trafiła nam się odchodząca ścieżka, którą była szansa dojść na Waltera, poszliśmy nią. Okazała się strasznie stroma i prawdopodobnie był to raczej strumień, ale daliśmy rade! Okazało się, że nasz ścieżko-strumyk dochodzi do szlaku zielonego i dołączyliśmy do reszty grupy, która wybrała prostą drogę. Po chwili weszliśmy na szczyt, którym, jak się potem okazało, nie był wcale Walterem, ale jeszcze wtedy o tym nie wiedzieliśmy i byliśmy bardzo zadowoleni z siebie.

 

Po chwili odpoczynku postanowiliśmy nie marnować czasu i ruszyć dalej. Przez chwilę podążali z nami młodzicy, ale rozdzieliliśmy się przy szlaku niebieskim ? my poszliśmy w prawo, oni w lewo. Droga na kolejny punkt(Durną 979m n.p.m.) okazała się bardzo trudna. Nie było to zwykłe wzniesienie, lecz seria małych szczytów, i na każdy z nich trzeba było wejść. Po drodze dołączył do nas druh szczepowy, wraz z kwatermistrzem. Gdy wreszcie dotarliśmy zrobiło się dość późno. Wiedzieliśmy, że droga powrotna jest dłuższa i ruszyliśmy przed siebie. Ściemniało się coraz bardziej, ale sił dodawały nam dziewczyny, które przecież nie mogły nas wyprzedzić! Wyczerpani, wreszcie zdobyliśmy Łopiennik. Szczyt był ozdobiony jedynie starą, drewnianą tabliczką, widocznie nie był zbyt popularny wśród turystów? Zdecydowaliśmy, że zejdziemy do Cisnej, zamiast do ośrodka, ponieważ było już bardzo późno, a my nie mieliśmy już sił. Spotkała nas jednak kolejna przykrość, szlak, którym mieliśmy spokojnie zejść nagle się urwał, a raczej nie dało się go dostrzec przy świetle latarek. Stwierdziliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie zejście ?na rympał?, kierując się w stronę świateł miast. Już po chwili odnaleźliśmy strumień, a chwilę potem? szlak! Zginął on jednak już po paru sekundach a my wzdłuż potoku brnęliśmy dalej. Światła zbliżały się coraz bardziej i już niemal byliśmy na miejscu, gdy przed nami wyrósł drut kolczasty. Mus to mus, cała ferajna przeczołgała się pod nim, a za chwilę pod drugim. Drut, jak to drut, coś ogradzał i weszliśmy na teren bardzo miłego pana, który wskazał na drogę do najbliższego PKS-u. Po drodze była jeszcze chwila wytchnienia w sklepie i po kilkunastu minutach ruszyliśmy do ośrodka. Wyprawa nauczyła nas na pewno jednego ? zawsze oczekiwać nieoczekiwanego!

szer. Aleksander Andreas, mł Mateusz Foks, ćw. Jakub Omiecki

Dzień V

 

O czwartej nad ranem w czwartek zostaliśmy zerwani z łóżek i kazano nam spakować się na wycieczkę do Lwowa. Wyjechaliśmy autokarem o godzinie 5, a na granicy byliśmy już godzinę później. Po dwugodzinnych narzekaniu i sprawdzaniu paszportów ruszyliśmy wreszcie w stronę naszego pięknego miasta. Zajęło nam to kolejne 3 godziny, umilanie rozmowami i spaniem, oraz wsłuchiwaniem się w szum silnika autokaru. Na miejscu spotkaliśmy panią przewodnik, wiceprzewodniczącą lwowskiego harcerstwa. Najpierw zwiedziliśmy stanicę harcerską, gdzie obejrzeliśmy eksponaty z czasów I wojny światowej. Potem ruszyliśmy autokarem przez miasto, na Cmentarz Orląt Lwowskich, gdzie oglądaliśmy groby sławnych Polaków, słuchaliśmy bardzo ciekawych historii wojennych, a także zapaliliśmy znicze. Następnie udaliśmy się na posiłek do restauracji samoobsługowej. Najedzeni zwiedziliśmy parę kościołów i innych zabytków lwowskiego Starego Miasta, a następnie dostaliśmy czas wolny. Zastępami przeszliśmy się po sklepach, kupują ukraiński specjał ? colę waniliową. Potem zebraliśmy się w autokarze i ruszyliśmy w stronę granicy. Po kolejnych dwóch godzinach sprawdzania paszportów zostało nam tylko dotrzeć do ośrodka. Wróciliśmy o godzinie 23:30 i zaraz poszliśmy spać, bardzo zadowoleni i pełni dobrych wspomnień.

 

wyw. Janek Pawłowski

Dzień VI

Przez nieoczekiwany przyjazd sanepidu podczas wycieczki z poprzedniego dnia musieliśmy dokładnie wysprzątać kwaterę. Zajęło nam to parę godzin. Po obiedzie zaczęliśmy wymyślać scenki na kinderbal, gdy ogłoszono że czas na grę. Podzielono nas na grupy, zuchy wraz z harcerzami. Musieliśmy przez pierwsze piętnaści minut dowiedzieć się, jak brzmi hasło, a potem zaliczyć wszystkie punkty w jak najlepszym czasie i jak najlepszym wynikiem. Niestety nie udało nam się jej zakończyć, ze względu na zła pogodę. Wróciliśmy do kwatery na kolację i kominek. Zastępowi uczestniczyli również w śpiewankach razem z dziewczynami.

mł. Kuba Mieleszkiewicz

Dzień VII

Dzień ten minął nam pod znakiem Kinder balu i służby. Rano, po śniadaniu zastępy wyruszyły do pobliskiej wsi, żeby wykonać jakąś służbę. Chcieliśmy zostawić po sobie dobrą opinię w Bieszczadach i umilić mieszkańcom nasz pobyt. Każdy miał inne pomysły, zastępy udały się w różne miejsca: jedni do Sołtysa, inni do Księdza jeszcze inni do ludzi, których poznali podczas zwiadów terenowych. Harcerze pomogli odśnieżyć Księdzu zasypaną drogę do kościoła; odśnieżyli stację kolejki, przy okazji oprowadzili turystów po muzeum kolejnictwa (w zimie nie ma przewodników); uporządkowali wojskowy cmentarz i postawili znicze; wypchnęli zakopany samochód; narąbali drewna pani Cycakowej (najstarsza mieszkanka Jabłonek ok 93 lata) itd. Po powrocie ze służby w poczuciu dobrze wykonanej roboty harcerze rzucili się w wir Kinder Balu. Wymyślanie scenek, dekoracje i wszystkie inne przygotowania zajęły nas tak, że nawet nie zauważyliśmy kiedy nadszedł wieczór i godzina 18:16 kiedy to rozpoczął się nasz festiwal. Całość poprowadzili przedstawiciele każdej z drużyn. Od strony Grunwaldu był to Piotrek Niemas i myślę, że świetnie poradził sobie z zadaniem. Bal minął nam pod znakiem śmiechu, zabawy i dobrych przekąsek. Nie zabrakło współzawodnictwa w konkursie o najlepszą scenkę. Zanim się obejrzeliśmy nadszedł już czas na ogłoszenie wyników. Po tym jakże szczęśliwym momencie zaczęło się sprzątanie. Tak? To chyba wtedy doszło do nas, że zimowisko dobiega końca i, że jutro wrócimy do Warszawy. No cóż. Po posprzątaniu i ogarnięciu kwatery ZZty spotkały się jeszcze na śpiewanki po czym kadra udała się do komendy podliczyć punktację i podsumować zimowisko.

Ćw. Kajetan Kapuściński

Dzień VIII

 

Ostatniego dnia czekała nas długa podróż do domu. Po dokładnym wysprzątaniu ośrodka i pakowaniu odbył się apel całego zgrupowania. Dziewczyny jeszcze się pakowały i urządzały swój własny apel, a my jechaliśmy już w kierunku Warszawy. Po drodze większość z nas zasnęła lub rozmawiała. Obiad zjedliśmy w McDonaldzie, gdzie dogoniły nas dziewczyny. Dalsza droga minęła na wspominaniu minionych kilku dni i pomysłach o tym co czeka nas już w lecie na obozie. Do zobaczenia!

Relacja zbiorowa