Dnia 10.11.2011 r., dzień przed wiekopomną datą, którą nawiasem mówiąc upamiętniliśmy na kilku zdjęciach, zebraliśmy się ZZtem Sulimy na dworcu Wschodznim, w celu wyjazdu w Karkonosze. Na pociąg nie kazano nam długo czekać. Podzieleni na pary, robiąc użytek z łokci zdołaliśmy wbić się do przedziałów. Tam, po krótkich rozmowach uciekliśmy w błogie objęcia Morfeusza. Na szczęście nie musieliśmy zasypiać w ciszy! Noc umilały nam pełne wdzięku przyśpiewki kibiców pędzących za PZPNem. Niestety było nam się z nimi rozstać już we Wrocławiu. Reszta podróży minęła bardzo wolno (w końcu to PKP). Ale w końcu dojechaliśmy!
Nie próżnując wsiedlismy w PKSa i pojechaliśmy do Karpacza, skąd rozpoczęliśmy mozolną wędrówkę do celu dzisiejszego dnia, jakim było schrornisko na przełęczy Okraj.
Marsz mijał szybko, w przyjemnej atmosferze. Potwierdziła się teoria jakoby górskie powietrze sprzyjało rozmyślaniom teologicznym. Nasi drużynowi naukowcy, w których prym wiodą Karol Michalak i Maciek Sadowski (tak! To ten któy opracował Współczynnik Sadka) wysnuli wiele interesujących tez jak np. "Gdy idziemy jest cieplej, niż jak siedzimy!" oraz "Lepiej się ssie lizaki z gumą w środku". Ciekawym przypisem do tezy o lizaku jest również "Ten lizak nie jest pogryziony! On ma tylko klej tutaj". Ten dopisek do dziś pozostaje tajemnicą dla świata nauki. Nie obyło się również bez pięknych widoków (ach!) oraz hektolitrów potu spływających z naszych napiętych do granic możliwości mięśniach (podejście na Kamienny Stół).
Po dotarciu do schroniska (ok. 15.00) bez zbędnego oczekiwania wzięliśmy się za gotowanie! Niestey nie wszystko poszło zgodnie z planem, bo palnik odmówił nam współpracy. Nie będe się rozpisywał o skostniałych z zimna palcach, którymi próbowaliśmy go uruchomić. Grunt że nasz naczelny kucharz-Sadek wpadł na iście diabelny plan! "Ugotujmy kiełbasę na parze" -rzekł, i tak też się stało. Kiełbasa na parze, sos podgrzewany wrzątkiem... Takie rzeczy, tylko u nas! Po sycącym posiłku (no, dobra PRAWIE sycącym) Kajtek i Karol poszli spać, a my wzięliśmy się za pisanie relacji. Towarzyszyły temu opowieści o tym co Kajtek zrobi z tymi którzy ich nie napiszą! Na szczęście historie te były tak straszne że wszyscy napisali to co mieli. Jako iż kadra poszło w kimę, my postanowiliśmy (jako grzeczni harcerze) nie budzić ich i pójść w ich ślady...Tak też się stało. Opis nocy, jako niezbyt zajmujący skrzętnie pominę.
Rano, zjedliśmy kilka garści chleba (pytać samych zainteresowanych). A Moryc, budząc podziw wszystkich obecnych, dokończył Paprykarz! Aż promieniał dumą! Nie zwlekając długo, wyruszyliśmy w dalszą podróż. Na Śnieżkę! Po dordze oczywiście również nie mogło zabraknąć przecudnych widoków. Wtedy to również został zdefiniowany współczynnik Sadka. Współczynnik ten wynosi wartość od 0 do 1, i wyraża się nim odległość od celu. Sadek opracował go w rytm butów stukających o górskie kamienie. Gdy umęczeni i mokrzy od potu dotarliśmy na sam szczyt Karkonoszy, ugasiliśmy pragnienia herbatką z dżemem, oraz zapchaliśmy żołądki goframi z bitą śmietanką. Poobserwowaliśmy chwilę krajobraz i zeszliśmy stromszym podejściem w dół. Nie da się nie zauważyć również przewspaniałej pogody. Na niebie nie zagościła nawet jedna chmurka. Pozwolę sobię zacytować tu Beara Gryllsa: "Góry czasem zamiast, odbierać sił, dodają ich".
Następnie odbyła się krótka narada bitewna i doszlismy do wniosku że skoro i tak do Czech mamy maluśki kawałek, a Kofolą pociąga nas bardziej niż wyrko w następnym schronisko, udaliśmy się właśnie na wspomniany wyżej napój. Muszę przyznać że w schronisku naszych południowych sąsiadów dogadać się z nimi jest naprawdę ciężko. Ogólnie rzecz biorąc przyjmują oni taktykę, Nie odpowiem dopóki nie usiądziesz. Krótko mówiąc usiedliśmy i oddaliśmy się błogiej delektacji Kofoli. Gdy już ugasiliśmy swe pragnienia, mieliśmy lekką pompę z kwoty jaką Kajtek wręczył jako napiwek. Uznaje się że napiwek winien wynosić 10% wydanej kwoty. Jedna Kofola kosztowała ...koron, a sprezentowaliśmy 5 koron, co stanowi liczbę naprawdę małą. Nie nasza wszak to wina, iż pod ławą było zaledwie tyle?
Nie przeciągając, ruszyliśmy w dalszą drogę i bez zbędnych ceregieli dotarliśmy do schroniska.
Tam po zakwaterowaniu się wzielismy się za kus-kus! Tym razem obiad udało nam się spożyc bez przeszkód, oprócz rozsadzenia torebki z vifonem i rozsypaniu makaronu po całym pokoju. Jam to nie chwaląc się sprawił. Po krótkiej sieście, przyszła kolej na Jungle Speed! Niespodziewanie w trakcie gry nadludzkim, iście małpim refleksem i zręcznością wykazywał się JohnG, raz po raz zbierając ze stołu karty. Niestety zapomniał, że cel tej gry jest dokładnie odwrotny. Jako iż jesteśmy niezłymi burżujami kupiliśmy sobie również Czekolade na gorąco! Po wciągającej grze, udaliśmy sie pod prysznice. Tu się dopiero działo! Podczas gdy część z nas (tj. Ja, Moryc i JohnG) korzystaliśmy z dobroci ciepłej wody, Szwagier postanowił sprawdzić jak wygląda prysznic od środka. Krótko mówią, rozwalił go. Wciąż przed oczyma mam widok, jak zasłona Szawgrowego prysznica wybrzusza się, na ziemię spada kurek i fontanna wody niezręcznie zatykana przez wyżej wymienionego tryska po całej łazience. Poziom wody na podłodze niebezpiecznie się podniósł. Szawgra buty, czyjeś majtki popłynęły w siną dal. Po długiej walce, poprzerywanej niekontrolowanymi wybuchami śmiechu udało sie osadzić kurek na miejscu. Szybko opuściliśmy to miejsce, z obawy przed eksplozją. Na szczęście do akcji wkroczyli najlepsi hydraulicy w 16stej tj. Kajtek, Karol i Sadek. Nikt tak nie naprawia tego co my zepsuliśmy jak oni.
Po ukończonej akcji ratunkowej, Karol uraczył nas bajeczką. Muszę przyznać że Kersi ma niesamowity talent. Nie dość że postawił słynną tezę Michalaka ("Jeśli idziemy jest cieplej, niż gdy siedzimy") potem zresztą sam ją obalił twierdzeniem "Jakoś ciepło w tym schronisku" (wtedy właśnie doszliśmy do wniosku, że ciepło jest zależne od współczynnika Sadka. Krótko mówiąc by teza Michalaka była prawdziwa, współczynnik Sadka musi być większy niż zero) to jeszcze potrafi uśpić wszytskich w ciągu zaledwie kilku sekund. Bajka o Smoku Obszczymurze to murowany hit dla osób z bezsennośćią. Myślę że wkrótce będzie dostępne do kupienia na iTunes w fromie audio.
Gdy rano wstaliśmy, zjedliśmy ostatnie garście chleba (no dobra, nie tak znowu ostatnie. Została z jedna...dwie...cztery...No dobra, pięć kromek) ruszyliśmy do Karpacza. Tam złapaliśmy dość oryginalne Taxi... Sądzę że persona Pana Taksówkarza, alias "Rozumisz?" była inspiracją dla Luca Bessona by nakręcić film "Taxi" oraz "Taxi 2" oraz "Taxi 3", a nawet "Taxi 4"! Czemu, domyślcie się już sami. Grunt że dowiózł nas na pociąg odjeżdżający 3h wcześniej niż zamierzaliśmy. Uradowani tym faktem, ale również niemiłosiernie głodni próbowaliśmy zamówić pizze do pociągu. Niestety ani Pizza Hut, ani Da Grasso, ani Telepizza, ani nawet Strefa Pizzy na dworcu, nie podjęły się realizacji tak nietypowego zamówienia. Byliśmy już w trakcie rozważań nad zjedzeniem znajdującego się w przedziale psa, gdy dojechaliśmy na Warszawę Zachodnią. Tam rozstaliśmy się, część poszło na Kebab, a cześć jak Ja na schaboszczaka w domu.
Teraz, mimo iż minęło już kilka dni wciąż rozpamiętuję ten wypad. Takich rzeczy się nie zapomina, a nie ma lepszych rzeczy do nie zapomnienia niż góry z przyjaciółmi.
Jam to nie chwaląc się, sprawił. Jakub Kuźmiński.