Gdy  patrzę przez okno, na błoto zalegające w Warszawie na myśl przychodzi mi tylko jedno miejsce. Gdy suszę na moim pomalowanym na zielono kaloryferze buty,  przypominam sobie tylko jeden okres czasu...

Obóz 16WDH „Sulima” jez. Osowo 2011

Nie będę silił się na oryginalność i zacznę od samego początku. Obóz, jak każdy wie składa się z 4 tygodni. Z tego też powodu, relację tą postanowiłem podzielić na… cztery części. Chronologicznie, będą to Tydzień I, Tydzień II, Tydzień III oraz… Tydzień IV!

Tydzień I

Po przyjeździe na miejsce obozowe, następuje jeden z moich ulubionych fragmentów wakacji. Pionierka! W tym roku, zaczęliśmy standardowo od rozbicia namiotów. Choć i to zaowocowało już ciekawymi przeżyciami. Chyba największą bolączką pierwszego dnia, były… niepasujące maszty do namiotów. Nijak, nie było opcji zmuszenia tej płachty materiału, mającej przez najbliższy miesiąc służyć nam za dom do samodzielnego stania. Po długich męczarniach, podczas gdy reszta już dawno rozpoczęła kopanie dołów, my postanowiliśmy postawić namiot na żerdki. Dopiero ta decyzja, przyniosła oczekiwany efekt. Konstrukcja, mimo tego iż dobrze zbita nie była, na głowy nam się nie zawaliła. W związku z tym moje nadambitne ambicje, okazały się nie do zrealizowania. A byłem pewien, że uda nam się pierwszą noc spędzić na pryczy. Jako, że siły witalne są odnawialne, już następnego ranka byliśmy gotowi do dalszej pracy. I tym razem osiągnęliśmy kompletny sukces! Drugą noc, mogłem już wygodnie mościć się na swojej, względnie proste pryczy. Do teraz pamiętam jak przez półtorej godziny, w nocy próbowałem rozplątać swoją linkę bieliźniarkę by móc wreszcie łóżko wypleść, i udać się w objęcia Morfeusza. Ogólnie rzecz biorąc, pionierka przebiegała dość sprawnie i większych zacięć nie było. Zwieńczeniem pierwszego tygodnia, były standardowo Zwiady Terenowe. Mój zastęp, tj. Borsuki był tym dniem dodatkowo podekscytowany, z racji tego, że miał do nas dołączyć Malina, który z racji problemów zdrowotnych, nie mógł być z nami od początku. Każda z ekip miała za zadanie dowiedzieć się czegoś o pobliskich wsiach, oraz dać świadectwo naszej egzystencji nad jeziorem. Oczywiście, żaden zastęp nie zmarnował możliwości uzupełnienia zapasów słodyczy, które po energetycznie wyczerpujące Pionierce były już bliskie końca. Mój zastęp spóźnił się na ustaloną zbiórkę zaledwie 25 minut, ale Bobry i Żmije zaliczyły obsuwę o kilka godzin.

Tydzień II

Ten tydzień można w gruncie rzeczy scharakteryzować jednym słowem.

Maaaaneeeeewryyyy! Ileż było dociekiwań, plotek. Ile wersji wydarzeń. Ale w efekcie harcerze Sulimy okazali się prawdziwymi Sherlockami, bezbłędnie odgadując termin. Dwunasty Lipca. A dokładniej to noc z 12 na 13. Manewry, wśród młodych harcerzy, budzą uczucia pomiędzy strachem, a fascynacją. Prawdziwa twarz Manewrów, jest jednak taka, że to po prostu olbrzymia, fabularna gra. W tym roku fabuła zaskoczyła wszystkich swą dojrzałą tematyką. Wcielaliśmy się bowiem w… Smerfy! Zostaliśmy podzieleni na 7 patroli, w kolorach Zielonych, Żółtych, Pomarańczowych, Brązowych, Niebieskich, Czerwonych i Białych. Naszym zadaniem było uratowanie Papy Smerfa. By dotrzeć do celu wykonaliśmy wiele, naprawdę niebezpiecznych zadań jak przygotowanie na wybieg leśnej Miss Smerfetek, ułożenie choreografii a’la Egurolla w rytm prawdziwie Polskiej muzyki czy zapobiegnięcie pladze głodu, której widmo zawisło nad nami. Na szczęście cukierki sprawnie zalepiły nasze żołądki. Manewry zakończyły się podchodzeniem wszystkich podobozów, w którym co prawda nie brali udział wszyscy (część z wyczerpania posnęła po krzakach), ale emocje były do samego końca. Kto wygra? Kto?! Okazało się, że zwycięzcą zostanie patrol Zielonych.

Tydzień ten, był chyba najpełniejszym pod względem programowym. Odbyły się przecież Kręgi Stopni, podczas których przyszli młodzicy, wywiadowcy czy ćwikowie uczyli się technik, które wymagane będą podczas biegów. Była więc droga na pamięć, szkic terenowy budowa chatek czy to co najbardziej zapadło w pamięć, czyli nocne podchodzenie niczego nie świadomych młodzików. Tak długo jeszcze nikt nie leżałem na ziemi, czołgałem się czy przechodziłem przez dziurawą zeribę. Jeszcze teraz czuje ten dreszczyk emocji, jaki odczuwałem podczas dyskretnego wślizgiwania się do namiotu, czy leżenia pod pryczą z nadzieją, że wartownik nie usłyszy mojego głośnego oddechu.

Zwieńczeniem pierwszej połowy obozu, okazał się przyjazd rodziców, którzy zabrali nas do okolicznych miejscowości, gdzie mieliśmy możliwość uraczyć się prawdziwą pizzą, czy wziąć prysznic w ciepłej wodzie! Po dwóch tygodniach na obozie zapomina się, że takie luksusy jeszcze istnieją. Oczywiści podczas Święta Obozu, odbył się uroczysty apel, po którym okrzyk "KlawBoys", wciąż echem odbija się po jeziorze.

Tydzień III

Drugą część obozu, standardowo rozpoczęliśmy Rajdami! Dla fanów Adama Małysza słowo to kojarzy się jedynie z Dakkar, ale każdy harcerz wie, o co chodzi. O tak wyczekiwane, kilkudniowe wędrówki! W tym roku, z Sulimy wyruszyły dwie, niezwykle mocne ekipu. Z jednej strony Badyle i Żmija pod dowództwem Kajtka, a z drugiej Borsuki i Bobry nad którymi pieczę przejął Zubi. Trasa naszej ekipy wyglądała następująco: Podobóz-Jastrzębia Góra-Władysławowo-Hel-Gdynia-Podobóz. Rajdy, jak to zwykle bywa obfitują w niezapomniane przeżycia. Gdy myślę o tamtym okresie czasu przed oczami staje mi obraz Proboszcza-Żartownisia z Jastrzębiej, walki MMA w salce parafialnej we Władysławowie, czy wszystkie te intrygujące persony, które podwoziły nas na Stopa.

Po powrocie do obozów, przyszli Wywiadowcy od razu rozpoczęli spekulacje. Kiedy? Kiedy znów zostaniemy wyrwani ze snu w nocy. Tutaj ponownie wyszedł na jaw nasz instynkt detektywistyczny niczym u Herkulesa Poirot. Tej samej nocy, której powróciliśmy z Rajdów wybudzono nas w nocy. Każdy z nas miał na spakowanie się pięć minut. Jednak w ciemności, gdy masz zaledwie chwile na spakowanie się, nie sposób jest zabrać wszystkiego. No i stało się. Zapomniałem śpiwora. Menażki zresztą też. Wywiadowca, to prawdziwa szkoła przetrwania. To nie lite’owy młodzik. To jest coś co sprawdza Twoje prawdziwe harcerskie umiejętności. Przeprawy przez jezioro, opatrywanie rannych, gotowanie ryby na ognisku. Tego nie sposób zapomnieć. I ta rozpierająca Cię duma, gdy wracasz do obozu zwycięski, mimo iż tak wielu zawróciło.  Z brakiem mojego śpiwora, wiąże się ciekawa anegdota.  Poprzedniej nocy, w lesie, dość mocno doskwierał mi brak śpiwora. Chatka mimo iż dobrze uszczelniona, ciepła nie zapewniała.  Całą noc wyklinałem swoją głupotę. Gdy jednak, wieczorem już, wyszedłem z wody, rozwiązałem worek i wyjąłem z niego ociekający wodą plecak, gdy przełożyłem palec przez dziurę w folii, gdy wkładałem na siebie, dygocząc z zimna mokre buty, gdy wyrzymałem wodę z krajki, myślami byłem przy cieplutkim, suchutkim śpiworku leżącym pod kocem w namiocie. I wiedziałem, że gdy powrócę do podobozu, udam się w objęcia Morfeusza z olbrzymią przyjemnością.

Z 20-kilku startujących, zdała nas tylko dziewiątka. Nie ma opcji, bym kiedykolwiek zapomniał o takim wydarzeniu.

Tydzień IV

I ani się obejrzeliśmy do watry kilka dni. Ostatni tydzień to jak zawsze rozpionierka, ostatnie gry, czy jak w tym przypadku przyrzeczenie harcerskie dla świeżo upieczonych 16stkowiczów. Prace rozbiórkowe szły bardzo sprawnie, żaden harcerz nie uległ zbytnim uszkodzeniom. Na Watrze, ku zaskoczeniu wszystkich pojawiła się…Pizza! Dla wielu, harcerzy był to widok który powitali ze łzami wzruszenia w oczach. Ostatniego ranka, odbył się apel kończący obóz. Miejsca w Sulimie wyglądały następująco:

  1. Borsuki
  2. Żmije
  3. Bobry
  4. Badyle

Walka była zacięta do ostatniej chwili. Po odśpiewaniu ostatniego, wspólnego bratniaczka, wsiedliśmy do autokarów i ruszyliśmy w drogę powrotną do domów.

Miesiąc

I tak oto minął nam jeden miesiąc. Jeden, wspaniały miesiąc wyjęty z naszego życia. Warto wspomnieć o 40GDHek która uczestniczyła czynnie w naszym życiu obozowym. O zatrważające ilości kleszczy które przez ten czas pasożytowały na naszych ciałach. O 16 z Ciechanowa, znanej nam pod nazwą Badyle, która na czas obozu dołączyła do Sulimy. Za to wszystko, należy tym wszystkim ludzion podziękować. Do zobaczenia za rok!

KLAWBOYS!

Jam to, nie chwaląc się sprawił
wyw. Jakub Kuźmiński