komendant: pwd Paweł Mularczyk HO
wice-komendant: ćw. Stanisław Blicharski
Najlepszy zastęp: "Żbiki", zast. wyw. Aleksander Foks
Sobota 17.01.2015 roku
Zimowisko zaczęło się od zbiórki na Dworcu Warszawa Centralna - tam spotkaliśmy się z drużynami, które jechały z nami: 82 Warszawską Żeńską Drużyną Harcerską "Wędrowniczki", 145 Warszawską Drużyną Harcerek "Ostrężyna", 16 Warszawską Gromadą Zuchów "Bractwo Zaginionego Oręża" i "Włóczykijami" - naszymi wędrownikami. Jechaliśmy pociągiem do Krakowa, skąd mieliśmy wynajęte dwa autobusy, mające zawieźć całe nasze zimowisko do Sromowiec. Kwaterować mieliśmy w "Orlim Gnieździe" - ośrodku założonym przez Olgę Małkowską.
Niedziela 18.01.2015 roku
wyw. Karol Wieteska
Rozpoczyna się pierwszy pełny dzień zimowiska. Najpierw pierwsze śniadanie, bez rozgrzewki. Potem wyjście na mszę niedzielną do pobliskiego kościoła, w którym Proboszcz serdecznie nas przywitał i powiedział długie kazanie. Po mszy zbiórka i ... . Hasło: koperty znajdują się w obrębie muru kościoła, rozpoczynają się zwiady. Wszyscy zbierają się zastępami i ruszają w drogę. Pogoda trochę zimna i wiatr wieje w twarze. Warunki ciężkie ponieważ jest niedziela, a zadań jest kilka i potrzeba między innymi poczty, pocztówki itd. a wszystko zamknięte. Zadania nie są trudne, więc wykonujemy je po kolei. Zrobiliśmy już prawie wszystkie zadania, dochodzi 13:30 czas wracać na obiad. Po drodze jeszcze zdjęcie z harcerkami z 50-tek i wszystko zrobione. Wracamy do ośrodka i idziemy na obiad, następnie LB czyli pierwsze rozmowy z harcerkami. Po LB następuje pierwsza gra przygotowana przez kadrę czyli Stacha i Bruna. Na grze pierwsze porządne rozgrzanie mięśni i pierwsza klepanka. Wszyscy wracają do ośrodka napełnieni optymizmem rozpoczynającego się zimowiska. Udajemy się na pyszną kolację z ciepłą herbatką, która dobrze większość rozgrzała. Następnie kominek trochę inny ponieważ bez drużynowego, ale też wspaniały. Po kominku udaliśmy się do pokoi, aby wypocząć i nabrać sił na nadchodzący następny dzień zimowiska.
Poniedziałek 19.01.2015 roku
wyw. Piotr Aulak
Po pobudce jak zwykle udaliśmy się na rozgrzewkę, potem mycie i pierwszy posiłek tego dnia. Dzień ten nie był dniem szczęśliwym, a wręcz smutnym, gdyż był to pierwszy dzień bez naszego drużynowego, Pawła Mularczyk (ps. Mular). Zaraz potem była gra której celem były pomiary wysokości wieży kościoła i nadanie wyników morsem niestety mój zastęp nie miał wtedy szczęścia i nie udało nam się jej wygrać. Po grze był obiad i regeneracyjne LB, a następnie odbyła się druga gra. Następnie odbył się kominek na którym rolę Mulara (gawędowanie) przejął Stachu. Po kominku jeszcze rada zastępowych i omówienie tego co nam się podobało, bądź nie podobało. Cisza nocna nastała ok. godziny 22:30.
Wtorek 20.01.2015 roku
wyw. Paweł Pruszko
Celem dzisiejszego dnia było pogłębienia znajomości z pozostałymi drużynami przebywającymi z nami na zimowisku jednak wcześniej mieliśmy grę związaną z naszą fabułą jaką była poszukiwanie świętego grala. Gra była przygotowywana przez zastępowego żbików. Po obiedzie zaczęła się gra integracyjna. Składała się ona z paru części. Najciekawszym punktem było przedstawianie scenek. Wszystkie grupy wykazały się ogromną kreatywnością przez co stworzyły prześmieszne widowisko. Atmosfera podczas gry była sprzyjająca zapoznaniu się z innymi członkami zespołu. Dzień zakończył się kominkiem.
Środa 21.01.2015 roku, czyli wyprawa ZZ-tu na Trzy Korony
wyw. Stanisław Otowski „Leśny”
Wtorkowym wieczorem, na radzie zastępowych, Stachu oznajmił nam, że następnego dnia udamy się na wycieczkę w góry. Miał iść ZZ, niestety bez Bruna, zajmującego się w tym czasie młodszymi, i najstarszy zastęp na zimowisku – „Sroki”. Zastępowi zareagowali z dużym entuzjazmem, natomiast z zastępu „Srok” na udział w wyprawie zdecydował się tylko Janusz. Pełni optymizmu i ciekawi przygód, które miały na nas czekać następnego dnia, położyliśmy sie spać.
Zaraz po wstaniu i porannej rozgrzewce spakowaliśmy się i zebraliśmy w szatni. Do składu wyprawy należeli:
- Stanisław Blicharski „Stachu”
- Jacek Kozłowski „Stefan”
- Stanisław Otowski „Leśny"
- Piotr Aulak „Komandos”
- Aleksander Foks „Fox”
- Karol Wieteska „Junior”
- Paweł Pruszko „Kwadrat”
- Janusz Brzostek, człowiek-który-nie-ma-ksywy
Kiedy znaleźliśmy się już na drodze ze Sromowców Wyżnych do Sromowców Niżnych, spostrzegliśmy, iż nie mogliśmy wybrać lepszego dnia na tę wyprawę. Spoza porannych mgieł wychodziło właśnie słońce, którego blaskiem mogliśmy się cieszyć do końca dnia.
Pierwszy odcinek trasy biegł po asfalcie, było to ok. 10 km. Po drodze zdążyliśmy zrobić zapasy jedzenia i picia w napotkanym spożywczaku. W międzyczasie zorientowaliśmy się, że w Sromowcach Niżnych znajduje się jeden z punktów sprzedaży słynnych już w Grunwaldzie „Lodów u Marysi”. Pełni nadziei ruszyliśmy więc w stronę tej miejscowości. Ostatni odcinek trasy, widząc drogowskazy, wskazujące nam upragnioną lodziarnię, pokonaliśmy już biegiem. Niestety! Okazało się, że lodziarnia, co w sumie było do przewidzenia, zimą jest zamknięta…
Rozpoczęliśmy więc podejście nieco zawiedzeni, ale humor poprawiały nam niezwykłe widoki okolicznych szczytów. Na górę nie wchodziliśmy, a wbiegaliśmy, jak to się często na naszych wycieczkach zdarza, i trasę wiodącą przez las pokonaliśmy poniżej połowy przewidywanego na to przez drogowskazy czasu. Na szlaku było sporo śniegu, ale odpowiednie buty i, w przypadku niektórych, stuptuty nam pokonać tę trasę sprawnie.
Kiedy wreszcie dotarliśmy na przełęcz pod szczytem, było nam naprawdę ciepło: wszyscy parowaliśmy z gorąca, a kurtki już dawno znajdowały się w plecakach. Byliśmy nieco zmachani, ale tak naprawdę, to ten pierwszy odcinek trasy był najbardziej męczący, potem już wspinało się bezproblemowo. Dodatkowo ostatni fragment trasy umilała nam niezwykła przyroda. Pomiędzy ośnieżonymi drzewami świeciło słońce, a każda gałązka krzaków i drzew była oblodzona w tak niezwykły sposób, że efekt był naprawdę powalający. Zachwyceni i rozbawieni otaczająca nas naturą wspinaliśmy się na samą górę, co chwila ześlizgując się o kilka metrów, gdyż szlak był tu już mocno oblodzony.
Widok z Trzech Koron zapierał dech w piersiach. Piękna pogoda zapewniała wspaniałą widoczność. Bez problemu mogliśmy dostrzec pensjonat w którym stacjonowało zgrupowanie, oba sztuczne zbiorniki wodne nieopodal, zamek w Czorsztynie i otaczające nas szczyty. Podziwiając widoki i uwieczniając je na fotografiach, zajęci rozmową, pogryzaniem ciasteczek, popijaniu tychże herbatą i pełni zadowolenia z poniesionego trudu spędziliśmy na szczycie ze dwa lub trzy kwadranse.
Po tym czasie stwierdziliśmy, że pora już wracać, jeśli mamy zdążyć na przełożony na późniejszą godzinę obiad. Wyruszyliśmy więc dalej, schodząc z drugiej strony góry. „Schodząc” to dużo powiedziane. Po pierwszych kilku minutach zorientowaliśmy się, że nie ma szans normalnie zejść. Droga w dół była jednym wielkim lodowiskiem, na którym wywalał się każdy, kto próbował normalnie iść. Chwytaliśmy więc plecaki w rękę, braliśmy rozpęd i zjeżdżaliśmy na tyłku, starając się nie wypaść ze szlaku na zakrętach. Pokonaliśmy w ten sposób około połowę trasy w bardzo szybkim tempie.
Zrobiliśmy krótki postój na rozstaju dróg, po czym ruszyliśmy na dół w stronę asfaltowej drogi. Po drodzę napotkaliśmy śliczną halę, gdzie postanowiliśmy zjeść pozostały nam prowiant, trochę porozmawiać i jeszcze raz popatrzeć na widoki. Gdy dotarliśmy asfaltem do ośrodka, każdy z nas marzył tylko o gorącej kąpieli i równie gorącym obiedzie. Gdy oba z tych pragnień zostały już zaspokojone, a my przy późnym obiedzie wspominaliśmy naszą wędrówkę, nikt nie żałował wzięcia udziału w wyprawie, a dla wielu był to chyba najfajnieszy dzień zimowska.
Czwartek 22.01.2015 roku
wyw. Stefan Kozłowski
Nie był to dla mnie typowy dzień zimowiska, gdyż wędrownicy ("Włóczykije") wzięli mnie i mój zastęp na podbój Słowackich Gór. Trasa naszej wyprawy to: Sromowce Wyżne - Sromowce Niżne- Cerveny Klastor- wzdłuż Dunajca, wspaniałe widoki szliśmy doliną a po obu stronach piękne góry do schroniska pttk Orlica - Dalej niestety nie jestem pewien, jedyne co pamiętam to że z tego schroniska skierowaliśmy się ku granicy, nawet patrząc na mapę tych okolic nie pamiętam którym szlakiem szliśmy. Ogólnie kierowaliśmy się na południe a po jakimś czasie na zachód. Po zrobieniu dużego kółka i dotarciu do Czerwonego Klasztoru udaliśmy się Słowacką stroną wzdłuż Dunajca (ale w drugą stronę) przez Szwaby Wyżnie i Lysa nad Dynajcem do Schroniska.
To tyle ogólnie o trasie. Przez pierwszą cześć drogi mój zastęp szedł (czasem nawet biegł) wyraźnie z przodu przed Wędrownikami ale kiedy dotarliśmy do Czerwonego Klasztoru drugi raz już ledwo szliśmy a Wędrownicy dalej w tym samym tempie. Widać kto tu umie chodzić po górach, ale mam nadzieję że jeszcze się nauczymy. Najbardziej z całej wycieczki podobały mi się wspaniałe widoki, ale także sam "klimat" tej wyprawy.
Piątek 23.01.2015 roku
wyw. Aleksander Foks
Dzień rozpoczęliśmy jak co dzień, prócz niedzieli, poranną rozgrzewką prowadzoną przez oboźnego. Następnie śniadanie. Potem czas na zrobienie idealnych porządków w pokojach, ponieważ będą dokładnie sprawdzane i oceniane do punktacji zimowiska, więc było o co walczyć. Po porządkach apel, a następnie gra terenowa, tego dnia zastępu sroki. Gra bardzo fajna, ponieważ nie było kolejek na punktach, bo nie wykonywało się ich po kolei tylko był punkt główny, z którego dostawało się zadanie, a po jego wykonaniu wracało się do niego po kolejne. Niestety wiąże się z tym znacznie więcej chodzenia, ale co to dla harcerzy szesnastki. Po grze czas na obiad, dziś piątek, więc bez mięsa. Potem godzinna cisza poobiednia i czas na przygotowanie scenek zastępów na kinderbal. Wieczorem kolacja, a później wyczekiwany kinderbal. Bardzo mi się podobał, może między innymi dlatego, że mój zastęp wygrał, ale wszyscy pokazali klasę i jakość, szczególnie podobała mi się scenka naszych wędrowników. No i tak się kończy kolejny emocjonujący dzień zimowiska, już tylko czas na mycie i pójście spać. Szkoda, że to już przedostatni dzień.