W sobotę, 12 października 2002r., odbyła się wycieczka poborowa do Ossowa. Było to podsumowanie pierwszego etapu akcji poborowej w gimnazjum Staszica i szkole podstawowej nr 23 im. Szymańskiego.

Od kilku dni było tak zimno, że z wielkimi obawami jechaliśmy na zbiórki pod szkołami. Co prawda w ciągu ostatnich dwóch tygodni odwiedziliśmy wszystkie klasy w obu szkołach na godzinach wychowawczych, zachęcaliśmy do wyjazdu na wycieczkę i powiesiliśmy w szkołach plakaty informacyjne, ale wiedzieliśmy, że dla kogoś, kto dopiero chce zostać harcerzem wstanie w sobotę przed 8:00 rano i wyprawa w nieznane w tak niesprzyjających warunkach z pewnością nie będzie atrakcyjna. Na szczęście – myliliśmy się. I to bardzo!

Na zbiórkę pod gimnazjum Staszica, organizowaną przez Piotrka Drzazgę, Dominika Dzierżanowskiego i Marka Marczaka z pomocą Lesława Kuczyńskiego, stawiło się dziewięciu chłopców z klas A, B i C (nie było nikogo z klasy I oraz M). Oprócz nich, przyszły także trzy dziewczyny, którymi zajmowała się Ola Kuczyńska. Stawiło się zatem 17 osób (łącznie z kadrą). Pod szkołę podstawową przyszło z kolei 11 chłopców (w tym jeden z gimnazjum, ale bliżej mu było pod szkołę nr 23). Dowodził nimi Krzysiek Pasternak, z pomocą zastępowych Marcina Weissa, Daniela Karkowskiego i Pawła Hurasa. Przybyli także Kuba Stępniak i Mateusz z zastępu Daniela, dla którego była to pierwsza wyprawa z Szesnastką. Krzyśka wspierał Lech Najbauer. Chłopców odprowadzali rodzice, więc przed szkołą było sporo ludzi. Inna sytuacja miała miejsce pod szkołą podstawową nr 9, gdzie na zbiórkę wyjazdową stawił się tylko jeden chętny, ale zauważywszy, że nie ma żadnego z kolegów – wrócił do domu. Mikołaj Nowakowski i Andrzej Karwan musieli niestety zostać sami (zresztą Andrzej odprowadził nas tylko na dworzec i musiał wracać do pracy).

Ogólnie w wycieczce uczestniczyło 37 osób, w tym 24 z poboru (w tym dziewczyny oraz jeden chłopak, który dołączył do nas w Kobyłce). Nie spodziewaliśmy się tak dużego odzewu. 

 

Pluton ze Staszica

 

... i z Szymańskiego

Wszystkie trzy grupy dojechały na Dworzec Wileński tramwajem nr 25. Po około pół godzinie jazdy pociągiem wysiedliśmy w Kobyłce i stamtąd przeszliśmy dość szybkim marszem do znaków zielonego szlaku. Było zimno i wiał silny wiatr, ale kiedy weszliśmy do lasu zrobiło się wręcz ciepło. Dominik i Mikołaj dobiegli do nas z Wołomina, ponieważ tam umówili się z jeszcze jednym chętnym, który mieszkał dwie miejscowości dalej na wschód. Kiedy więc doszliśmy do leśniczówki koło rezerwatu Grabicz byliśmy w komplecie. Na rozstaju dróg zorganizowaliśmy kilka prostych gier rozgrzewkowych. Wszyscy byli w bojowych nastrojach i doskonałych humorach, więc trudno było przerwać gry. 

 

Gra w trzy kije 

 

... była bardzo zażarta. 

Ale czas naglił. Musieliśmy ruszać, bo o 12:00 byliśmy umówieni w szkole w Ossowie na zwiedzanie wystawy i makiety Bitwy Warszawskiej. Ruszyliśmy ostro do przodu. Na skraju Ossowa, pod krzyżem upamiętniających śmierć ks. Ignacego Skorupki, zrobiliśmy kilkuminutowy odpoczynek. Lesław wygłosił wręcz skrótową gawędę o Bitwie Warszawskiej, czemu nie ma się co dziwić, bo wiatr był tak okrutny, że wpychał słowa z powrotem do gardła. Spod krzyża ruszyliśmy szeroka alejką w kierunku Ossowa. Kilkanaście metrów za skrzyżowaniem szosy przecinającej Ossów z alejką prowadzącą spod krzyża stał jeszcze jeden pomnik upamiętniający Bitwę. Za chwilę w długim (prawie 40 osób!) dwuszeregu ruszyliśmy do szkoły.

Zbiórka pod krzyżem.

Bramę szkolną zastaliśmy zamkniętą, ale ponieważ byliśmy przed czasem – postanowiliśmy poczekać. Część z nas poszła do sklepu, a część dla rozgrzewki zabawiała się grą w klaskanie. Kiedy jednak o 12:20 nikt nie otwierał szkoły (mimo, że wcześniej umówiliśmy się telefonicznie z dyrekcją szkoły) – postanowiliśmy ruszyć dalej. Nieopodal, na skraju lasu, wznosiła się kapliczka bitewna, wokół której urządzono niewielki park. W parku tym znajdowała się polanka z miejscem na ognisko. Tam właśnie zarządzono popas. Rozpaliliśmy ogień i upiekliśmy kiełbaski. Jak zwykle – były wyśmienite. Zawsze wspaniale smakuje to, co się upichci własnoręcznie.

 

Bez jedzonka nie byłoby wycieczki

 

... i bez dziewczyn chyba też. 

Zaraz po posiłku wyruszyliśmy na wielką grę terenową, która odbyła się w pobliskim lesie. Po jednej stronie leśnej drogi był obóz Staszica, a po drugiej – Szymańskiego (którego wsparły dziewczyny). W każdym obozie, otoczonym taśmą z papieru toaletowego, znajdował się żółty proporczyk, którego trzeba było bronić. Jednocześnie należało zdobyć proporczyk przeciwnika. Droga była neutralna. Nie było opasek, zbicie następowało przez dotknięcie przeciwnika ale tylko na swojej połowie, przy czym zbitego można było odczarować, a wówczas wracał do gry. Walka była bardzo zażarta. Podchody, gonitwy, ucieczki, podkradanie się – chłopcy dali z siebie wszystko. Jako pierwszy do obozu nieprzyjaciela wtargnął Krzysiek Pasternak. Prowadzili więc chłopcy z Szymańskiego (i dziewczyny ze Staszica). Ale po kilku minutach Piotrek Drzazga zdobył proporczyk przeciwnika, a po paru następnych – chłopcy ze Staszica odbili także swój. Zostało jeszcze kilka minut i mimo wściekłych ataków rezultatu gry nie udało się zmienić. Zwyciężył Staszic. Oba proporczyki zostały triumfalnie poniesione do Warszawy.

 

Krzysiek - pierwszy zdobywca proporczyka

 

... i Piotrek z takim samym sukcesem. 

Po grze obie ekipy podziękowały sobie za uczciwą walkę, a na pamiątkę tej wygranej chłopcy ze Staszica przyjęli nazwę Pierwszego Plutonu, podczas gdy uczniowie Szymańskiego nazwali się Drugim Plutonem. w ten sposób nawiązano do tradycji Szesnastki sprzed ponad 20 lat, kiedy to w ówczesnej Drużynie funkcjonowały aż cztery plutony.

Pierwszy Pluton - zwycięzcy gry

Przed wyruszeniem w drogę powrotną każdy z uczestników wycieczki otrzymał pamiątkowy znaczek wydany przez praski oddział PTTK. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie i ruszamy do domu.

Pamiątkowe zdjęcie

Droga wiodła dość długo przez las, gdy nagle drzewa przerzedziły się i wyszliśmy na rozległą polanę. Okazało się, że stanęliśmy nad brzegiem wąskiej rzeczki, którą trzeba było sforsować. Rozpoczęliśmy przeprawę po leżących w wodzie pniakach i żerdkach. Podpieraliśmy się kijami i ostrożnie przeprawialiśmy na drugą stronę. Tylko dwóch chłopców zamoczyło sobie trochę buty – reszta wyszła z tej przygody suchą stopą.

Przeprawa przez rzeczkę.

Przeprawa zajęła nam niemal godzinę, więc zaraz potem ostrym marszem ruszyliśmy do przodu. Szliśmy ponad godzinę i to bardzo dziarskim krokiem. Na stację w Zielonce dotarliśmy na 20 minut przed przyjazdem naszego pociągu. Był więc czas na rozpamiętywanie atrakcji dzisiejszej wycieczki, oglądanie pamiątkowych znaczków i, co najważniejsze, zapoznanie się chłopców z zastępowymi i drużynowymi oraz ustalenie godzin zbiórek.

Do Warszawy dotarliśmy około 17:40. Pierwszy Pluton wysiadł na stacji Śródmieście, a Drugi – na Ochocie. Każdy pluton pożegnał się po harcersku, stojąc w kręgu i śpiewając „Bratnie Słowo". Pod szkołą podstawową czekali rodzice, którzy wiedzieli, że powrót nastąpi między 17:00 a 18:00. Wyrobiliśmy się więc „na styk".

Wszyscy byli chyba zadowoleni. Nie obyło się oczywiście bez kilku kłótni i przepychanek, ale dzięki temu szybko spostrzegliśmy, kto nadaje się na harcerza Szesnastki, a komu trudno będzie podporządkować się zasadom i prawom panującym w Drużynie. Z pewnością, gdyby nie pogoda – frekwencja byłaby jeszcze lepsza. A co będzie, gdy dołączą do nas chłopcy ze Staffa i ze szkoły podstawowej nr 9? Toż to dopiero będzie ekipa! Nie możemy się wprost doczekać kolejnej wyprawy. Zresztą chłopcy również chcieli jak najszybciej ponownie wyjechać, zwłaszcza ci z Drugiego Plutonu, liczący na rewanż za grę w pod Ossowem. Na razie jednak trzeba odbyć kilka zbiórek w zastępach, zapoznać się, ściągnąć na nie tych kolegów, którzy nie mogli być na wycieczce. Dopiero wówczas będzie wiadomo, czy nasza akacja poborowa była sukcesem. Kadra gorąco w to wierzy i mamy nadzieję, że tak właśnie będzie.

tekst i zdjęcia: Lech Najbauer