Uwieliny, 15-16 października 2021r.

Na zbiórce wyjazdowej na biwak naszej drużyny (16 WDH "Grunwald") spotkaliśmy się w piątek o godzinie 17:00 pod kamieniem Szesnastki na Placu Narutowicza. Stamtąd udaliśmy się na Dworzec Centralny, skąd odjechaliśmy pociągiem w kierunku Zalesia. Biwak odbywał się w miejscowości Uwieliny (niedaleko Zalesia Górnego), więc podróż nie była długa - trwała około półtorej godziny. Po wyjściu z pociągu dowiedzieliśmy się, że na miejsce biwakowe musimy wędrować jeszcze spory kawałek. Tak więc, w miłym chłodku, przy rytmie bębna i werbla, szliśmy do remizy strażackiej w Uwielinach, gdzie mieliśmy spędzić noc.

Kiedy dotarliśmy na miejsce i rozłożyliśmy swoje rzeczy, przyszła pora na kolację. Po wykwintnym posiłku (chleb z żółtym serem) odbyło się ognisko, a następnie poszliśmy do remizy przygotować się do snu. Warto dodać, że nasza ukochana kadra opowiedziała nam niesamowitą i wciągającą bajkę na dobranoc o małpkach i lwie. Dodano nawet efekty dźwiękowe! Po tej fascynującej historii mogliśmy wreszcie pójść spać, nie wiedząc jeszcze, co czeka nas w nocy...

Około godziny 1:00 gwałtownie rozbudził nas odgłos bębna i krzyk Bernarda: “Gra nocna!!!”. Jeszcze trochę zaspani, ubraliśmy się ciepło i wyszliśmy przed remizę. Kiedy wszyscy już się zebrali, poszliśmy na tyły budynku, gdzie znajdowało się niewielkie pole. Ustawiliśmy się zastępami w szeregu i metodą odliczania podzieliliśmy na kilka zespołów. Każdy patrol dostał po dwa lightsticki. Naszym zadaniem było przedostanie się w sposób niezauważony przez “Niemców” (członkowie kadry) na drugą stronę pola i wrzucenie lightsticków do pokrowca od wiatrówki. Mój patrol postanowił się przegrupować, niektórzy czołgali się przez środek pola, a niektórzy (w tym ja), skradali się okrężną drogą. Największą trudnością było to, że wrogowie za wszelką cenę próbowali nas rozśmieszyć, co szczerze mówiąc nieźle im wychodziło. Kiedy już wszyscy wykonali swoje zadanie i każdy zespół umieścił oba lightsticki w pokrowcu, przyszedł czas na strzelanie z wiatrówki. Każdy z nas miał nadzieję na oddanie strzału, jednak wywiadowca Marcin Mądrzak jako jeden z pierwszych celnie strzelił, grzebiąc nasze nadzieje na wykonanie własnej próby. Przy okazji Marcin, za celny strzał, otrzymał mnóstwo punktów do punktacji biwakowej (to nieprawda- przyp. red.). Po strzelaniu zakończyliśmy grę i wróciliśmy do remizy, aby dospać do końca nocy.

Z samego rana, Bernard znowu wykrzyczał pobudkę i kiedy już się ubraliśmy przyszedł czas na śniadanie. Po posiłku dowiedzieliśmy się, że niedługo odbędzie się gra dzienna, więc powinniśmy
ubrać się w stroje bojowe (wygodne, które można założyć na grę) i zameldować zastępy. Następnie udaliśmy się całą drużyną na miejsce rozpoczęcia gry. Fabuła była taka, że nasz król został pojmany przez króla elfów (tak, fabuła osadzona była w uniwersum "Władcy Pierścieni") i to właśnie my mamy go uratować. Na punktach, poza przeznaczonymi do wykonania zadaniami, były zapisane runy, które należało przepisać do notatnika, a później odszyfrować. Po drodze na punkty ja i mój zastęp spotkaliśmy inne zastępy, więc uznaliśmy, że pójdziemy razem. Krajobraz gry był po prostu cudowny. Drzewa i ścieżki robiły niesamowite wrażenie. Powiem tak: warto chodzić jesienią do lasu. Niestety nie udało nam się zaliczyć wszystkich punktów, ponieważ mieliśmy na to mało czasu, który na wykonanie wszystkich zadań wynosił zaledwie 1 godz. 45min. Na szczęście zebrane przez nas runy wystarczyły, aby popchnąć fabułę do przodu. Runy skrywały numer telefonu do przybocznego Bernarda, który powiedział nam, abyśmy do niego podbiegli. Po dotarciu na miejsce, dowiedzieliśmy się, gdzie znajduje się król, więc zaznaczyliśmy ten punkt na mapie i udaliśmy się w tamtą stronę. Niestety, kiedy tam dotarliśmy, okazało się, że uprzedził nas już inny zastęp. Mało tego, kiedy wróciliśmy na miejsce zbiórki, otrzymaliśmy smutną wiadomość, że ominęła nas najlepsza część, czyli wielka klepa. Po prostu się spóźniliśmy.

Po grze całą drużyną wróciliśmy do remizy, gdzie czekała nas kolejna niespodzianka. Otóż strażacy pozwolili nam obejrzeć z każdej strony bojowy wóz strażacki (zdjęcia można znaleźć na Facebooku i Instagramie Szesnastki). Następnie na miejscu ogniskowym zjedliśmy obiad w postaci kiełbasek. Po obiedzie posprzątaliśmy w remizie, a następnie mieliśmy trochę czasu na relaks, ponieważ kadra w tym czasie przygotowywała apel. To właśnie na nim dowiedziałem się, że ja i mój zastęp zajęliśmy przedostatnie miejsce w punktacji. No cóż, następnym razem będzie lepiej! Po apelu ustawiliśmy się szyk dwójkowy i poszliśmy na przystanek kolejowy. 

Tak właśnie zakończył się biwak naszej drużyny. Warto zaznaczyć, że był to mój pierwszy wyjazd jako zastępowego, więc odczuwałem lekki stres. Jestem przekonany, że każdy kolejny wyjazd będzie jeszcze lepszy. W ogólnym rozrachunku bardzo nam się wszystkim podobało.

wyw. Szymon Bar "Żbiki"