27 listopada 2021 r.

Alarm w telefonie Benka obudził nas o godzinie 7.15. Po szybkim myciu zjedliśmy porcję makaronu z pesto i wyruszyliśmy na szlak. Wędrówkę zaczęliśmy od ponownego wejścia na Turbacz, ponieważ liczyliśmy na jakieś ładne widoki. Niestety spóźniliśmy się i mgła zdążyła się już podnieść. Następnie wróciliśmy drogą, którą szliśmy poprzedniego do przełęczy, gdzie skręciliśmy w przeciwną stronę. Wyszliśmy na przecudną halę. Wszędzie dookoła leżał śnieg, a szczyty gór spowijała lekka mgła. Po zrobieniu paru zdjęć, kilku kawałkach czekolady i łyku herbaty- ruszyliśmy dalej.

Kolejny etap wędrówki był raczej monotonny- przez większość czasu albo schodziliśmy, albo szliśmy po płaskim terenie. W pewnym momencie zdecydowaliśmy zagrać w "Kontakt". Co prawda, ja nie byłem zbyt aktywny podczas tej rozgrywki, ale ci co brali w niej udział mówili, że szło się im znacznie lżej. Skoro aż tak to pomaga, na kolejnej wyprawie koniecznie wypróbuję ten sposób.

Około 11, zjedliśmy na szlaku drugie śniadanie, przy którym doszło do zażartej dyskusji: czy kurczaka trzeba solić, czy też nie. Organizatorzy wyjazdu, Tadek i Marek, jak lwy bronili swojego punktu widzenia i upierali się, że "nieposolony kurczak też jest dobry" (trzeba im to wybaczyć- mówili to najwyraźniej pod wpływem zmęczenia oraz ekscytacji pełnioną funkcją- przyp. red.). Na szczęście, kadra, dzięki swojemu doświadczeniu (i dobremu gustowi…), wybiła im ten absurdalny pomysł z głowy. Reszta czasu na szlaku upłynęła na spokojnym marszu przez piękną okolicę. Chwilę przed zachodem Słońca, dotarliśmy do naszego drugiego noclegu. 

Oczywiście, pierwsze co zrobiliśmy na miejscu, to umyliśmy się w pokojach. Następnie, czyści i pachnący, ugotowaliśmy obiad: kurczaka (posolonego!) z ryżem i sosem słodko- kwaśnym. Ostatnim elementem dnia była długa i emocjonująca rozgrywka w "Mafię". To był- moim zdaniem- zdecydowanie najlepszy dzień całego wyjazdu!

mł. Mikołaj Kotyński "Bobry"