W dniach 10 - 12 grudnia roku pańskiego 2004 odbyły się III mazowieckie manewry HOPR. Nasza Drużyna wysłała reprezentację, w której skład wchodzili członkowie dwóch działających w Szesnastce patroli. Występował jednak jako jeden patrol pod kryptonimem MA - P0001. Składał się z patrolowego Krzysztofa Pasternaka alias "Hightower", Daniela "Grzyba" Karkowskiego, Michała Kalenika, znanego jako "Dexter", Roberta Nawrota i Jacka Łakomego.
Zbiórkę wyjazdową ustaliliśmy na piątkowe godziny popołudniowe (16:30) pod pomnikiem Gabriela Narutowicza. W tym miejscu należy się upomnienie dla dha Daniela Karkowskiego, gdyż mając najkrótszą drogę z punktu A (swój dom) do punktu B (pl. Narutowicza) jako jedyny się spóźnił. Na szczęście - potem się zrehabilitował. Po dojechaniu na Dworzec Centralny wszyscy zaczęli dziwnie często oglądać swoje zegarki, nie wiem dlaczego, może po prostu bardzo im się podobały i nie mogli się na nie napatrzeć. A może dlatego, że do pociągu został nam kwadrans a kolejki po bilety zajmowały całą główną halę z kasami. Jednak zdążyliśmy załatwić wszystko, co był trzeba. Gdy wreszcie spokojnie usiedliśmy na swych miejscach w przedziale pociąg ruszył. Myślałem, że nic już nie zmąci naszego stoickiego spokoju, ale wówczas na korytarzu pojawiły się pewne indywidua. Już wiedziałem, że też jadą do Łukowa (albo i dalej) i przez całą drogę nie zaznam chwili spokoju.
Po dwóch godzinach psychicznych męczarni dojechaliśmy do ziemi siedleckiej. W Łukowie spotkaliśmy kilka patroli z innych drużyn, znaleźliśmy też odrobinę czasu na uzupełnienie zapasów żywności. Pod dworzec podjechał gimbus, czyli nasz transport do bazy w Gręzówce. Okazał się nią miejscowy kompleks szerzenia ogólnie pojętej wiedzy, czyli tzw. szkoła. Po rozpakowaniu się usłyszeliśmy, że ogłoszono kolację, a po niej miały się rozpocząć zajęcia manewrowe.
Najpierw zorganizowano nam teoretyczny test indywidualny, który odbył się zaraz po kolacji. Był on dodatkowo utrudniony beznadziejną jakością odbitek, które ledwo dało się przeczytać. Na szczęście w piątek nie było więcej atrakcji. Wkrótce poszliśmy spać. W tym czasie, jak głosi wieść gminna, instruktorzy HOPR mieli swoje zawody i zajęcia szkoleniowe.
Drugiego dnia pobudkę zarządzono o 7:00. Zjedliśmy śniadanie i po wydostaniu się z Gręzówki wyruszyliśmy patrolem na grę odbywającą się na ulicach Łukowa. Gra nie była niczym wymyślnym, było to standardowe bieganie od punktu do punktu. Poszczególne przeszkody były jednak ciekawe i dopracowane. Ogólnie gra poszła nam nieźle, no może poza dużą wpadką na przeszkodzie z padaczką. Za tę padaczkę straciliśmy szansę na zajęcie bardzo dobrego miejsca w klasyfikacji patroli. Były także takie przeszkody, jak np. wypadek samochodowy (oczywiście - obsługiwał ją Lech, który odwiedził manewry i został wciągnięty do gry) albo zadyma w parku. Punktów było dziewięć, a gra trwała w sumie około trzech godzin.
Po grze wszyscy zebrali się pod kościołem na ul. Piłsudskiego. W szkolnej stołówce, przylegającej do kościoła, dostaliśmy ciepły obiad. Po obiedzie poszliśmy, według wersji oficjalnej, zwiedzać miasto. Szliśmy sobie piękną kolumną w naszych czerwonych kamizelkach, aż tu nagle okazało, że w konie "Oaza" ktoś podłożył bombę! Traf chciał, że akurat przechodziliśmy obok kina. Gdy dobiegliśmy na miejsce, ujrzeliśmy straż pożarną, pogotowie i zabezpieczającą miejsce wypadku policję. Patrole zostały szybko rozdzielone do poszczególnych zadań. Według mnie nasz patrol dostał najgłupsze zadanie. Polegało ono na pobiegnięciu do ośrodka sportowego na ulicy Browarnej (około 300 metrów), zabraniu stamtąd namiotu i kanadyjek, przytarganiu tego wszystkiego na miejsce zdarzenia i rozstawieniu polowego ambulatorium. Zdążyliśmy ledwie wyjąć namiot z pokrowca, a już powiedziano nam, że jest niepotrzebny, mamy go złożyć i odnieść na miejsce. Było po akcji. Nawet jej specjalnie nie zauważyliśmy. Słyszeliśmy tylko syreny karetek.
Po symulacji akcji ratowniczej odbyło się jej podsumowanie. Potem musieliśmy jeszcze czekać około godziny na transport do Gręzówki. Czas umilaliśmy sobie grą w koszykówkę i różnymi wygłupami. Normalka.
W Gręzówce mieliśmy trochę czasu na odpoczynek. Po kolacji zaczęły się indywidualne zawody z umiejętności praktycznych, które były jednak trochę źle rozplanowane. Zamknęli wszystkich w jednym pokoju i wypuszczali pojedynczo. Startowaliśmy na końcu, więc mieliśmy sporo czasu na doszkolenie. Tak prawdę mówiąc, to siedzieliśmy tam ze trzy i pół godziny. Ale końcu udało nam się wyjść. Na naszej drodze stanęła Ania (fantom do ćwiczeń resuscytacji), omdlenie, wypadek samochodowy, który wyglądał śmiesznie, bo całość była w szkole (tzn. bez samochodu, tylko na krzesłach) i na końcu losowanie jednej z akcji z podręcznika HOPR. To był już koniec tego męczącego dnia. Wszystkich jednak nurtowało pytanie, czy będzie coś w nocy, bo wszyscy byli zmęczeni i średnio im się chciało, ale na szczęście nic już nie wpadło do głowy organizatorom.
W niedzielę pobudka była również o 7:00. Potem śniadanie, a po nim poszliśmy całością na Mszę Świętą do kościoła w Gręzówce. Po powrocie był czas na spakowanie się i posprzątanie. Przed samym wyjazdem powstał kłopot, co zrobić z jedzeniem, które zostało, a więc zaczęli je rozdawać wszystkim, którzy się napatoczyli. Nie był to jednak koniec, bo w planie były jeszcze zajęcia na basenie w Łukowie, do których każdy patrol miał wystawić jednego reprezentanta. U nas był to Dexter. Zajęcia te były według mnie kiepskie, ponieważ wyglądały tak: na początku był króciutki i niedopracowany pokaz ratowników WOPR. A potem reprezentanci weszli do basenu i bawili się sami. Po tych niezbyt ambitnych zajęciach mieliśmy jeszcze pół godziny wolnego. Gdy zebraliśmy się z powrotem na boisku przed basenem, odbył się krótki apel z ogłoszeniem wyników. Mieliśmy się z czego cieszyć, gdyż Daniel Karkowski został najlepszym ratownikiem na manewrach (pierwsze mniejsce w zawodach indywidualnych), a w nagrodę dostał apteczkę i maskę do sztucznego oddychania. Zarówno Daniel jak i Krzysiek zdobyli stopień RATOWNIKA HOPR, są więc o oczko wyżej, niż reszta ratowników w Szesnastce (poza Mikołajem, który jest już instruktorem, ale nie mógł przyjechać na manewry). Jako patrol zajęliśmy trzecie miejsce (przynajmniej podiumowe) i otrzymaliśmy w nagrodę kołnierz usztywniający. Pierwsze miejsce zajął patrol MA - P0016 ze 123 WDH, a nagrodą była deska transportowa, która na razie nadawała się tylko do robienia pierogów, gdyż była bez uprzęży. Wszyscy uczestnicy dostali plakietki i zestawy upominkowe od sponsorów manewrów.
Potem pojechaliśmy na obiad do tej samej szkoły, w której jedliśmy w sobotę. Został tam też podstawiony autokar (za który musieliśmy zapłacić), którym wróciliśmy do Warszawy. Podczas powrotu było dosyć cicho, bo wszyscy poszli spać, a więc podróż przebiegła spokojnie.
wyw. Jacek Łakomy