Drogi Czytelniku!

Zapraszamy Cię do lektury relacji z naszego obozu wędrownego do Czarnogóry, odbytego w dniach 29 lipca - 10 sierpnia 2023 roku. W obozie uczestniczyły dwie drużyny - 16 WDW “Oldboys” oraz 19 UDW-ek “Arka”. Szesnastka pojechała w składzie:  hm. Maciej (Sadek) Sadowski [drużynowy i komendant wyjazdu], Ludwik Zawadzki, Jan Czerski, Bernard Zawadzki, Jakub Borysik, Jan Drużdżel, Marcin Gajdziński, Mikołaj Kaczor, Mikołaj Kotyński, Stanisław Mieleszkiewicz, Antoni Popiel oraz Tadeusz Rosłan. Dziewczyny pojechały w składzie: pwd. Agnieszka Mankiewicz [drużynowa, vice-komendantka wyjazdu, 1. kwatermistrzyni], Maja Wolfowicz [2. kwatermistrzyni], Katarzyna Klekowicz, Nadia Fediuszko, Olga Janik, Zuzanna Łepkowska, Hanna Oborska, Lidia Oborska oraz Zuzanna Włodarczyk. W obozie towarzyszył nam gościnie praktykujący w Szesnastce przyszły drużynowy 58 WDW - Jakub Pauszek. 

Miłej lektury!

Dzień 1 - 29.07.2023 

W sobotę około godziny 8:30 wędrownicy obu drużyn zebrali się w Hali Głównej Odlotów Lotniska im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Tam bagaże zostały ostatecznie spakowane. Największe zostały wsadzone w worki, owinięte folią oraz sklejone taśmą, żeby nie rozpadły się w czasie transportu. Po odprawieniu bagaży i przejściu kontroli dokumentów udaliśmy się w okolice naszego gatu, gdzie oczekiwaliśmy jego otwarcia. Zrobiliśmy sobie zdjęcie i chwilę swobodnego spaceru po terminalu. Niestety od tego momentu wszystko wymknęło się spod kontroli. Zaczęło się od niewinnego opóźnienia. Niedługo później lot, który miał się odbyć o 12:00 został przeniesiony o 24,5h. Batalia o prawa konsumenckie trwała długo. Wywalczyliśmy miejsca w hotelu na koszt linii lotniczych WizzAir. Dojechaliśmy tam taksówkami - oczywiście na fakturę.

Nasz obóz rozpoczął się więc w hotelu Golden Tulip przy ulicy Franciszka Hynka w Warszawie. Żeby nie tracić dnia i ukoić nasze zszargane nerwy udaliśmy się sprawnie do Galerii Mokotów na obiad. Obejrzeliśmy tam przy okazji nowy film pod tytułem “Barbie”. Następnie pojechaliśmy na kolację, po której odbyła się dyskusja na temat seansu. Chłopaki nie przyjęli filmu najlepiej, chociaż zdania nie były jednoznacznie krytyczne. Dyskusja została zawieszona, ponieważ chcieliśmy pójść wcześniej spać, żeby być w pełni sił przed lotem. (LZ)

Dzień 2 - 30.07.2023

Niedzielę rozpoczęliśmy wcześnie rano od Mszy Świętej w Kościele Matki Boskiej Loretańskiej po której udaliśmy się do naszego hotelu na wyśmienite śniadanie wraz z którym mogliśmy skosztować kawy z ekspresu. Po śniadaniu przejechaliśmy na lotnisko Chopina, aby rozpocząć odprawę bagażową podczas której nadaliśmy nasze duże plecaki zawinięte w folię. Ponownie. Następnie udaliśmy się na kontrolę bezpieczeństwa, a później kontrolę paszportową. Kiedy wszystkim udało się przejść przez weryfikację paszportów zobaczyliśmy bardzo dużą ilość skautów z całej Europy, którzy wylatywali na Jamboree do Seulu. Zamieniliśmy z nimi parę zdań, a niektórzy wymienili się emblematami lub pierścieniami. Nie obyło się bez pamiątkowych zdjęcia. Podczas oczekiwania na samolot wkradła się w nas lekka doza niepewności związana z tym, czy nasz lot w ogóle się odbędzie. Nasze wątpliwości rozwiązały się gdy nasz Gate zaczął przyjmować pierwszych pasażerów.

Lot trwał około 2 godzin, podczas których mieliśmy okazję doświadczyć lekkich turbulencji. Na szczęście nie były one żadnym zagrożeniem. Po wylądowaniu w Podgoricy oraz odebraniu bagażu udaliśmy się piechotą na stację kolejową w kierunku czarnogórskiej stolicy. Pociąg był okazją do zobaczenia jak kiedyś wyglądały wagony w krajach komunistycznych. Po 20 minutowej przejażdżce wysiedliśmy i udaliśmy się na zwiedzanie dawnego Titogradu. Mieliśmy okazję być oprowadzeni przez profesjonalnych przewodników (Bernarda i Johnnego) którzy w sposób fenomenalny ukazali nam piękne aspekty miasta (a były to między innymi starówka oraz fort i most).

Po zwiedzaniu nastąpiła ekspedycja w kierunku noclegu gdzie zmęczeni ale zadowoleni przygotowaliśmy sobie obiad i umyci poszliśmy spać. I tak minął pierwszy dzień w Czarnogórze. (AP)

 

Dzień 3 - 31.07.2023

W poniedziałek rano ruszyliśmy z naszego noclegu w Podgoricy na pociąg w kierunku Virpazaru. Po dotarciu do Virpazaru udaliśmy się na rejs po ogromnym (370 km2) i przepięknym jeziorze Szkoderskim. Podczas rejsu mogliśmy podziwiać przepiękne widoki na otaczające je góry czy ruiny średniowiecznych budowli. Po zakończonym rejsie mieliśmy chwilę, żeby rozejrzeć się po mieście. Następnie poszliśmy na stację, skąd pojechaliśmy do kolejnego punktu naszej wyprawy, czyli miasta położonego nad Adriatykiem, o nazwie Bar. Po dojechaniu rozdzieliliśmy się, aby zorganizować nocleg i pożywienie. Nie było łatwo, ale w końcu zjedliśmy lokalny specjał, Ćevapčićia, czyli w skrócie kotleta z mięsa mielonego rozpowszechnione na Bałkanach. Po posiłku udaliśmy się na miejsce noclegu, gdzie rozłożyliśmy tarpy i poszliśmy spać. (MG)

 

Dzień 4 - 1.08.2023

Zaczęliśmy dzień na campingu w Barze na którym spędziliśmy ostatnią noc. Plan na dzień miał być prosty i luźny, idziemy wykąpać się w morzu, a następnie idziemy do Starego Baru gdzie mieliśmy zorganizowane miejsce na nocleg. Żeby dostać się nad morze musieliśmy przejść przez górę. W pełnym słońcu, z ciężkimi plecakami było to szczególnie męczące, zwłaszcza kiedy zeszliśmy z drogi na półdziką dróżkę przez krzaki. W końcu dotarliśmy nad morze gdzie wszyscy się wykąpaliśmy, zagraliśmy w piłkę i napiliśmy się mleka czekoladowego Moja Kravica. Kiedy wracaliśmy skończyła się nam woda co uczyniło ten dzień jednym z cięższych jeśli nie najcięższym dniem na całym obozie. W drodze powrotnej na postoju znaleźliśmy tunel, który (jak się okazało) biegł pod górą przez ponad kilometr. Na tym samym postoju uczciliśmy pamięć o godzinie "W" minutą ciszy i odśpiewaniem hymnu, jako że była 17.00 pierwszego sierpnia. W końcu dotarliśmy do Caritasu w Starym Barze. Na miejscu czekał już na nas Jan Czerski, który przyleciał do Czarnogóry osobno. Na miejscu zjedliśmy makaron z pesto i cukinią, wykąpaliśmy się i poszliśmy spać. (MKo)

Dzień 5 - 2.08.2023

Czwartego dnia w Czarnogórze przez prognozy deszczu postanowiliśmy lekko nagiąć wcześniejsze plany i pojechać z rana do Budvy. Posprzątaliśmy po sobie w Caritasie i w drodze na dworzec autobusowy zjedliśmy burek z mięsem - tradycyjny bałkański wypiek przygotowywany z ciasta "filo".

Doświadczyliśmy przeciekającego dachu i nieszczelnych szyb w autokarze, co tylko utwierdziło nas w przekonaniu, że Czarnogórski transport publiczny nie umywa się do polskiej komunikacji miejskiej. Po około półtorej godzinie jazdy piękną nadmorską drogą wysiedliśmy na stacji w Budvie gdzie zostawiliśmy nasze plecaki. Osoby najbardziej zmęczone (i mokre) zostały aby popilnować bagaży, a reszta grupy ruszyła zwiedzać Stare miasto.

Przez silny deszcz buty wsiąkały wodę niczym gąbki podkopując nasze morale, mimo to, nieustępliwie zwiedzaliśmy świetnie zachowaną starówkę tego miasta. Po krótkim spacerze po mieście i odwiedzeniu słynnych cerkwi i kościoła, udaliśmy się z powrotem na stację, gdzie planowaliśmy się wysuszyć. Niestety nie przewidzieliśmy, że przez ulewę, która niemalże zalała miasto, powstanie ogromny korek i nasz autokar się spóźni. Ponad trzy godziny! 

Zmęczeni dotarliśmy do Cetinji, skąd przeszliśmy 5 km w stronę jaskini Lipskiej i rozbiliśmy się na pobliskim campingu. Mimo wygórowanych cen, opłaciło się skorzystać z pryszniców, bieżącej wody i pięknych górskich widoków, które rozpościerały się pod naszymi nogami. (JC)

 

Dzień 6 - 3.08.2023

Dzień rozpoczęliśmy od owsianki oprószonej bakaliami i czekoladą, którą przygotowali Bernard z Tadkiem. Sycące śniadanie dało nam siłę na sprawne zwinięcie obozowiska. Pozostawiwszy plecaki na campingu, żwawo przeszliśmy kilkaset metrów w górę zbocza, do kas lokalnej atrakcji - kwarcowej jaskini Lipskiej (Lipa Cave). Jest to jedyna jaskinia w Czarnogórze udostępniona do zwiedzania. Zwiedzanie zaczyna się od przejazdu pociągiem pod wejście jaskini, a w trakcie schodzenia przewodniczka opowiada zarówno o historii jaskini, jak i na temat skalnych formacji. Po odrobinie chłodu (temperatura w jaskini to cudowne 10 stopni, co kontrastuje z +30 na zewnątrz) udaliśmy się do miasta. Kuba Pauszek i Olga oprowadzili nas po dawnej stolicy Czarnogóry - Cetyni. W oczekiwaniu na autobus, zjedliśmy obiad w postaci kolejnego lokalnego specjału -  pljeskavicy.  Autobus zawiózł nas do Kotoru, z którego przeszliśmy do miejsca noclegu - kompleksu klasztornego Saint Nicholas w Prčanj. Wieczorem uczciliśmy szesnaste urodziny Johnego baklavą. (MSS) 

Dzień 7 - 4.08.2023

Dzień powitaliśmy dość wcześnie, żeby w pełni go wykorzystać. Wieczorna kąpiel w morzu i urok zatoki w zachodzącym słońcu poprzedniego dnia, a także magiczna atmosfera naszego noclegu, bardzo rozbudziły naszą ciekawość i ekscytację związaną z pierwszym pełnym dniem spędzonym w Kotorze. Humorów nie zepsuł nawet uderzający od rana wielki upał.

Dzielna ekipa śniadaniowa pod wodzą (cóż za niespodzianka) Sadka, przygotowała przepyszną jajecznicę - to dopełniło obrazu naprawdę przyjemnego poranka.

Gdy wreszcie udało nam się zebrać, wyruszyliśmy w stronę właściwego Kotoru - dawny klasztor, w którym spaliśmy znajdował się bowiem po drugiej stronie zatoki. Ten długi spacer umilał nam Ludwik, pokrótce opowiadający burzliwe dzieje miasta i całej Boki, która przez wieki stanowiła cel rywalizacji wielu mocarstw i władców.

Zwiedzanie zaczęliśmy od Bramy Południowej. Z murów okalających Stare Miasto, podziwialiśmy widok na kotorską marinę, okoliczne szczyty oraz wpływające na teren “śródziemnomorskiego fiordu” statki. Zachwycała nas architektura starówki, zachowana przez setki lat w świetnym stanie. Uwagę przykuwały także nowoczesne elementy, jak na przykład prowizoryczny balkon z rozwieszonym praniem w średniowiecznej kamienicy, czy modernistyczny blok znajdujący się tuż za murami Starego Miasta, które w połączeniu z zabytkową zabudową tworzyły ciekawy efekt kontrastu. Choć byliśmy dużą grupą, nasi opiekunowie bezbłędnie nami kierowali - dzięki temu nie mieliśmy żadnego problemu z poruszaniem się po wąziutkich uliczkach i udało nam się zobaczyć wszystkie najważniejsze miejsca. Największe wrażenie robiły liczne budowle sakralne - cerkwie św. Łukasza i św. Mikołaja lub katedra św. Tryfona. No cóż, po prawdzie, wnętrza ostatniej nie oglądaliśmy, ale zapłacenie 12 (!) ciężkich, europejskich monet od osoby, mocno nadwyrężyłoby nasze środki…

Część grupy wybrała się za to do Muzeum Kotów! Co ważne, nie od tych zwierzaków pochodzi nazwa miasta, ale stanowią one jego żywy symbol. Jest ich w Kotorze naprawdę pełno, na każdym kroku. Domowe, bezdomne, zadbane, brudne, prawdziwe, sztuczne, te w formie breloków od kluczy i te występujące jako pluszaki - do wyboru, do koloru. Najwięcej spotkaliśmy ich przy miejskiej fontannie, która kilkukrotnie w ciągu dnia zadbała o nasze nawodnienie.

Czas wolny w mniejszych grupach pozwolił na swobodny spacer, zjedzenie lodów czy wypicie kawy. Niektórzy spożytkowali go także na poszukiwanie pamiątek i pocztówek. W przypadku ostatnich, poszukiwanie to odpowiednie słowo, ponieważ w ogromnej większości miejsc były one brzydkie i, jednocześnie, o wiele za drogie. Niestety, ta sama prawidłowość dotyczy także innych czarnogórskich miast.

Około 15:00, nad brzegiem kanału, w ramach drugiego śniadania, pożywiliśmy się arbuzem. Potem, wszyscy uzupełnili wodę i nałożyli kolejne warstwy kremu przeciwsłonecznego, bo czekało nas największe wyzwanie tamtego dnia, czyli Twierdza św. Jana. Jest to potężny, górujący nad miastem fort, połączony z nim murami obronnymi. Prowadzą do niego schody, na które wstęp kosztuje 8 (!) euro, lub droga “na około” - kilkukilometrowy szlak po zboczach sąsiadujących gór. Wybór mógł być tylko jeden, dlatego już niedługo później wspinaliśmy się w pełnym słońcu stromą, kamienistą ścieżką. Co prawda, nie wciągaliśmy na górę armat z naszego okrętu, jak zrobił to przed laty kapitan William Hoste, ale i tak była to wędrówka na tyle ciężka, że musieliśmy zatrzymać się na około pół godziny tuż przed szczytem. Chociaż zziajani i zlani potem, byliśmy jednak zauroczeni piękną panoramą Zatoki Kotorskiej. Im wyżej, tym większe wywierała wrażenie. W końcu, przekroczyliśmy (chyba) pół legalne przejście i znaleźliśmy się w twierdzy. Tam, na najwyższej wieży, widok aż zapierał dech w piersiach. Lśniące w promieniach Słońca szczyty, blask głaszczący spokojne wody Adriatyku… Łopocząca na wietrze flaga Czarnogóry, czerwone dachy miasta i ludzie - maleńkie kształty, nieświadome cudowności tego miasta z niemalże boskiej perspektywy. Oczywiście, uwieczniliśmy te chwile na wielu zdjęciach. Usiedliśmy w cieniu blanek i uraczyliśmy się energetyzującym posiłkiem w postaci bułki i jogurtu. Odpoczywaliśmy w ten sposób około czterdzieści minut.

Posileni, ruszyliśmy w drogę powrotną, tym razem już po schodach. Wcale nie było to o wiele łatwiejsze niż w pierwszą stronę, bo schody tam są wyjątkowo strome. Gdy wreszcie znaleźliśmy się na dole, okazało się, że zegar wskazuje już godzinę 18. Było to dość szokujące, wyprawa do twierdzy sprawiła, że większość z nas straciła poczucie czasu. W oczekiwaniu na obiad, znów była chwila czasu wolnego, by uzupełnić zapasy w sklepie czy zjeść kolejną porcję lodów. Po zjedzeniu tradycyjnych, bałkańskich przysmaków - pizzy i burgerów - skierowaliśmy się do naszego klasztoru. Na miejscu, chętni skorzystali jeszcze z kąpieli w morzu. Zrobiło się przyjemnie chłodno, a cieplutka woda sprzyjała takiej romantycznej kąpieli. Szybka, pyszna kolacja i zasłużony, zimny prysznic, dla większości były ostatnimi akordami tego fantastycznego dnia. Zmęczeni jego intensywnością, szybko i dobrze zasnęliśmy.

4 sierpnia- moim zdaniem, jeden z najlepszych dni tego wyjazdu! (BZ)

 

Dzień 8 - 5.08.2023

relacja w przygotowaniu [SM]

 

Dzień 9 - 6.08.2023

Dzisiaj mieliśmy skończyć nasz wydłużony pobyt w Kotorze. Gdy rankiem zaczęły mnie budzić promienie słońca wpadające przez okno klasztoru w którym byliśmy gośćmi, wiedziałem że będzie to dobry dzień. Dzień w którym w końcu ruszymy do Żabljaka! Na samą myśl o zdobywaniu szczytów parku narodowego Durmitor byłem bardzo podekscytowany. Po zjedzeniu przyzwoitego śniadania wzięliśmy udział we Mszy Świętej w lokalnym kościele (językowo zaskakująco zbliżonej do polskiej mowy), przygotowaliśmy lemoniadę z limonek, udostępnionych przez gospodarza z klasztornego ogrodu, i wyruszyliśmy w drogę.

Mając za sobą wiele godzin podróży dotarliśmy ostatecznie na camping gdzie mieliśmy nocować. Późna pora i trud podróży dawały o sobie znać ale nie aż tak bardzo jak zimno spowodowane 5 stopniami Celsjusza, o którym zdążyliśmy zapomnieć podczas pobytu nad wybrzeżem (Podgorica, Bar, Budva, Kotor) gdzie wylewaliśmy (i to dosłownie!!) z siebie siódme poty. Ostatecznie udało nam się zbudować schronienie z tarpów oraz kijów trekingowych, które pełniły role masztów.

Koło 22 zjedliśmy prowizoryczną obiadokolację i zaczęliśmy próbować zasnąć, co samo w sobie było wyczynem. Zamykając oczy opatulony we wszystko co tylko mogłem na siebie założyć zasnąłem żegnając gwieździste niebo Durmitoru i śmiejąc się z samego siebie że jeszcze dwa dni temu narzekałem na polar i ciepłą czapkę którą nosiłem dodatkowo w plecaku mówiąc: "Na co mi się to przyda w tak gorącym kraju?!" (JB)

Dzień 10 - 7.08.2023

Dziesiąty dzień naszej wyprawy zaczęliśmy chłodnym, deszczowym porankiem na kempingu pod Žabljakiem. Niestety przez pogodę musieliśmy zmienić wcześniej zaplanowaną trasę na taką, która będzie odpowiednia do warunków atmosferycznych. Po szybkim śniadaniu zebraliśmy nasze rzeczy pod plandeką na wypadek deszczu, a następnie udaliśmy się na szlak. Po drodze zauważyłem, że okoliczna flora jest bardzo podobna do tej w naszych polskich górach. Szlak, którym podążaliśmy był dosyć łatwy, a prowadził on do punktu widokowego na jednym ze szczytów. Po około 2 godzinach dotarliśmy do celu, a następie zakupiliśmy bilety na punkt i bez zbędnych przerw zaczęliśmy się wspinać.

Trasa na szczyt w moim odczuciu nie była zbyt trudna ale zdarzały się momenty gdzie skały były na tyle mokre po porannym deszczu, że można było się poślizgnąć dlatego niektórzy zabrali ze sobą kijki trekkingowe. Wspinanie zajeło nam około 20 minut, a na końcu czekał nas przepiękny widok na masyw Durmitor oraz pobliską dolinę. Na szczycie zjedliśmy drugie śniadanie, a także całą ekipą zrobiliśmy sobie zdjęcia. Następnie ruszyliśmy w stronę miasta Žabljak. Kiedy dotarliśmy do celu, Sadek podzielił nas na ekipy, które miały za zadanie kupić rzeczy na obiad na kolejny dzień i podwieczorek. Byłem z góry przypisany do ekipy żywieniowej, także wraz z innymi poszliśmy do sklepu kupić produkty na obiadokolację. W czasie naszych zakupów, Sadek z Tadeuszem poszli kupić na podwieczorek bałkański przysmak zwany Burkiem.

Po wykonaniu zadań spotkaliśmy się wszyscy pod piekarnią i zjedliśmy posiłek. W krótce zauważyliśmy, że od strony gór idzie burza także bezzwłocznie udaliśmy się do kempingu. Kiedy dotarliśmy na kemping od razu zacząłem wraz z Zysią, Nadią oraz Gajdą przygotowywać obiadokolację. Tego wieczoru mieliśmy w planach w końcu zrobić zupki chińskie, które woziliśmy ze sobą od początku wyjazdu. Niestety palniki nie były na tyle wydajne, żeby szybko zagotować wodę, dlatego cała operacja gotowania posiłku trwała około 1,5 godziny.* Na szczęście humor nam dopisywał więc długi czas przygotowywania posiłku nie był nudny. Po zjedzeniu obiadokolacji nasza ekipa poszła się umyć w (ciepłym!) prysznicu. Następnie ułożyliśmy karimaty pod wcześniej przygotowaną plandeką i poszliśmy spać. Moim zdaniem nie zwiedziliśmy najlepszej części tego masywu górskieg, dlatego prawdopodobnie kiedyś tu wrócę. (MKa)

*korekta redakcyjna - zupki zostały zjedzone gdzień wcześniej. Tego dnia jedliśmy makaron z sosem pomidorowym z tuńczykiem. Jego przygotowanie zajęło ponad 3 godziny. 

Dzień 11 - 8.08.2023

Bardzo wczesna pobudka (6 rano), trzeba się błyskawicznie spakować i zwinąć tarpa. Po szybkim śniadaniu podjechał po nas busik z "najlepszym kierowcą w Czarnogórze" (zaprzyjaźniony kierowca kto®y dwa dni wcześniej dokonywał cudów kompresując nas i innych pasażerów w swoim busie), który po 1,5 godziny jazdy dowiózł nas pod dworzec PKS w Mojkovac. Wtedy rozpoczęła się wędrówka po górskim szlaku. Jedynym przystankiem na trasie , za to niezwykle urokliwym, było gospodarstwo agroturystyczne i restauracja Katun Lanista. Poza widokami mieliśmy okazję skosztować lokalnego sera, chleba i czarnej kawy. Następnie, schodząc w dół, dotarliśmy do celu wędrówki. Nasz mały obóz rozbiliśmy na kamienistym kempingu nad Jeziorem Biogradskim. (JD)

 

Dzień 12 - 9.08.2023

Przedostatni dzień naszego obozu zostanie zapamiętany przez nas na długo.

Po zimnej nocy wynurzyliśmy się z chłodu lasu na pomost gdzie odbył się apel. W jego trakcie, jak i podczas późniejszej wędrówki, towarzyszył nam czworonożny druh Fafik. Warto o nim wspomnieć ponieważ dzielił on z nami trudy tego dnia jak i miskę, podjadając niepilnowane parówki oraz feralne wrapy z kapustą. Był także czas na pamiątkowe zdjęcia.

Następnie całe nasze zgrupowanie ruszyło w drogę aby po przejściu kawałka brzegiem jeziora Biogradskiego rozdzielić się. Grupa śmiałków składająca się z wielu naszych druhów, a także dwóch dzielnych druhen z 19 UDW Arka (oraz Fafika), zdecydowała się na ruszenie w wyższe partie gór. Wiązało się to ciężkim pojedynkiem na podejściu, jednak satysfakcja była zdecydowanie wprost proporcjonalna do trudu. Po zdobyciu szczytu delikatnie zeszliśmy sobie wśród pięknych widoków do Kolasina gdzie przyszło się pożegnać z naszym wiernym, kudłatym kompanem.

 

Z kolei druga grupa kontynuowała marsz wokół jeziora, aby następnie zacząć zejście do stacji. Ich droga także obfitowała w liczne niespodziewane przygody co kontrastuje z spokojem jaki towarzyszył pierwszej grupie, która to myślała, że to właśnie oni są na tropie wielkich przygód. Jak się okazuje, obozowe życie bywa niespodzianką. A co było w Mojkovac, zostaje w Mojkovac. ;)

Docelowym miejscem dla obu grup była Podgorica gdzie znowu się połączyliśmy. Warto nadmienić, że przy okazji przejazdu wszyscy mogli zobaczyć jedyną w Czarnogórze autostradę, oddaną do użytku ledwie rok temu. Późnym wieczorem przyszło nam zjeść pizzę i świetnie się bawić podczas ostatnich chwil tego niesamowitego wyjazdu (JP)

Dzień 13 - 10.08.2023

Ostatni dzień naszego wyjazdu rozpoczęliśmy wczesną pobudką o 6:30 i żwawym pakowaniem. Opuściliśmy nasz nocleg w podgorickim kościele św. Serca Jezusowego i po raz ostatni dostąpiliśmy zaszczytu przejazdu czarnogórską koleją, już w stronę Aerodromu. Przed wejściem na lotnisko wszyscy rozkoszowali się lokalnym jedzeniem w ramach śniadania, a bagaże zostały zapakowane w format "samolotowy". Pomimo kolejek i lekkich opóźnień, równo o godzinie 14 z minutami, Airbus A320 linii WizzAir gościł nas na swoich siedzeniach i niecałe 2 godziny później zebraliśmy się na lotnisku Katowice - Pyrzowice. Następny punkt naszej podróży wypadał w samej Galerii Katowickiej, gdzie mogliśmy skosztować tamtejszych potraw takich jak makaron bolognese lub filet z mintaja z frytkami. Najedzeni rozpoczęliśmy ostatni etap podróży - przejazd pociągiem na stację Warszawa Gdańska. W wagonowych przedziałach czas mijał nam na rozmowach, graniu w Jungle Speeda, pocieszaniu Gajdy (Legia Warszawa przegrała mecz) czy podziwianiu raperskich umiejętności konduktora w komunikatach. W stolicy wysiedliśmy około 22:30, gdzie po ostatnim kręgu, podziękowaniach, podzieleniu sprzętu i pożegnaniu się, zakończyliśmy tę piękną trzynastodniową przygodę. (TR)

Braci się nie traci?? (ani sióstr). 

 

Drogi Czytelniku! Dziękujemy, że dotarłeś aż tutaj. Jesteśmy świadomi, że relacja nie jest idealna - mogłaby zawierać więcej szczegółów, czy mniej błędów. Jest jednak absolutnie wyjątkowa - nasza. Autorstwa wędrowników, którzy uczestniczyli w czarnogórskiej wyprawie. Zachęcamy do podpytywania druhów o szczegóły tej niesamowitej przygody. KLAWBOYS - Kadra Oldboyów!